Miłość, obyczaje i moda.

W niedzielę, w kościele obok mnie siedziała pani która jak wszyscy już wiedzą straciła głowę dla naszego Zygmunta. On dla niej też ale chyba w mniejszym stopniu. Cały czas niecierpliwie rozglądała się szukając swojego ” chlopaka ” tak na Zygmunta mówi owa pani. Już parę lat minęło od rozpaczy Zygmunta po wyjeździe Anetki z naszego DPSu – cóż to była za miłość. Pisałam o niej na blogu i odpisywałam na listy kochanków. To była para która nie mogła się rozstać ani na chwilę, I znów Zygmuntem rządzi miłość. Bardzo się cieszę. Pani X nie mogła opanować swojego szczęścia na widok Zygmunta który właśnie wszedł spóźniony do kościoła. Na jego widok aż krzyknęła, ścisnęła moją rękę a cała aż kipiała nieokiełznaną radością. Nie zważała na nic tylko przeszła paradnie przez cały Kościół żeby usiąść przy ukochanym.Są ludzie którzy w ogóle nie poznali płomiennej miłości w swoim życiu. Zygmunt to jednak ma szczęście. To taka rekompensata za niedogodności fizyczne organizmu Zygmunta. To człowiek który ma tak samo wiele wad takich fizycznych jak i wiele zalet. Jest człowiekiem ułomnym, ma nieskoordynowane ruchy kończyn górnych i dolnych, źle słyszy i bardzo niewyraźnie mówi. Ciągle przypomina wszystkim, że jest kawalerem pomimo swoich już prawie 70 lat. Ma też mnóstwo zalet : jest bardzo troskliwy, opiekuńczy. uczynny dla każdego. On już z daleka widzi, że komuś trzeba pomóc, a to przecież on wymaga pomocy. Jego 70 letnia dziewczyna jest sprawna fizycznie ale bardzo źle słyszy i mówi. Jednak dla zakochanych nie potrzebne są wyrażenia słowne, pięknie dogadują się bez słów. Życzę im z całego serca oby ta miłość trwała wiecznie i dawała im wiele radości i żadnych smutków.

W XIX wieku, to przecież całkiem nie dawno, takie zachowanie się dziewczyny zobowiązywałoby ją do zamążpójścia; jeśli absztyfikant za którym tak ganiała nie chciałby jej to rodzice wydaliby ją za byle kogo aby zamazać wspomnienia o niewłaściwym zachowaniu się. Taka dziewczyna, jeśli zostałaby panną to z ogromnym piętnem do końca życia. Jeśli para – chłopiec i dziewczyna – byliby dłużej sami bez przyzwoitki to to również zobowiązywało do zawarcia związku małżeńskiego bo w przeciwnym wypadku skutki byłyby takie same, czyli mężczyzna okrzyczany byłby człowiekiem bez honoru a kobieta żyłaby z piętnem ladacznicy. Okropne były te zwyczaje ale honor coś znaczył.Było też tak, że para zakochanych wykorzystywała te bezsensowne zwyczaje, zwłaszcza jak rodzice nie wyrażali zgodę na małżeństwo. Np. młodzi ludzie wychodzili na spacer z przyzwoitką i za przyzwoleniem rodziców a nagle przyzwoitka oddaliła się i już do nich nie wróciła i klamka zapadła, wieść się rozniosła, że młodzi byli sami i nie wiadomo co się wówczas działo a zatem ślub był konieczny żeby ludzie nie mówili źle. Może i my namówimy Zygmunta żeby poprosił o rękę panią X, przestałby powtarzać wszem i wobec, z ogromnym smutkiem, że jest kawalerem. Myślę, że nasza dyrekcja nie rozdzielałaby kochanków tylko wyprawiłaby huczne weselisko. Chociaż raz panie decydentki pokazałaby ludzką stronę swojego charakteru.

