Lekceważony podmiot.

Poskarżyli mi się panowie, że chcieli czy nie, musieli bez uprzedzenia i jakiegokolwiek pytania, poddać się strzyżeniu, za które będą musieli zapłacić tyle samo co w zakładzie fryzjerskim. Owszem, to jest wygoda dla nas ale chyba jakaś rozmowa na ten temat powinna być. A może ja nie życzę sobie usług tego fryzjera którego wybrało szefostwo. A może ostrzyżemy się sami, tak jeden drugiego. Może będzie to byle jak ale to jest nasza sprawa. Zgadzam się z pretensjami panów, też chciałabym wiedzieć kto podejdzie do mnie z nożyczkami i co ten ktoś potrafi. Mnie np. obcina włosy moja córka, która eksperymentuje, uczy się i idzie jej coraz lepiej a ja wiem kiedy będę miała ten zabieg – wtedy kiedy ja będę chciała albo kiedy na ten zabieg się zgodzę. Nas się lekceważy na każdym kroku.

Poskarżyły mi się dwie panie na temat właśnie lekceważenia. W miniony wtorek czekały dwie godziny pod gabinetem lekarskim na przyjęcie. Było tylko kilka osób oczekujących – mówią, ale bez przerwy ktoś wchodził i wychodził a myśmy czekali . Rozumiemy, że lekarz musi załatwić mnóstwo spraw pacjentów którzy oczekują w pokojach, ale tego co się stało nie spodziewałyśmy się: ordynarnie zostałyśmy wyproszone spod drzwi przez siostrę przełożoną, która uważała, że chcąc jakieś leki nie musimy widzieć się z lekarzem. To jest dopiero służba zdrowia. Lekarz jak ma na kartce od pacjentki wypisane leki to w ogóle nie sprawdza czy może już za długo coś przyjmujemy, może by tak przepisać coś słabszego albo wręcz odwrotnie. I co, na to nie ma czasu? Na rozmowę z pacjentem lekarz MUSI MIEĆ CZAS !! Mnie bez mrugnięcia okiem lekarz wypisywał całymi latami potas, bo tak miał napisane na kartce i pacjentka, czyli ja, nie zdając sobie sprawy przedawkowała potas, a lekarz wypisywał bo według naszej służby zdrowia lekarz nie musi widzieć pacjenta.Poczytajcie sobie co znaczy przedawkowanie potasu. Na to uczulił mnie kardiolog, bo nasz lekarz nie ma czasu.

Dalszy ciąg braku czasu w naszej służbie zdrowia. Dostałam taki oto komentarz dotyczący wpisu o moim spotkaniu na oddziale okulistycznym z Felicją, cytuję – ” Przecież te dziewczyny non stop siedziałyby na telefonie. A kiedy mają zamówić dla was leki, sprawdzić faktury za leki, kiedy zamówić pieluchy i środki czystości? Dlaczego pani nie napisze jakie inne obowiązki mają dziewczyny które umawiają Was na badania. HALO ! kto tu jest oderwany od rzeczywistości „. Koniec cytatu. Cieszę się bardzo, że piszecie do mnie na dodatek podpisując się dps. Ktoś tak podpisujący się pyta mnie dlaczego nie napiszę o wielu innych obowiązkach pań o których mowa, że zawaliły sprawę. Odpowiadam – a no z tej prostej przyczyny, że nie znam zakresu obowiązków owych pań; ale jeśli ktoś podejmuje się takich obowiązków to chce czy nie musi sobie tak zorganizować pracę żeby wszystko grało na tip top. Żeby podmiot waszej pracy czyli wasz podopieczny, czuł się naprawdę zaopiekowany. Przełożona owych pań powinna poobserwować ich pracę i podpowiedzieć im co należy zmienić żeby ze wszystkim się wyrobić. Jeśli nie ma takiej możliwości bo po prostu nie wie co z tym fantem zrobić, to taka przełożona powinna szukać przyczyny w zakresie swoich obowiązków – czy to przypadkiem nie ona źle rozdzieliła te obowiązki. A my, wasi podopieczni, powinniśmy być zawsze na pierwszym miejscu. W najgorszym wypadku sprawę rozmów przez telefon można śmiało przekazać przełożonej, niech ona ” siedzi ” na telefonie, najwyżej nie pójdzie na spacer do lasu. A dzwonić lubi, chociaż nie żeby pomóc tylko żeby zaszkodzić, znam to z autopsji.

