Logopedia

Logopedia, na którą chodzę systematycznie, to moje pierwsze zajęcia stałe poza wszelkimi zajęciami sportowymi sprzed laty. Są to zajęcia na których muszę być skoncentrowana przez cały czas zajęć jeśli chcę osiągnąć oczekiwany efekt, czyli powstrzymanie szarych komórek przed degradacją. Czasem się to komuś udaje, czasem nie ale na pewno w jakimś stopniu proces starzenia się szarych komórek jest opóźniany. Pomimo, że jesteśmy skoncentrowani na sobie to widzimy starania w zapamiętywaniu u innych osób. Na jednych z zajęć wszyscy zwrócili uwagę na zachowanie Eli, uczestniczki zajęć. Ela ma problemy z wymową, i z zapamiętywaniem, ale jest logiczna. Ciężko jej jest tą logikę wykazać ale ona ją ma. Nagle zwróciła się do Natalki – osoby prowadzącej zajęcia – przepytaj mnie szybciej, póki jeszcze te cholerne leki nie działają bo jak zaczną działać to ja mam całkowity odlot, a mnie zaczyna brać ta farmacja. Za chwilę Ela zaczęła odlatywać. To był straszny widok, zrobiła się blada, oczy zaczęły wpadać w oczodoły i zaczęła się przewracać. Natalka szybko przerwała zajęcia i zajęła się Elą. Wcześniej jeszcze Ela powiedziała nam, że ona dostaje za dużo leków na raz, chyba z dziesięć, a szczególnie jeden lek jej wyraźnie szkodzi i poprosiła Natalkę żeby ona coś zrobiła z tymi jej lekami. Pomogłam Natalce wyprowadzić Elę z zajęć. Nawet nie wiedziałam, że Natalka natychmiast zajęła się sprawą Eli. Idę korytarzem zatroskana widokiem Eli i spotykam Kasię inną terapeutkę. Opowiadam jej o przeżyciach Eli a Kasia na to- to są skutki podawania dużej ilości leków na raz. Każdy medyk wie, że tak robić nie można. Między przyjęciem każdego leku musi być odpowiedni odstęp czasowy. Miałam taki przypadek na swoich zajęciach – mówi Kasia. I co zrobiłaś? A co ja mogę, my nie możemy wtrącać się do pracy innych działów. ( pewnie, przełożona nie pozwoliła wtrącać się w jej zakres obowiązków, bo widać jak na dłoni, że jest źle zarządzany jej resort, nie widzi tego tylko p. dyrektor, po za tym każdy). Na drugi dzień, na zajęciach z logopedii Ela jest pełna życia. Tylko weszłam i powiedziałam dzień dobry, ona na cały głos krzyknęła – Danusiu chodź tu do mnie muszę cię uściskać, ( Ela jest osobą bardzo słabo widzącą ). Tak więc uściskałyśmy się i z wielkim zainteresowaniem zaczęłam obserwować Elę. Brała czynny udział w zajęciach, była w miarę skoncentrowana; to była nie ta Ela co wczoraj. Pytam Natalkę, czy coś zrobiła z tą ordynacją leków Eli, bo to jest zupełnie inny człowiek? Natalka odpowiedziała krótko – tak, porozmawiałam z kim trzeba. Czyli, że można wtrącić się w pracę innych działów; a moim zdaniem to nawet trzeba. Na każdych zajęciach trzeba bacznie obserwować zachowania nas wszystkich i pomagać. Żeby Natalka nie zainteresowała się Elą bardzo szybko byłaby z niej roślinka. Mieszkańcy to widzą, że osoby przeniesione na oddział z chorobami starczymi szybko stają się roślinkami. Moim zdaniem to dlatego, że nikt nie interesuje się jak na poszczególny organizm działają leki. Lekarz zaordynował to musisz je brać. Jeśli przesypiasz pół dnia to i dobrze przynajmniej jest święty spokój. Służba zdrowia nie będzie przecież co 15 minut biegała do pacjenta bo on ma dużo leków do przyjęcia, przyjmie na raz wszystkie i jest święty spokój. I tak dla świętego spokoju zatruwa się podopiecznych, niszczy się żołądek, jelita. Jeden lek niweluje działanie drugiego, nasilają się skutki uboczne, następuje zaostrzenie choroby i hamowanie metabolizmu. Umysły tępieją i my najchętniej byśmy spali bo i tak nie wiemy co się dzieje w okół nas. Zamiast ganiać po pokojach nie wiadomo po co, nasza służba zdrowia powinna znaleźć czas na obserwację chorego po zaordynowaniu nowych leków. Zobaczyć jak leki są tolerowane przez organizm. Sprawdzić czy oby na pewno podawane są te leki które lekarz przepisał; a to dlatego, że i apteka stosuje samowolkę w zamiennikach. Jestem tego żywym przykładem. Po stosowaniu zamienników bez uzgodnienia z pacjentem natychmiast poznaję, że została zamieniona apteka. Pilnuję wszystkiego sama, dlatego póki mogę to muszę stać na straży każdej mojej szarej komórki i do tego potrzebna mi jest logopedia. Logopedia to najlepsze zajęcia dla powstrzymania resztek naszego rozumu. Przez całą godzinę jesteśmy wszyscy skoncentrowani, nastawieni na intensywne myślenie z zapamiętywaniem tego co mówią inni, bo wiemy, że za chwilę będziemy musieli powtórzyć to co inni mówili. Tę koncentrację przerywają co jakiś czas salwy śmiechu, wybuchy śmiechu takiego spod serca. Są to najlepsze zajęcia na wszelkie dolegliwości umysłowe i na naszą sfatygowaną logikę i na stany depresyjne.