Takie to były zwyczaje jeszcze w XIX wieku; a teraz o modzie z miłością w tle. Z tym, że sięgamy pamięcią aż do XV wieku. W telewizji pokazano obraz Leonarda da Vinci – Mona Lisy albo jak kto woli Giocondy. Mona lisa to w języku włoskim moja pani. Tak zechciał zatytułować portret swojej damy serca florencki kupiec bławatnik Francesco Gioconda. a zatem to chyba jest portret żony owego bławatnika. Bławatnikami nazywano kupców handlujących materiałami na ubrania. Jeszcze moja mama używała takiej nazwy sklepu z materiałami na odzież. I stała się dziwna rzecz z tym obrazem, Leonardo da Vinci nie oddał tego obrazu ani zamawiającemu ani spadkobiercom, pomimo, że praca została opłacona. Podejrzewa się, że artysta zakochał się w swoim dziele. Przyglądałam się Mona Lisie i nie zauważyłam w niej nic nadzwyczajnego, dziewczyna jak dziewczyna. Wyglądająca jakby dopiero wyszła z kąpieli, bez makijażu. Jak się okazało to wygląd jej świadczył o tym, że miała najmodniejszy ” makijaż ” . W okresie włoskiego renesansu a zwłaszcza w latach 1503 – 1507 modna była depilacja twarzy. Usuwano wszystkie włoski z brwi i rzęs. Ale dotyczyło to tylko kobiet, panowie to nawet pudrowali sobie twarz i noszone peruki. Dziwaczne mody przychodziły i znikały a kobiety zawsze poddawały się modom, jedne całkowicie inne tylko częściowo i po dłuższym okresie czasu nie natychmiast ,ale jednak.

A u nas – w czwartek mieliśmy namiastkę karnawału. O godzinie 10 w stołówce był występ takiego dziwnego tercetu: pan grający na gitarze i śpiewający ballady Bułąta Okudżawy, poetka która wyrecytowała jeden swój wiersz i pani która całość ogarniała. Wybrałam się wcześniej na ten występ ponieważ siedząc w pokoju zechciało mi się spać a na występie było tak ciekawie, że omal nie usnęłam. Pan śpiewający, owszem miał ładny głos ale kiepską dykcję. Śpiewał nieznane ballady po za jedną – Dopóki ziemia kręci się. Ponieważ przyszliśmy żeby posłuchać pięknych i znanych nam ballad a ich nie było to też nie było radości z występu. Odbiliśmy sobie o godzinie 14 na ” czwartkowej herbatce „. Wznowione zostało ogólne śpiewanie, które zostało przerwane chyba na pół roku, ze względu na brakujące we mnie siły. Tym razem sił starczyło. Czułam się otoczona opieką przez Natalkę i Dorotkę. Obie panie pomogły dla mnie i opiekowały się gośćmi. To były tańce, hulanki, swawole, w których prim wiódł Achmet, obtańcowując wszystkie co ładniejsze dziewczyny. Tak powinien wyglądać karnawał a przynajmniej jego ostatki.

I to już wszystko co mam do powiedzenia NARA !!

Czyżby to była zima ?

Po miesiącu znów spadł śnieg, dokładnie 15 lutego o godzinie 8 rano, a więc wróciła zima, przynajmniej tak to wyglądało jak patrzyłam przez okno. Jak wychodziłam do atrium o godzinie 6. 20 śniegu nie było, było nawet w miarę ciepło. Wróciłam do pokoju o godzinie 7. 10 śniegu nie było, nie próbował nawet prószyć a o godzinie 8 zrobiło się biało, niestety już po 40 minutach przestał padać. No ale troszeczkę wybielił krajobraz, taką cieniutką warstewką ale jest.

Chociaż tyle radości, bo tak w ogóle to jestem przerażona tym co dzieje się na świecie i podejściem mocarstw na te wydarzenia. Mam wrażenie, że Tramp i Putin mają w perspektywie plany podziału świata między siebie, na razie zostawią w spokoju kraje azjatyckie ale jeśli po nich do rządów dojdą tacy jak oni sami to nic nie wiadomo. Wiadomo, że tego typu polityka zapowiada nie kończące się walki maluczkich o istnienie. Cóż może Ukraina bez pomocy Stanów Zjednoczonych, nic. może co najwyżej doprowadzić siebie do samozagłady, Jak zginie Ukraina to pierwszymi do rozszarpania przez Sowietów będziemy my – Polska, naród znienawidzony przez ruskich od wieków. A to wszystko przez wysokiej klasy politykę – tego nie wolno, tamtego nie wypada bo nie jesteśmy tacy jak oni. Rusek może przysyłać szpiegów, podpalać zakłady produkcyjne, zabijać ludzi, a nam nie wypada bo jesteśmy ponadto. My jako Unia, umiemy tylko pięknie mówić i to latami na jeden temat. A czas leci. Wydajemy ogromne sumy na zbrojenia, czyli, że tracimy grube pieniądze, Ukraina traci swoją piękną żyzną ziemię karmicielkę a nasi politycy pięknie ubrani, przy pięknie udekorowanych stołach, pięknie przelewają z pustego w próżne.