W mojej karierze zawodowej nie znałam słów – nie wyrabiam się z jakąś robotą. Wszystko grało i wszyscy byli zadowoleni z mojej pracy, Z mojego podejścia do przełożonych to już mniej, ponieważ tyle co od siebie to tyle samo wymagałam od przełożonych. Dlatego pomimo, że piszę o karierze to jej nigdy nie zrobiłam; ale też jeśli stanęłam komuś na odcisk to tylko przełożonym.

I to byłoby na tyle – NARA !!

Domicella

tak ma na imię moja sąsiadka i osoba, która uczestniczyła w czwartkowym śpiewaniu i śmiało wyraziła swoje zdanie na temat tego spotkania. Przyznacie, że piękne i bardzo rzadko spotykane imię. Nie podobała jej się muzyka, która zagłusza śpiewanie. Czyli, że puszczam muzykę za głośno – pytam. W ogóle ta muzyka jest nie potrzebna -odpowiedziała, Nie zgadzam się z tobą, piosenka bez muzyki rozsypałaby się, Ludzie mają różną wrażliwość muzyczną, w różnym stopniu utratę słuchu i często gubią rytm. Muzyka trzyma ich w karbach. Piosenkę którą śpiewaliśmy przez rok na cotygodniowych spotkaniach, to śpiewają ładnie i równo, ale w innych gubią się. To jest twoje zdanie – odpowiedziała. Chociaż jedna osoba powiedziała mi co myśli o moim wtrącaniu się w śpiewanie. Jak do tej pory były tylko ochy i achy i w ten sposób wypacza się spojrzenie na swoją pracę. Na następnym spotkaniu, spróbujemy śpiewać bez muzyki i zobaczymy jak to wyjdzie. Kto ma rację. To, że gram za głośno, to się zgadzam, ale że w ogóle bez muzyki ?

To byłoby tyle po spotkaniu z Domicellą a teraz słów kilka o spotkaniu z Felicją. Będą to przykre słowa na temat organizacji pracy naszej służby zdrowia pod kierownictwem naszej emerytki, która pracować nie lubi ale i nie chce dać nam spokoju swoim przeszkadzaniem w pracy. Jak zwykle co kilka tygodni przyjmuję zastrzyk w oko i w tym celu udaję się do szpitala. Sama sobie wybrałam ten a nie inny szpital ponieważ to kilka minut jazdy samochodem – bliziutko. Zanim wyjadę do szpitala to wszystko mam bardzo dokładnie poustalane: wyjazd, przyjazd, opieka. Jakież było moje zdziwienie jak czekając na drugie badanie ( jest ich cztery przed zastrzykiem ) zobaczyłam w poczekalni Felicję. Ona również zdziwiła się widząc mnie. Moje pierwsze pytanie to dlaczego nie przyjechałyśmy razem? No bo ja mam dopiero na godzinę 10. Przecież można było do szpitala zadzwonić i dopasować dla nas godziny. Oczywiście powinny były to zrobić nasze asystentki które urzędują przy lekarzu i ustalają dla nas wyjazdy. Każda z nas odpowiednio wcześnie ustalała czas wyjazdu a owe panie asystentki otwierając stronę w zeszycie z rozpiską wyjazdów na dzień 21 marca od razu powinny były zauważyć, że będą niepotrzebne dwa wyjazdy zamiast jednego. A jak masz ustalony powrót – pytam. Wrócę sama pieszo ponieważ samochód będzie mógł po mnie przyjechać dopiero około godz, 15. Niewyobrażalna wtopa pań asystentek. Nie martw się Fela, wszystko załatwię i razem wrócimy samochodem do Domu. Po prostu poprosiłam panią doktor żebyśmy mogły obie zostać zaszczepione w tym samym czasie. I od tej pory na każde badanie wchodziłyśmy jedna po drugiej. Czekamy już przed salą operacyjną a Fela pyta – to gdzie jest ta twoja opiekunka, dlaczego nie jest cały czas przy tobie ? Bo cały czas to ona nie jest potrzebna przecież to kilka godzin, ale zanim wejdziemy do przebieralni przed zastrzykiem to opiekunka będzie na pewno. Za chwilę odwracam się i widzę – jest opiekunka. Do przebieralni wezwano nas razem. Wróciłyśmy obie pod opieką i samochodem. Załatwiłam również, że następny zastrzyk będziemy miały obie w tym samym czasie, tak więc pojedziemy i wrócimy pod opieką i samochodem. Czy myślenie zostawiły panie asystentki staruszkom którymi muszą się opiekować, same już nie potrafią, czy mają zakaz w myśleniu logicznym. Myślenie logiczne to była moja życiowa domena jak też szerokie spojrzenie na całość spraw i to wykorzystywałam w każdej pracy. Niestety nie widzę tego już, wszędzie jest wąska specjalizacja. czyli praca z klapkami na oczach.