I to wszystko NARA !!

Burza komentarzy,

które zawsze mnie cieszą nawet jeśli wyrażają się o mnie źle. Komentarze dotyczą poprzedniego wpisu. Napisał do mnie ktoś z wierchuszki naszego DPSu, nawet ośmielając się podpisać jako Dps. Skąd wiem? A no stąd, że tego kogoś zabolało tylko jedno słowo w moim wpisie. – won. W sumie pewnie nie zabolało ale dało możliwość popsioczenia na mnie. Czyli, że osoba ta czytała bez zrozumienia albo była współtwórcą tego absurdalnego zarządzenia. Na temat tego wpisu miałam 18 komentarzy i wszystkich przeraziło zarządzenie dyrekcji a nie jedno słowo nawet najgorsze, nękanej przez trzy noce staruszki. Inni zauważyli, że przeprosiłam i rozumieli moją wściekłość, a ten ktoś najchętniej pozbyłby się mnie z tego Domu, ze względu na brak klasy. Nigdy nie pretendowałam do osoby z klasą, raczej w drugą stronę. W tym Domu są już tylko trzy osoby które chętnie pozbyłyby się mnie. Proponuję sprawdzenie swojej klasy kiedy ułoży się pani do snu, nie podczas dyżuru tylko na odpoczynek, a ktoś uparcie będzie budził panią co półtorej godziny. Nie budziły się tylko osoby którym aplikujecie końskie dawki tabletek na sen. A może to była nieudana próba powrotu do starych ” dobrych czasów ” kiedy to nocny ” patrol ” w osobach trzech zaufanych pielęgniarek sprawdzał siłę działania tabletek a potem okradał. (Opisywałam to na blogu ). Na szczęście z tych trzech pielęgniarek została już tylko jedna uniżenie posłuszna przełożonej.

A oto treść komentarza o którym mowa – cytuję: Cóż za brak klasy, widać jak nie ma pani szacunku do ludzi ( do ciężko pracujących ludzi to wy nie macie szacunku ). Co oni są winni żeby krzyczeć do nich won? ( faktycznie to won powinno być skierowane do kogoś innego )Może niech pani zrobi won z Dpsu jak tak pani nie pasuje. Koniec cytatu. Zdania w nawiasie są ode mnie. Osoba pisząca ten komentarz pewnie od lat marzy żeby się mnie pozbyć, dopiero byłby raj. Jak przeczytałam ten komentarz innym to usłyszałam wręcz kabaretową odzywkę – no popatrz nie poznała się na twojej znajomości języków obcych. A to won to samoobrona ubezwłasnowolnionej przez was kobiety. Tak jak ja wściekłych ludzi w tym czasie były dziesiątki ale tylko ja wyraziłam swoją wściekłość na piśmie inni stawali oko w oko, a jeszcze inni nie mieli odwagi albo możliwości wypowiedzenia się. Najrozsądniej postąpiła Basia – zaraz po pierwszym przebudzeniu ruszyła trzy piętra wyżej i zażyczyła opisania swojej wściekłości w raporcie dyżurów i miała święty spokój. Nikt z dyżurujących w tych nieszczęsnych nocach nie miał pretensji do wściekłych podopiecznych, wręcz odwrotnie wiedzieli, że ta wściekłość zmusi kierownictwo do zmiany stanowiska. Może wreszcie wierchuszka zrozumie, iż podjęcie każdej decyzji wymaga przemyślenia. Kobiety ,wy naprawdę musicie swoje myślenie podsunąć do przemyśleń mądrzejszym np. do rozważenia przez Samorząd Mieszkańców. Boicie się tego Samorządu jak diabeł święconej wody, a wasza praca wymaga nadzoru. Popełniacie za dużo błędów.