A u nas — W miniony czwartek obejrzeliśmy spektakl pt. – Kopciuszek inaczej -w reżyserii Natalki i Dorotki a w wykonaniu naszych mieszkańców. Jeśli umiałabym patrzeć wyłącznie jako widz na kompletnych amatorów i na dodatek staruszków, to powiedziałabym : brawo było pięknie. Ale niestety jak ja coś oglądam to widzę braki i one mnie rażą. Chociaż przyznam, że tym razem więcej było podziwu niż uwag. Był nawet zachwyt, nad panią która odegrała rolę macochy. Coś nadzwyczajnego. Dykcja super, siła głosu taka jaką wymagała i rola i miejsce występu, a interpretacja tekstu zachwycająca. Na spektakle do teatru kiedyś chodziło się dla danego aktora i tu u nas Pani Basia będzie taką aktorką na której występy będzie się chodziło. Szkoda, że tylko ona prezentuje taki wysoki poziom. Reszta to klasa średnia nauczona czytać tekst. Jasiu musiałby jeszcze nauczyć się wymowy scenicznej a Wiesia powinna przestać bać się mikrofonu, ma zbyt cichy głos żeby odwracać się od niego. No i te nieszczęsne, szeleszczące przy odwracaniu kartki z tekstem. Moja sugestia – konieczny stół ( dwa wąskie stoły z ogródka ) przykryty papierowym obrusem na którym każdy aktor miałby wypisany swój tekst. Albo tekst zwinięty w rulon leżący na stole, który odpowiednio można by było rozwijać, tak delikatnie żeby nie zwracało to uwagi widza. Ale co bym nie wymyślała czepiając się to warto było pójść na ten spektakl.

I to wszystko — NARA!!

Dzień świstaka

… to wierzenia Amerykanów w przepowiednie. Mają takiego swojego wybranka, nie wiem jak długo wysługują się nim, nadali mu imię Phil, wyciągają biedaka z nory czy mu się to podoba czy nie i obserwują czy świstak zobaczy swój cień. Robią to od dwudziestu lat. Przepowiednia sprawdza się w 35% tylko, a mimo to wierzą w nią. W tym roku biedaka wyciągnęli z nory 2 lutego i komisyjnie stwierdzili, że według przepowiedni Phila zima będzie trwała jeszcze 6 tygodni. Pewnie ta przepowiednia sprawdzi się jak nasze prognozy pogody, zwłaszcza te długoterminowe. Ale to już nie dotyczy nas – inny kontynent. U nich w tym roku zima popisała się na całego a u nas jeszcze nie. Wprawdzie 4 stycznia spadł śnieg i kilka dni poleżał, ale kiedy to było. Dzisiaj wyglądam przez okno a tam tak pięknie słoneczko świeci i zachęca do wyjścia na ” wiosenny ” spacer. To słońce z za szyby wygląda jak majowe nie lutowe. Mam już 84 lata to trochę pamiętam jak powinien wyglądać styczeń i luty. W swoich wierszykach bardzo lubiłam opisywać pogodę, one nie miały tytułów tylko opatrzone były datami. A styczeń z 2006 r. Wyglądał tak:

Tęgim mrozem styczeń ścisnął, takim groźnym aż złowieszczym i nie tylko pod nogami ale wszystko wokół trzeszczy, i t d.