I to już wszystko – NARA !!

Leki z naszej apteki.

Wracam do sprawy wyboru dla nas aptek. Okazuje się, że co roku organizowany jest przetarg na najlepszą dla nas aptekę. Dziwne to jest, że każdy przetarg wygrywa coraz gorsza apteka ale ja nie będę w to wnikać. Nie stawię czoła machinie biurokratycznej jako samotna starowinka z domu opieki. Jeśli jest przetarg to też interesują się nim zwierzchnicy naszych decydentek a ci przecież mają prawników z którymi nie wygram. Ustaliłam z córką, że to ona będzie mi wykupywała leki z aptek w mieście, nie chcę już walczyć z wiatrakami. Żeby się znalazła chociaż jedna osoba którą też bolałoby takie stanowisko naszych szefów to może ? U nas ludzie połykają leki garściami i nawet nie wiedzą co. Im się nawet nie chce tym zainteresować. Nie znają nawet nazw swoich leków. Skarżą się tylko, że jak dostałam taką różową tabletkę to bardzo źle się czułam, ale co to była za tabletka to i tak nie wie jedna z drugą. Kiedyś na logopedii Ela z wielkim żalem prosiła Natalkę – terapeutkę, żeby coś zrobiła żeby nie podawano jej jakiejś tabletki po której ona bardzo źle się czuje. Opisałam to bardzo dokładnie we wpisie – Logopedia. Żadna opiekunka ani pielęgniarka nie chciała słuchać żalów Eli, a później okazało się, że to zamiennik leku powodował bardzo złe samopoczucie, ale kogo to obchodzi. Według naszej służby zdrowia każdy zamiennik to prawie to samo co oryginał. Ja na przykład nie toleruję żadnych zamienników ponieważ to prawie to samo ale mają bardzo dużo skutków ubocznych które nas starych wykańczają. Ostatnie dwie zrealizowane recepty to wyrzucone pieniądze w błoto, bo i leki powyrzucałam. Nie stać mnie na tyki zbytek. Tylko, że nam starym już się nie chce walczyć o swoje. Tak więc ustępuję – róbta co chceta a ja będę robiła swoje i tylko w swoim imieniu.