I to już wszystko – NARA !!

Szanownej odbiło !

W ubiegły czwartek, jak zwykle położyłam się spać o godzinie 21,30. Ponieważ robię tak niezmiennie od lat to mój organizm jest przyzwyczajony do spania zawsze w tych samych godzinach i do budzenia się w tym samym czasie, dlatego wstaję radosna i cieszy mnie wszystko zwłaszcza jak wyjdę o świcie z domu. Ten mój radosny rytuał ośmielili się popsuć pracownicy nocnej zmiany naszego DPSu budząc mnie co dwie godziny przez całą noc. W sumie nie budząc bo jak raz i drugi zostałam rozbudzona to już za trzecim razem nawet nie zdążyłam usnąć. Najpierw myślałam, że to pewnie nowi pracownicy i mylą im się pokoje. Nasz labirynt korytarzy każdej nowej osobie przysparza kłopoty. Później przyszło mi do głowy, że to jakaś złośliwość, widać było, że to celowe działanie, tak więc jak po raz trzeci ktoś wtargnął do mojego pokoju ( osoby nigdy nie widziałam bo zawsze byłam odwrócona do ściany ) to już nie byłam miła, tylko wrzasnęłam – won !! Teraz przepraszam ale jak widzicie staruchów budzić w nocy nie można. Przecież to była godzina 2 w nocy. Jak po raz czwarty ktoś wszedł i jeszcze bezczelnie spytał mnie o samopoczucie o godzinie 3,30 w nocy to posłałam ostrą wiązankę. Jakbym miała tę osobę na widoku w linii prostej to cisnęłabym w nią czym by się dało. Czułam się jak więźniarka pod ścisłym nadzorem, do której celi klawisz wchodzi co 2 godziny. w ramach tortur. Rano usiłowałam życie swoje postawić na właściwe tory, czyli wstać jak zwykle o godzinie 4,30 i robić wszystko jak zwykle. Robiłam , ale bez życia. Ledwie się ruszałam, w głowie mi się kręciło, każdy ruch sprawiał mi ból. W tym dniu zrezygnowałam z gimnastyki, nie miałam siły. Zrezygnowałam z zajęć wszelkich. Byłam nie miła do każdego. Wyprosiłam księdza ze swojego pokoju; nie wiedziałam po co on do mnie przyszedł – a to była Kolęda. Pół przytomna dotrwałam do godziny 11 i padłam. Zasnęłam. Po przebudzeniu i rozmowie z pracownikami dowiedziałam się, że to nachodzenie mnie w nocy to zarządzenie p. dyrektor. Tak podobno ma być każdej nocy i u wszystkich. Zarządzenie osoby udającej na każdym kroku, że jest pełna empatii, że najbardziej zależy jej na dobru jej podopiecznych. Pierwsza moja myśl – to ” starej” odbiło. Sama nie może spać to i nam nie daje. Coś jej się poprzestawiało w głowie. Jak można ludziom, swoim podopiecznym przewrócić życie do góry nogami.Niech sama zacznie spać w dzień a pracować w nocy. To zarządzenie to ogołocenie nas z resztek godności – ona jest dyrektorem i ona może wszystko. Jak trochę się uspokoiłam to pomyślałam sobie, że na pewno wystarczy przykleić kartkę do drzwi z prośbą o nie wchodzenie do mojego pokoju w nocy i będzie po sprawie. Napisałam – w godzinach od 21.30 do 4.30 usiłuję spać proszę więc nie zakłócać mi spokoju składaniem wizyt. Wizytowanie nas co 2 godziny w nocy to zwykłe nękanie. Byłam pewna, że noc będę miała spokojną. Niestety łaziki bezustannie łaziły po pokojach. Co im to daje? Jeśli sprawdzają czy żyjemy to mogą to zrobić w bardziej przyzwoitym czasie nie gnębiąc żywych. Jeśli będziemy potrzebowali pomocy to o nią poprosimy, wystarczy, żeby zawsze ktoś był w pokoju gdzie odzywają się dzwonki alarmowe. A może moja prośba była napisana zbyt okrężnie, napiszę kategorycznie i wprost na pewno poskutkuje. Niestety nie poskutkowało. Poczułam się jak osoba ubezwłasnowolniona – mogę sobie prosić do woli a oni zrobią ze mną co zechcą. W naszym Domu od zawsze ludzie czują się ubezwłasnowolnieni. Na każdym kroku robi się z nas durniów, Dziwię się, że po trzech nocach bezsenności nikogo nie pobiłam, widocznie jeszcze jakaś ogłada we mnie jest. W niedzielę rano jak opiekunka zobaczyła mnie taką wyplutą, postanowiła zadziałać i moje żądania opisała w raporcie dziennym. Poskutkowało ! Spałam spokojnie i w dzień i w nocy. W poniedziałek samopoczucie cudne, wróciłam do żywych. Tak więc jak poszłam do p. dyrektor to już nie w bojowym nastroju. Powiedziałam tylko, że przyszłam ze skargą na pani Zarządzenie dotyczące wizytowania nas nocą. Pani dyrektor winę zwaliła na osoby dyżurujące w nocy, na zasadzie, że nie zrozumiały intencji. Zrobiła to bardzo miło. To była taka zwyczajowa kpina, zawsze wszystkie nasze skargi są po prostu lekceważone. Pomyślałam sobie – no pewnie, że nie przyznasz się do błędu, dyrektorzy się nie mylą i zawsze mają kogoś do bicia. Tak się składa, że znam osoby z nocnej zmiany to inteligentni ludzie a tym razem posłużyli pani dyrektor jako worki treningowe. Kto inny wydał bezmyślne zarządzenie a kto inny obrywa cięgi ze wszystkich stron.

