Jak wchodzę o świcie do atrium to jest jeszcze ciemno i cicho. Moje malutkie świergotki, które jeszcze miesiąc temu budziły się z wielkim ćwierkającym wrzaskiem teraz jeszcze śpią. Budzą się pojedynczo, jakoś nie chętnie i każdego dnia o pięć minut później, dopiero około godz, 7 I to mają być Raniuszki, prędzej nazwałabym ich teraz Leniuszkami, widocznie Raniuszkami są wiosną i latem jesienią już nie. Chyba do atrium przychodzą teraz wyłącznie osoby korzystające z jego piękna bo jest czyściutko, nikt nie brudzi ani nie bałagani. Ławki i stoły są równiutko poustawiane, z okien i balkonów pozabierane są kwiaty i to wszystko z lekka obsypane pożółkłymi liśćmi. Jest pięknie. Liści jest nie wiele ponieważ w naszym atrium są tylko dwa drzewka liściaste. to drzewa różane, reszta to żywotniki. To atrium to pamiątka po poprzedniej dyrektorce, która bardzo dużo zrobiła dla naszego DPSu jednak pamięta się tylko to zło które wyrządziła przez nie opanowaną chęć zysku. ” Zła myśl zwiększa chytrość ale i zmniejsza rozum”. Teraz nie powstaje nic nowego jest tylko ciągła łatanina.
Zawsze byłam zakochana w takiej bardzo wczesnej porze dnia ale jesienne świty kocham szczególnie. Jesienią natychmiast po wyjściu z domu staję się melancholiczką.
Październikową idę aleją, usłaną kolorami jesieni: brązem, purpurą i złotem, to wszystko w słońcu się mieni. Słońce rozjaśnia nam twarze, ciepłem otula nas jesień. Zamykam oczy i marzę, bo same dobre myśli taka jesień niesie.
Jesień owszem jest piękna i mnie rozczula ale jest coś co mnie denerwuje – to brak organizacji pracy u nas w DPSie i jakoś dziwnie pojęta oszczędność. Zakupiono jakąś partię energooszczędnych żarówek pewnie za najniższą ceną. Te żarówki przepalają się na potęgę np. u mnie w ciągu miesiąca żarówka przepaliła się trzykrotnie. Oszczędność jak diabli. Druga rzecz to organizacja pracy. W tym tygodniu i ubiegłym pracownik w naszych łazienkach instalował uchwyty przy sedesach i przy brodziku. Czy na prawdę nie mógł wchodząc do jednej łazienki zainstalować oba uchwyty, a nie w jednym tygodniu zamontował jeden za tydzień przyszedł z drugim. Jeszcze żeby po sobie pięknie posprzątał, to ewentualnie mogłoby być. Jeśli nie umie albo nie lubi sprzątać żeby umówił się z pokojową która po jego robocie posprzątałaby, ale nie w pierwszym tygodniu przyszedł jak nasza pokojowa miała dzień wolny a majster nabałaganił i poszedł a brud został, w następnym tygodniu z drugim uchwytem przyszedł pięć minut po generalnych porządkach jakie co tydzień robi pokojowa. Oczywiście nie pozwoliłam mu na robienie bałaganu w posprzątanej na błysk łazience. A ponadto jak będzie chciał zamontować uchwyt przy brodziku, to będzie musiał wymontować krzesełko bo jedno drugiemu będzie przeszkadzało. Z tego krzesełka nigdy nie korzystałam ponieważ, moim zdaniem, jak kąpiący się na nie usiądzie to już nie ma pola manewru, musi go myć ktoś bo sam nie da rady, zaleje całą łazienkę, ( może dlatego byłam przez wiele lat zalewana ).
Za czasów kiedy ja byłam czynna zawodowo a do pracy przyjmowano nowego pracownika to oddawano go pod opiekę pracownika doświadczonego i według szefostwa pracownika porządnej roboty. Miałam taką podopieczną która po latach była w zarządzie najwyższych władz naszego województwa a nauczyłam ją wszystkiego począwszy od rozpoczęcia dnia pracy, (nigdy na ostatnią chwilę ), poprzez przyjmowanie interesantów – nigdy nie wolno odpowiedzieć to nie do mnie, tylko zaprowadzić petenta do odpowiedniej osoby i przedstawić sprawę. Tam gdzie pracowałam nie było żadnych pokoi socjalnych ani przerw na śniadanie; nauczyłam więc swoją podopieczną jak należy jeść śniadanie żeby nikt nie widział, że jesz i żebyś zawsze była na stanowisku pracy – górna szuflada biurka powinna mieć wygospodarowaną środkową część, w której mogłaś mieć kanapkę a jak interesant wchodził to po prostu szufladę się zamykało. Kończąc dzień pracy należy przygotować sprawy do załatwienia na jutro a samo biurko zostawić w jak najlepszym porządku, najlepiej żeby na nim niczego nie było. I to zawsze czyste moje biurko przyczyniło się do wykrycia sprawcy, który nie wiadomo kiedy i nie wiadomo jak kradł co się dało z biurek i godzinami prowadził rozmowy tak zwane międzymiastowe, z telefonów służbowych, rozmowy takie wówczas bardzo drogie. Któregoś dnia przyszłam rano do pracy i oczom nie wierzę – na moim biurku leży kartka z notatkami i nieznanym mi numerem telefonu. Po pierwszych cyfrach już wiedziałam, że to numer nie z naszego miasta. Poprosiłam o wykaz rozmów międzymiastowych wychodzących od nas. Sprawdziłam kiedy pod ten numer dzwoniono. I tak po nitce do kłębka wykryłam sprawcę i rozmów międzymiastowych i kradzieży. Po latach przychodzę do biura córki i oczom nie wierzę ów pan zdemaskowany przeze mnie pracuje u mojej córki i ona ma do niego pełne zaufanie. Niestety musiał wylecieć z hukiem. Tak więc cwaniactwo zdemaskuje cwaniaka wcześniej czy później a porządna robota zawsze się opłaca, nie zawsze niestety finansowo ale moralnie ( chociaż to słowo dla wielu ludzi jest obce ) daje jednak satysfakcję. Życzę każdemu satysfakcji ze swojej moralności, to piękne uczucie. I tak od jesiennej alejki, przez nasze łazienki doszłam do organizacji pracy i moralności, a ściślej etyki zawodowej. Tak więc czas kończyć.
Jeszcze tylko słówko do Pani Ani – przepraszam, ale nie umiem pisać do kogoś, dlatego zawsze odpisuję na swoim blogu. Ciągle słyszę – to bardzo proste, zobacz; a ja się zamknęłam na wszystko czego musiałabym się nauczyć. Dziękuję Aniu, że piszesz do mnie, że czytasz i za wszystkie miłe słowa dziękuję.
N A R A !!