Druga sprawa również medyczna, to echa reprymendy mojej doktor kardiolog. Przekazałam naszemu doktorowi co według pani kardiolog powinien zrobić w stosunku do swojej pacjentki, czyli do mnie. Pan doktor poważnie potraktował te zalecenia i okazało się, że byłam wręcz faszerowana potasem. Przyjmowałam najpierw aż po 1000 jednostek potasu, sama zmniejszyłam do 300, szukając przyczyn złego samopoczucia a po badaniach krwi okazało się, że i te 300 jednostek to dużo za dużo dla mnie. Pytam lekarza – co z potasem? No trochę za dużo ma go pani, po co pani go przyjmuje? Odwrócę pytanie – po co pan mi go wypisuje? W każdym razie mało tego, że nie przyjmuję potasu jako leku to jeszcze nawet wyeliminowałam go z diety. Jak przeczytałam co w organizmie może spowodować nadmiar potasu to szok. No ale niestety żeby nie reprymenda mojej kardiolog to sukcesywnie niszczyłabym siebie. Po miesiącu zrobię znów badanie krwi na zawartość potasu i pomyślę co dalej. Pomyślę sama o sobie bo niestety nikogo starucha już nie obchodzi, ale starucha jeszcze myśli.

W czwartek 20 III będziemy śpiewać o wiośnie; spotkania z piosenką w tle są bardzo wesołe. Już przygotowałam śpiewniki a muzyką tym razem zajmie się Natalka.

I to wszystko – NARA !!

Zwiastuny wiosny

Jeszcze w ubiegłym roku widziałam znacznie więcej zwiastunów wiosennych, w tym roku niestety pozostało mi tylko, a może aż, oglądanie rozkrzyczanych, lecących w kluczu dzikich gęsi. W naszym atrium, w tym roku, nie ma w ogóle żadnych ptaków. Ponieważ nie wychodzę nigdzie to i nie widzę pąków na drzewach, ani jak w poprzednich latach ogromnych dywanów kwiatowych w postaci białych i żółtych zawilców. Nie ma też budzących się owadów ale za to codziennie oglądam klucze dzikich gęsi, jednym ze zwiastunów wiosny , przelatujących nad naszym krajem. Widzę te klucze codziennie o świcie, jak dopiero się formują, jak słabsze osobniki są znacznie w tyle a te ciągnące klucz w ogóle nie zwracają uwagi na słabeuszy. Czoło klucza jest równiutkie, dalsze części ptaków dopiero formują ciągłość klucza , ale czy te co odstają od szeregu dogonią resztę? Polska jest tylko krajem tranzytowym przelatujących ptaków, widać jednak po kluczu, który dopiero się formuje, że właśnie u nas mają swoje noclegowiska w których zbierają się nawet po kilka tysięcy osobników. O świcie rozdzielają się na grupy po kilkanaście, a czasem i kilkadziesiąt osobników i rozlatują się na okoliczne pola i łąki, najchętniej na ścierniska kukurydzy i rzepaku. Wieczorem wracają na swoje noclegowiska. Zawsze ten przelot jest w pięknym kluczu. Żeby zima była u nas taka jak powinna być to ten przelot świadczyłby o zbliżającej się wiośnie. Niestety w tym roku zimy prawdziwej nie było, tak więc trudno stwierdzić, czy ptaki tylko przelatują czy nie polecą już dalej i osiądą u nas aż do zimy. Jeśli gęsi przelatując przez Polskę lecą na wschód to informują nas, że wiosna jest tuż, tuż; jeśli natomiast na zachód to znak, że zima już tylko patrzeć. Gęsi nie zimują daleko od Polski, już dawno wybrały na swoje stałe miejsce pobytu zimą: Danię, Holandię czy Niemcy.