Jak się tak ludzi przeczołga to normalność zaczyna cieszyć. Mnie w tej chwili cieszy fakt, że mogę spokojnie spać w nocy, że gestapo nie chodzi. Wczoraj na korytarzu spotykam pokojową pchającą nasz wielki, obładowany posiłkami wózek barowy, mówię do niej – współczuję, taki ciężar, a ona na to – pani Danusiu ale jest winda. Czyli, że po za pchaniem wózka już odpadło zdejmowanie wszystkich gorących garów w połowie drogi, po to żeby je znów ustawiać na wózku. No i czyż nie radość. Niestety nie ma w naszej dyrekcji mądrej i odpowiedzialnej osoby. Jedna wyda bezmyślne zarządzenie a reszta kierownictwa nie ośmieli się powiedzieć, że tak nie można, to jest bezrozumne zarządzenie. Ludzie więcej odwagi może wytykając błędy wyprostujecie rozum. Niestety ja na każdym kroku widzę bezmyślne zarządzanie naszym Domem.

P.S. Bardzo dziękuję Ani za wpis na blogu. Po napisaniu określeń jakich ja używam w stosunku do ciebie to już wiem o kogo chodzi. Tak więc ściskam cię serdecznie ( tak, że aż czuję twój piękny zapach ) dziękując za pamięć. Ale coś długo już ciebie nie widziałam. Co się dzieje?

To już wszystko – NARA !!