Ten siarczysty mróz miał się dobrze jeszcze i w lutym i marzec był jeszcze skuty lodem. Taka prawdziwa zima i śnieżna i mroźna była w 2022r. i w 2024. Choć nie uwieczniłam jej w wierszyku jednak upamiętniłam już na swoim blogu. Rok 2007 nie miał się czym chwalić w te zimowe miesiące. Styczeń był taki jak i w tym roku – ni to jesień ni to wiosna. W styczniu nawet kwiatki zakwitły a w lutym były tylko zimowe incydenty. Tak pisałam o lutym 2007 r. : Różnie w tym roku w lutym bywało, było szaro i biało, było słońce i deszcz. Wszystko było, co tylko chcesz. Zimowe incydenty nas tylko straszyły – raz były, raz nie były. Niestety z pięknego słońca nie korzystałam ani w styczniu ani w lutym tego roku, a to ze względu na to nieszczęsne kolano. Wprawdzie od tygodnia już mnie nie boli, ale to jest kolano, pochodzę trochę dłużej i znów zacznie boleć. Jak tylko przypomnę jak można być udręczonym przez ból to wolę nigdzie nie chodzić i nie cierpieć. Utrwalam w ten sposób mój stan bezbolesny.

A u nas : słyszę na korytarzu przeraźliwy krzyk kobiety wołającej o pomoc. To woła Zosia, moje sąsiadka. Kto by pomyślał, że ma taką siłę w głosie ? Na korytarzu robi się rwetes. Opiekunka przerażona biegnie do Zosi, a tam jakiś pan bije jakąś panią, w telewizji i Zosia woła o pomoc ale dla tej biednej pani z jakiegoś serialu.

Przed zajęciami z logopedii skarży się do nas Ela – Nikt mi nie wierzy a ja cierpię. Te wstrętne pielęgniarki znów dają mi po 10 tabletek na raz a ja wiem, że tak nie można. Dzisiaj przyszły w nocy. Danusia powiedz czy można podawać leki w nocy – pyta Ela. Nie wiem z jakiego powodu i jakie leki przyjmujesz, także co do nocy to się nie wypowiem, ale jeśli chodzi o ilość tabletek to wierzę ci, przeprowadziłam wywiad i kilka osób ma ten sam problem. Tylko, psia mać, nie ma z tym problemu nasza służba zdrowia. Tym razem jedna z terapeutek obiecała Eli, że w jej sprawie zwróci się do Rzecznika Praw Pacjenta.

W piątek byłam na kolejnym zastrzyku w oko i w tym miejscu chcę pochwalić podejście pani doktor do nas czekających na zastrzyk. Jak przyszła moja kolej na pierwsze badanie ( są trzy badania przed zastrzykiem ) spytałam czy mogę trochę ponarzekać na ostatni zastrzyk, w odpowiedzi usłyszałam – może pani. Więc mówię, że był wyjątkowo bolesny i każdy kto wychodził po zastrzyku uskarżał się na to. Musiałam zostać ukłuta nie w to miejsce gdzie trzeba bo widziałam jak chlusnęła krew w oku. Później ta krew się skrzepła i ten skrzep męczył mnie przez tydzień. Dobrze, odpowiada pani doktor, podamy pani podwójne znieczulenie. Broń Boże, wówczas będę bardzo cierpiała w domu, jak znieczulenie będzie odchodziło, miałam tak po pierwszym zastrzyku. Co pani proponuje – pyta pani doktor – Więc odpowiadam – parę minut przed zastrzykiem podać znieczulenie i poczekać aż zacznie działać. Moja młodziutka pani doktor nie powiedziała nic tylko zaczęła mnie badać. Siedzimy już wszyscy przed salą operacyjną czekając kiedy zaczną nas kłuć, raptem wychodzi moja pani doktor i wszystkim 20 stu osobom podaje znieczulenie, na korytarzu. To miał być mój już dziesiąty zastrzyk i nigdy w ten sposób nie podawano znieczulenia. Jedna z pacjentek mówi na głos – kiedyś przyjmował nas pan doktor to padał nam znieczulenie w ten sposób. No i proszę, naszej młodziutkiej pani doktor korona z głowy nie spadła po cierpliwym wysłuchaniu pacjentki i zmiany w podejściu do nas.

I to już wszystko – NARA !!