A po za tym co piękne jak te klucze ptasie dające radość, to już było, a jest coś co doprowadza mnie do szału – to ciągła zmiana aptek i ciągłe tłumaczenie, że pacjentowi należy podawać leki te które on zamówił a nie takie które podobają się farmaceutce z tej apteki. Ten temat doprowadza mnie do szału ponieważ to jest temat stały. Zmiana aptek i to wcale nie na lepsze, to zajęcie stałe naszych decydentek. Jeszcze nie tak dawno bo we wpisie z dnia 13 września chwaliłam dyrekcję za wreszcie właściwy wybór apteki; ale umowa się skończyła i dyrekcja musiała pomyśleć o zyskach dla siebie. Dopiero tutaj w dps zmuszona zostałam ze względu na stan zdrowia przyjmować leki na stałe. Ponieważ wszystkie skutki uboczne jakie mają leki ja odczuwam natychmiast to bardzo pieczołowicie te leki dobieram i to dlatego szlak mnie trafia jak ja zamawiam jedno a dostaję drugie. Ponieważ ta ciągła zmiana aptek świadczy o tym, że panie decydentki czerpią z tego korzyści postanowiłam tym tematem zająć się poważnie. Po raz pierwszy temat poruszyłam siedem lat temu, ale widać zajęłam się tym nie udolnie ponieważ odpowiadając mi na piśmie panie decydentki zrobiły tylko ze mnie durnia. Więcej sobie na to nie pozwolę. Strażnikiem grosza publicznego jest N I K , a stojąca na straży praworządności jest prokuratura – do kogo się udać? . A może Prokuratura zajmie się tym procederem; nie wiem czy takie działanie jest przestępstwem ale wykroczeniem jest na pewno. Już w lutym 2018 roku zajmowałam się fundowaniem nam, swoim podopiecznym, najdroższych leków i zachęcanie do ich kupowania przez panią dyrektor na zebraniu mieszkańców. Wówczas 70% mieszkańców kupowała samodzielnie leki w aptekach w mieście, teraz zaledwie 5% podopiecznych wychodzi do miasta, a reszta jest podporządkowana kierownictwu Domu a oni robią z nami co chcą. Przy okazji szukania wpisów o zmianach aptek przejrzałam swoje wpisy na blogu i przypomniałam dzięki tym wpisom jaki prymitywizm cechuje dyrekcję Domu w postępowaniu z nami. Przejrzałam wpisy z lutego, marca, kwietnia i maja 2018 – postępowanie decydentek przeraża. Muszę na ten temat uczulić też naszego Prezydenta. Nie może tak być, że my mówimy, prosimy, żądamy a panie decydentki ( bo to w żadnym razie nie są nasi opiekunowie ) i tak robią swoje. Już dawno chciałam wybrać się do Prezydenta ale pomyślałam niech okrzepnie na nowym stanowisku, widzę jednak, że dłużej czekać nie można. Bo jeśli nie Prezydent to już tylko TVN, – choć nie chcę ale muszę.

Po za tym – u nas w DPSie, już w piątek był obchodzony Dzień Kobiet. Oficjalną uroczystość jak zwykle przespałam. ( Istny dramat u mnie z tym spaniem ). Ale na szczęście nie przespałam jak nasi panowie – pracownicy, z wielką pompą składali życzenia kobietom obdarowując nas słodyczami i buziakami. Podobno tak robią co roku, cała pracująca część panów przychodzi do DPSu na umówioną godzinę, bez względu na to czy mają wolny dzień od pracy czy nie i piękni, młodzi i pachnący tulą do swoich piersi staruszki i młódki.

I to wszystko NARA !!

Rozżalenie pani M.