Ogałacanie…

to słowo usłyszałam w bardzo ładnym kontekście, wypowiedziane przez babcię mieszkającą na plebanii u Ojca Mateusza, oczywiście w serialu telewizyjnym. Powiedziała ona mniej więcej – starość, to życie ogołocone z jakiejkolwiek dramaturgii .Człowiek w podeszłym wieku jest z czegoś ogałacany codziennie i sukcesywnie. Życie go ogałaca ale i on sam siebie również ogałaca z dramaturgii życia przesypiając pół dnia tak jak ja teraz i nie tylko ja, z kimkolwiek z naszych mieszkańców porozmawiam każdy co najmniej kilka godzin dziennych przesypia. Po przebudzeniu długo nie wiesz o co chodzi jesteś wyzuty z wszelkich zainteresowań, coś tam zrobisz od niechcenia albo z przymusu i znów zasypiasz. Jak do tej pory kurczowo trzymam się tylko jednej rzeczy – swojej porannej rozgrzewki skoro świt. Słyszę dookoła – zazdroszczę ci tego samozaparcia. Fakt, mam w sobie taką potężną poranną siłę która mnie goni do wyjścia z domu. Tak jak kiedyś do pracy tak teraz na soją gimnastykę. Poranki u mnie zawsze były leniwe dlatego wstaję bardzo wcześnie żeby się nie spieszyć. O godzinie 4,30 już ćwiczę w łóżku nogi, żeby się ruszały jak już wstanę. Do 5,30 to to ,to tamto i prysznic, kawka i wyjście z domu. Jak tylko znajdę się na świeżym powietrzu ogarnia mnie nieprawdopodobne szczęście. Cieszę się wszystkim co widzę i słyszę i z radością najpierw rozmawiam z Bozią a później ćwiczę cała szczęśliwa. Wracam do domu i jak przystało na kobietę ( jeszcze ) biorę w ręce lustro. Nie wiem po co ale idąc na śniadanie lubię ładnie wyglądać. Z reszty dnia jestem już ogołocona. Nie tylko ogołociłam się z chęci do czegokolwiek ale i z szarych komórek. Dzisiaj bardzo wyraźnie dał mi się we znaki Alzheimer . Leżąc na łóżku, tak pół na pół drzemiąc i oglądając telewizję usłyszałam słowo – wielbłąd, trochę czasu upłynęło zanim skojarzyłam, ze to jest zwierzę ale wyobrazić go sobie nie mogłam. Nie wiedziałam jak wygląda wielbłąd. Szczerze się przeraziłam i postanowiłam zmierzyć się z panem Alzheimerem i ze swoim lenistwem również. U lekarza poprosiłam o zabiegi na wzmocnienie kręgosłupa a u pań terapeutek o możliwość korzystania z logopedii. Ratuj się kto może, bo tak jak jest to być nie może.

W piątek 3 stycznia byłam w szpitalu na okulistyce. Czekając na zastrzyk siedzimy tam kilka godzin przerywanych różnymi badaniami. Na przeciw mnie siedział pan, który bez przerwy usypiał. Na wezwanie lekarza wstał, podreptał na badanie, wrócił i spał. Wszyscy się ożywiają jak już wchodzimy do pomieszczenia przed salą operacyjną; przebieramy się i rozmawiamy. Wchodzimy do tego pomieszczenia trójkami, byłam właśnie razem z owym panem więc zaczęłam go wypytywać o to i owo; myślałam, że jak spytam ile ma lat to usłyszę wiek około setki a on jest ode mnie starszy zaledwie o półtora roku. Zobaczyłam siebie taką za półtora roku i struchlałam – muszę przestać się ogołacać sama z siebie. Człowiek ogołocony ze wszystkiego jest straszny, to połamany we wszystkie strony korpus, zasypiający gdzie się da. Pomyślałam sobie – jeśli możesz coś z tym zrobić to rób póki nie jest za późno. Ćwiczyć kręgosłup będę do skutku aż odstawię chodzik, myślę, że się uda, a od dnia babci – to taka symbolika – odstawię całkowicie słodycze; muszę zrzucić parę kilogramów inaczej jeszcze trochę i nie uniosę siebie.

Na logopedii byłam już trzy razy, bardzo mi się te zajęcia podobają. Sądziłam, że na tego typu zajęcia chodzą ludzie którzy mają złą wymowę a okazuje się, że są to ćwiczenia na logiczne myślenie, skojarzenia i zapamiętywanie, a że jest na nich wesoło to chodzę i będę chodziła z przyjemnością aż będę pewna, że przygoda z wielbłądem to był incydent. Trochę bieganiny teraz mam to i mniej śpię. Po logopedii, która jest codziennie, mam indywidualne ćwiczenia kręgosłupa a po nich zabiegi na fizykoterapii również na wzmocnienie kręgosłupa. Mam nadzieję, że z wiosną zacznę znów sama wychodzić do miasta. Żeby tak jeszcze to cholerne kolano dało mi żyć.

PS. po moich wpisach o złym zakwaterowywaniu pensjonariuszy przez siostrę przełożoną, znów błąd został naprawiony, i druga pani o której pisałam, została przeniesiona a do nas przyszła już trzecia osoba na ten nieszczęsny pokój. Jeszcze nie wiem kto to taki, nie widziałam, ale już poszła plotka, że na tą panią również narzekam. Nie prawda, tej pani jak dotąd jeszcze nie widziałam i nie słyszałam, a plotkary już rozsyłają wici, że to niby narzekam na jej krzyki. Trochę to dziwne bo już po raz drugi dowiedziałam się, że plotkary autoryzują swoje plotki mówiąc, że słyszały to ode mnie, czy jestem dla nich autorytetem czy chcą podkopać moją wiarygodność? Jak dowiem się kto rozsiewa te plotki to nie podkopię a nakopię i to ostro.

