Czerwiec tego roku, jeśli chodzi o pogodę, był inny niż wszystkie poprzednie czerwce sprzed ostatnich co najmniej pół wieku. Odkąd sięgam pamięcią to każdy czerwiec zamęczał ludzi gorącymi nocami. Powstawały piosenki o upalnych nocach czerwcowych; a w tym roku była jedna jedyna noc z temperaturą 15 stopni, reszta była po niżej. Jeśli chodzi o dni to czerwiec również nie bardzo ma się czym chwalić a jeszcze tylko dwa dni i po czerwcu.
Chciałabym nawiązać do swojego ostatniego wpisu o dwóch wydarzeniach. Jedno z nich właśnie zakończyło się w piątek, to moja terapia którą odbywałam w szpitalu. O tym, że same zabiegi różniły się radykalnie od tych wykonywanych u nas to już pisałam. Chcę pochwalić działania organizacyjne Justynki która organizowała moje dojazdy do szpitala, naszego kierowcy no i przede wszystkim naszej kuchni. Wydawałoby się, że jest to nie do ogarnięcia – samochód jeden a podopiecznych trochę jest. Każdy mój wyjazd wiązał się z przygotowaniem dla mnie śniadania; i tak na początek ustalono, że będę wyjeżdżała o godzinie 8. 15. Tak więc śniadanie było gotowe już o godzinie 8. Po kilku dniach zaczęło się zmieniać , wyjazdy były i o godzinie 7. 40 i o godzinie 7. 15 i zawsze wszystko grało. O godzinach wyjazdów dowiadywałam się dzień wcześniej po to żeby dogadać się z terapeutkami szpitalnymi odnośnie czasu na zabiegi. I wyobraźcie sobie, że wszystko chodziło jak w zegarku. Pomimo ciągłej zmiany czasu wyjazdów nigdzie i na nic nie wyczekiwałam, ani na samochód, ani na śniadanie, ani na zabiegi. Jestem pełna podziwu, że tak pięknie można było dogadać sprawę.
W niedzielę 22 czerwca, przyszli do mnie moi wnukowie i prawnukowie z opowiadaniami o przebiegu uroczystości komunijnych prawnuka i uczczeniem moich imienin, które były dwa dni później. No i oczywiście zaczęły się rozmowy o I Komuniach. Wnuk opowiadał ilustrując zdjęciami, wydarzenia z 15 czerwca br. Ja opowiadałam o swojej I Komunii, również popierając to swoimi starymi, czarno białymi zdjęciami. A moja córka nagle powiedziała, że nie pamięta I Komunii swojej córki; tak więc zrobiłam córce i wnuczce niespodziankę i przeczytałam swój wierszyk upamiętniający I Komunię wnuczki. Dlaczego dopiero teraz o tym mówisz, że coś napisałaś – spytała córka. Zawsze byłam pewna, że kpicie z mojej ” poezji ” a ja opisywałam często różne sytuacje które zatytułowałam ogólnie – Fragmenty życia zapisane wierszem. Każdy z takich wierszyków nie miał tytułu tylko był opatrzony datą. I tak pod datą ( niestety nie pełną ) maj 1999r. pisałam : Tego roku maj był Laury, otulił ją bielą, kołysała w sercu Bozię z dumą i nadzieją. Skąd powaga taka w dziecku, skąd tyle godności ? W długiej sukni kroczy dumnie i zaprasza gości. Zapraszała nas do stołów umajonych kwieciem, z lewej strony starsi siedli, po prawej zaś dzieci. Kuchnia polska i chorwacka na białym obrusie, ustawiają pełne misy Damirek z tatusiem. Rośnij zdrowo polska wnuczko choć z chorwackiej ziemi. Wojna ciebie tu przygnała z rodzicami twymi. Szłaś przez Sztudgard do Olsztyna Zagrzebianko mała. Rośnij zdrowo, ucz się dobrze, tryskaj szczęściem cała.
Następne nasze spotkanie ustaliliśmy na dzień 9 lipca, ponieważ żona wnuka dopatrzyła się na świadectwie komunijnym moim, w postaci pamiątkowego obrazka, że do I Komunii przystąpiłam 9 lipca 1950 r. a zatem równo 75 lat temu i to należy uczcić.
I to byłoby na tyle NARA !!