Poskarżyła mi się jedna z wieloletnich naszych mieszkanek na mściwość naszych pań decydentek. Pani o której mowa mieszka w naszym Domu już około 10 lat i przez wszystkie lata należała do osób wybranych przez kierownictwo DPSu a przez nas mieszkańców uważana była za lizusa dzięki czemu była hołubiona przez wszystkich pracowników od wierchuszki poczynając. Ze wszystkiego co tylko możliwe korzystała, brała udział we wszystkich zajęciach i jak potrzebny był do czegoś reprezentant to musiała to być owa pani. Wszędzie i zawsze miała dla siebie przeznaczone miejsce i czuła się wybranką losu. Aż tu nagle pani M zabrakło miejsca w samochodzie którym jechaliśmy do miasta. Tego się pani M nie spodziewała, zaczęła rozrabiać, wykrzykiwała na korytarzu a nawet podobno i w gabinetach, zarzucając dyrekcji brak pomyślunku w zarządzaniu. Nawet jak o tym opowiadała to była wręcz zacietrzewiona. Ponieważ żeby cokolwiek wytłumaczyć owej pani trzeba by ją przekrzyczeć a to było wręcz nie możliwe, panie decydentki postanowiły utrzeć jej nosa po swojemu . Pani M. mówi mi – Danusiu, do tej pory zbierałam same pochwały za to, że pomagam ludziom a dzisiaj otrzymałam nawet za to reprymendę. Jedna z pań kierowniczek powiedziała mi żebym nie wyręczała opiekunów w ich czynnościach. Uważam, że miała rację – mówię, przecież ty wioząc swojemu sąsiadowi gorącą kawą w kubku to możesz sobie zrobić krzywdę – w jednej ręce trzymasz kubek z kawą a drugą ręką kręcisz kołem wózka którym jedziesz. To jest bardzo niebezpieczne. – Ona – Sąsiad w swoim pokoju nie ma możliwości cokolwiek sobie zrobić, nie ma czajnika. Jest niewidomy. Ja mam wszystko co trzeba więc mu pomagam. Ale to nie wszystko, wyobraź sobie, że na drugi dzień złożyły mi wizytę dwie najważniejsze osoby, w życiu nie spodziewałam się, że to będzie wizyta z ostrą reprymendą w tle. Nagle te panie które były w moim pokoju wiele razy, dostrzegły, że mój pokój jest zagracony, stół zastawiony nie wiadomo czym, po kątach poupychane różne rzeczy – proszę to wszystko powyrzucać, krzyknęły. Mój pokój tak samo wyglądał i rok temu i pięć lat temu, a te panie gościłam u siebie wielokrotnie i nigdy nie musiałam niczego wyrzucać. To jest zemsta za moją ostatnią wizytę u pani dyrektor. Odczekałam aż krzyk pani M. przeszedł w ton łagodniejszy i zabrałam głos – podejrzewam, że ktoś musiał pójść na skargę na ciebie, że na wszystkich wyjazdach i w ogóle wszędzie na pierwszym miejscu zawsze jesteś ty. To, że twój pokój jest niemiłosiernie zagracony to musisz przyznać i to, że przeróżne wiktuały które powinny być w lodówce lub w jakiejś szafce zajmują całą powierzchnię stołu to również musisz przyznać. No i wreszcie to, że ktoś ci to musiał powiedzieć, to również musisz przyznać. Ludzie na ogół krzyczą wówczas jak nie mają argumentów żeby obalić tezę przeciwnika, no a ty wyraźnie nie masz nic na swoje usprawiedliwienie. Wszystkie zarzuty były słuszne, tyle tylko, że lizusce nie chciały niczego mówić a komuś kto ośmielił się podnieść głos na władzę to śmiało można było pokazać gdzie jest jego miejsce, ty dziękuj Bogu, że cię nie zaczęły przenosić z pokoju do pokoju, w ten sposób najbardziej lubią ucierać nosa swoim zbyt śmiałym podopiecznym.

No i mamy końcówkę zimy. W telewizji usłyszałam jak pani redaktor w wiadomościach ostrzegała, że to już ostatnia szansa na zabawy na lodzie. Przypomniały mi się moje dzieciaki z ulicy Radiowej, te dzieciaki dzisiaj mają po 40 lat, a wówczas ja miałam nie wiele więcej. Te dzieciaki znały mnie dobrze, ja ich również. Wiedziały, że mam taki zwyczaj jak widzę grupkę dzieci i te dzieci mówią mi dzień dobry, to ja każdemu z nich to dzień dobry odpowiem. Na naszej ulicy był dość duży staw który oczywiście zimą był zamarznięty. Kiedyś wszystkich chłopców ” zagoniłam ” do odgarnięcia śniegu i przygotowania dla siebie lodowiska. Którejś niedzieli idę z miasta do domu i widzę jak cała zgraja moich dzieciaków pięknym, dużym kołem jeździ po lodowisku, aż przystanęłam w zachwycie, a te urwipołcie kołowały po lodowisku i każdy z nich mówił mi dzień dobry. Odpowiedziałam na to dzień dobry ze sto razy, licząc na to, że przecież skończą tę zabawę dowcipnisie . Na każdego wypadła moja odpowiedź ze trzy razy. Dopiero jak pogroziłam im palcem to wszyscy podjechali do mnie i chórem przeprosili. Mogli się ze mną droczyć i tak ich wszystkich kochałam. Mnóstwo rzeczy robiliśmy razem i pomagaliśmy sobie na wzajem. To był mój najpiękniejszy okres życia. O swoich kochanych dzieciakach napisałam we wpisie – Dzieciaki z ul. Radiowej.