I to byłoby na tyle, za tydzień napiszę o beznadziejnym zarządzeniu naszej p. dyrektor, które świadczy, że szanowna ma nas za nic udając troskę. NARA !!

Mamy nową windę !

To najlepszy prezent świąteczno – noworoczny jaki mogliśmy dostać i mieszkańcy i pracownicy. Wszystkim nam ulżyło w codzienności. Ja ze swoim chorym kolanem musiałam robić kilometry i to tylko na terenie budynku; teraz nowiutka, luksusowa winda jest bliziutko mojego pokoju i automatycznie mam teraz wszędzie blisko. Po za windą mieliśmy i inne upominki, wprawdzie skromniutkie ale takie od Mikołaja. W Sylwestra wystąpił dla nas chór APASJONATA , jest to zespół znany nam, występował u nas wielokrotnie i zawsze słuchamy go z zachwytem. Głosy piękne, czyste, dźwięczne i śpiewanie bardzo żywiołowe a to dzięki Pani Dyrygent która mnie zadziwia swoją energią. Nie wiem czy chórzyści zaśpiewali by tak porywająco pod inną batutą. Mogliby dodać do swojego repertuaru kilka piosenek z repertuaru sylwestrowego, czyli utworów do tańca, no ale trudno było to co było i to naprawdę pięknie wykonane.

A po za tym muszę zaznaczyć, że uwagi jakie poruszam na swoim blogu dotyczące pracy w naszym DPSie są brane pod uwagę i wcześniej czy później błędy są naprawiane. Tak stało się z moją sąsiadką, która według mnie powinna była być zakwaterowana na ” medyku ” ze względu na swoją chorobę i owa Pani już tam mieszka. Nie wiem czy pisząc o tym automatycznie włączam myślenie siostry przełożonej, czy zmuszam ją do myślenia, ale sprawa jest załatwiona i to jest ważne. Powyższe zdania pisałam wczoraj, dzisiaj miałam okazję poznać nową panią która wprowadziła się do nas – niestety zamiana nieudana. Po pierwszej rozmowie już wiedziałam, że będą jeszcze większe kłopoty niż z poprzednią mieszkanką. Otóż, wychodzę o godzinie 6, 20 do atrium na swoją codzienną gimnastykę i na korytarzu spotykam naszą nową sąsiadkę, witam ją i się przedstawiam pytając dokąd tak z samego rana, a ona odpowiada, że idzie do domu i niesie dla swojej mamusi byty, żeby mogła wyjść z domu. W ręce trzyma obuwie. Moje tłumaczenia nic nie pomogły, a nawet zirytowały panią. Wyszła z pokoju druga pani i mówi mi, że też próbowała tłumaczyć i nic to nie daje. Ostrzegam, będą problemy typu – zginęło mi, bo ona wynosząc z pokoju swoje rzeczy wyrzuca je do kosza. Tak więc siostra przełożona nie pofatygowała się żeby z tą osobą porozmawiać, zorientować się co i jak tylko na ślepo przydzieliła pokój. Droga siostro przełożona ty już nie pracujesz tylko odwalasz lipę za którą bierzesz grube pieniądze.

Ludzie do mnie piszą, a wśród dziesiątek komentarzy, reklam i życzeń znalazły się życzenia od Ani, za które bardzo dziękuję i życzę również : zdrówka, miłości, dostatku i radości. Napisałam, że te życzenia znalazły się to dlatego, że przez dziesiątki komentarzy przekopuję się codziennie i uważam żeby nie przeoczyć wpisu w języku polskim. Każdy wpis w języku polskim sprawia mi radość, ale tak się złożyło, że przeoczyłam jeden z wpisów tym razem z gratulacjami, które przeczytałam i niestety z rozpędu wrzuciłam do kosza a kosz jak zwykle natychmiast opróżniam. Treść zapamiętałam a nadawcy niestety nie. Wiem tylko, że był to przystojny pan około czterdziestki – to wywnioskowałam ze zdjęcia. Dziękuję bardzo za miłe słowa i życzę radości w życiu.

Kończę i natychmiast opublikuję, czyli w czwartek, ponieważ w piątek od rana muszę być w szpitalu na zastrzyku w oko, a w sobotę będę taka trochę niepewna. Tak więc do miłego – NARA !!