Karteczki informujące…

Za każdym razem jak wychodziłam z pokoju na dłużej za wizytówkę na drzwiach wkładałam karteczkę informującą dokąd poszłam i o której wrócę. Tych karteczek zebrało się kilka, ponieważ nie chciałam za każdym razem wypisywać to zrobiłam je na twardym papierze wypisane flamastrem i trzymałam w koszyczku a wychodząc wybierałam odpowiednią kartkę i wkładałam ją za wizytówkę. Kartkę informującą, że jestem w ogródku zlikwidowałam już dawno, bo już od dawna do ogródka nie chodzę; a ostatnio zniszczyłam kartki informujące – poszłam na spacer czy poszłam do miasta. I właśnie to zniszczenie owych kartek poinformowało mnie z wykrzyknikiem, że życie ze mnie odchodzi, bo ani na spacer ani do miasta już nie chodzę. Jeszcze została w koszyczku jedna karteczka – jestem na spacerniaku, czyli w atrium. jak długo ta kartka będzie aktualna nie wiem. Jeszcze nie tak dawno, poza ćwiczeniami chodziłam sobie z kijkami po tym spacerniaku, od ponad pół roku chodziłam już tylko z chodzikiem a ostatnio już i tego nie mogę robić ćwiczę oddech siedząc na chodziku. Jeszcze mam nadzieję, że po zastrzyku w kolano, czyli po 16 października wrócę do jako takiej formy i znów kartki będą aktualne. Kto wie, cuda się zdarzają.

Jestem pełna podziwu dla naszych pracowników kuchni, niedzielny obiad w całości był smaczny ale bitki w sosie to mistrzostwo świata, brałeś do ust mięsko a ono rozpływało się w ustach. Mięso nie jakiś tort. Pomalutku personel pracujący w kuchni zaczyna się kompletować, już nie dwie osoby szykują posiłki dla 150 osób a cztery. To jeszcze ciągle mało ale już jako tako. A Marianka mówi – nareszcie i moja ulubiona kuchareczka wróciła ze zwolnienia lekarskiego. Pytam więc kto to taki, a Marianka na to – to Danusia. Mina mi zrzedła, bo niestety ja nie mogę zapomnieć jej podejścia do mnie w czasie kiedy to była na mnie największa nagonka. Z pracowników kuchni to tylko ona i towarzysząca jej w pracy nowa wówczas pracownica Ula ( moja wieloletnia sąsiadka ) traktowały mnie nie godnie. Wstyd mi za takich osobników, którzy żeby przypodobać się dyrektorce i jej przydupasom są gotowi pomiatać człowiekiem choć ten na to nie zasłużył. Ulce jakoś wybaczyłam a Dance nie mogę. Nikt z pracowników kuchni nie przeszedł na stronę moich wrogów tylko ona, tak więc wryła mi się w wieczną pamięć. Inni pracownicy kuchni, wiedząc, że to co się dzieje w okół mnie jest niesprawiedliwe, to nawet okazywali serdeczność, żeby mi ulżyć psychicznie, żeby pokazać, że nie wszyscy są nie godni nazywać się ludźmi. Wiem, że powinnam zapomnieć o tym co było tak dawno, ale nie mogę. Przecież tym ludziom nic nie zrobiłam i żeby tak spytać dlaczego mnie gnębili przez kilka lat, bezwzględnie i bezustannie, założę się, że nawet nie wiedzą dlaczego.

Tak więc chodzić nie mogę a kuchnia gotuje pysznie, to co wówczas dzieje się z człowiekiem ? A niech się dzieje co chce. No chyba, że macie jakiś pomysł na chudnięcie jak się nic nie robi tylko leży i je.

I to już wszystko NARA !!