We wtorek byłam u kardiologa. Moja pani kardiolog zawsze bardzo miła tym razem nie była w humorze. Obsztorcowała mnie, lekarza który skierował mnie do niej i dyrekcję naszego DPS za brak opiekunki. Przyjechała pani do mnie sama ? Kierowca mnie przywiózł – odpowiedziałam. A gdzie opiekunka ? Jest pani starą, chorą kobietą. Mieszka pani w Domu Opieki i nikt się panią nie opiekuje? To my mamy pomagać pani w rozebraniu się, ubraniu się, w położeniu na kozetce i wstaniu z niej ? My nie jesteśmy od tego, od tego powinna być opiekunka która wszystko o pani wie, odpowie na każde pytanie i zapamięta moje zalecenia. Na drugi raz jak będzie pani bez opiekunki nie przyjmę. A lekarz pierwszego kontaktu u was jest ? Czy to nowicjusz, on nie wie, że po za skierowaniem i wynikiem EKG muszę mieć wyniki badań krwi w zakresie stężenia potasu, lipidów i cholesterolu. Muszę też mieć informację ile i jakie leki zaordynował lekarz. Przychodzi do mnie samotna staruszka z Domu Opieki z migotaniem przedsionków a w DPSie nikogo to nie obchodzi. Jak tylko chciałam coś powiedzieć to pani doktor natychmiast wychodziła do drugiego pokoju. Ona powiedziała jak ma być i zamknęła temat. Najgorsze jest to, że w stu procentach ma rację. Nasze opiekunki o nas nie wiele wiedzą, za dużo nas mają pod opieką, i są przerzucane co jakiś czas na inne odcinki. Przed wyjazdem moja opiekunka pytała mnie czy potrzebuję opieki na drogę, powiedziałam, że nie. Dobrze wiem, że są zalatane nie chciałam jeszcze i ja dokładać pracy. Po obsztorcowaniu mnie przez panią doktor wiem, że zrobiłam błąd. Już wiem, że opiekun potrzebny jest zawsze. Siostra przełożona uważa, że mądrze zarządza pracą opiekunek, niestety nie. W ogóle nie umie zarządzać pracą innych, umie tylko mądrzyć się bez powodu. Przerzuca opiekunki z odcinka na odcinek a one nie są w stanie poznać wszystkie dolegliwości swoich podopiecznych. Teraz wiem, że powinny. Myślałam, że jestem samodzielna, niestety nie. Kozetka w gabinecie była taka niziutka, że mowy nie było żebym mogła wstać sama. Ja nie mogłam szybko i sprawnie rozebrać się do badań bo właśnie moja przyszyta ręka odmówiła mi posłuszeństwa. I masz babo placek, stajesz się bezużytecznym kołkiem, a wydaje ci się, że jesteś taka hop do przodu. W zasadzie to nie mnie tak się wydaje tylko wszystkim dookoła. Ja zdaję sobie sprawę, że prawie wszystko już mi wysiadło, że muszę się poruszać bardzo wolno żeby się nie przewrócić. Że muszę się kurczowo trzymać chodzika bo nic nie wiadomo kiedy i w którą stronę mnie zarzuci ale chodzę z tym chodzikiem chyba bardzo dziwnie ponieważ słyszę dookoła – on ci w ogóle nie jest potrzebny, ty tak ładnie chodzisz. A innym razem jedna z opiekunek aż krzyknęła – o jej pani Danusiu co się pani stało, pani ledwie idzie. Taka z ciebie opiekunka skoro nie wiesz, że tak właśnie już chodzę jeśli jestem bez chodzika. A z chodzikiem pani pełną gębą.

I to wszystko – NARA !!

.