Jestem w kropce…

zdaję sobie sprawę, że wycierpiałam w tym dps niemiłosiernie, aż dziw, że to wszystko przetrzymałam. 13 lat katorgi psychicznej i fizycznej, ze strony wielu osób i to osób odpowiedzialnych za mnie. Od dwóch lat jest dobrze. Codziennie modląc się dziękuję, że w końcu dożyłam spokojnej starości. Rozum mi mówi nie wtrącaj się a sumienie krzyczy – pomóż, zrób coś z tym. Moja sąsiadka codziennie skarży mi się, że jest tu traktowana jakby była ubezwłasnowolniona. Od roku mieszka u nas razem z synem. Oboje są bardzo chorzy. Cały czas prosi o pokój dwuosobowy, bo chciałaby pomagać synowi w zapobieganiu przy zbliżającym się ataku padaczki. Mają pokoje obok siebie ale ona co chwila biegnie do niego żeby zobaczyć czy jest wszystko w porządku. Zabraniają mi podawać synowi leki – mówi. Ja po prostu chcę wiedzieć co on dostaje za leki. Przychodzą po kilka osób na raz, ( to jest w ramach metody zastraszania ) jak gestapo i wszystkiego mi zabraniają. Nie mają czasu na wytłumaczenie czegokolwiek tylko zakazują. Mój syn to jedyna moja rodzina i serce mi krwawi na samą myśl, że nic mi nie wolno. Pielęgniarka przynosi mu leki, które ostatnio wypisał psychiatra, nie wiem co to za leki ale wiem, że syn po nich ciągle śpi. Żebym wiedziała, że tak będę tu traktowana to nigdy nie przyszłabym tu. To ostatnie zdanie i ja powtarzałam przez kilka lat. Rządzący tym domem, to są niby ludzie, którzy mają skorupy ludzkie a wnętrze jakiś stworzeń które mają satysfakcję w znęcaniu się nad ludźmi. Jak tylko ktoś czegoś od nich chce, przychodzi psychiatra ordynuje niewiadome tabletki i osobnik już niczego nie chce tylko śpi. Po kilku tygodniach zamienia się w roślinkę i jest święty spokój. Żeby mnie, ci niby ludzie pomogli w odpowiednim czasie, czyli natychmiast, jak dostałam udaru, to dzisiaj chodziłabym samodzielnie bez pomocy chodzika. Nie uzyskałam żadnej pomocy, chociaż z widocznymi objawami byłam u siostry przełożonej. Już przyzwyczaiłam się do swojej ułomności i modlę się, żeby niczego nie chcieć od tych niby ludzi. Kilkukrotnie dobierano się do moich leków, podmieniano je, nie udało im się, jeszcze myślę i widzę co się dzieje, choć psychiatra uważa, że jest to objaw choroby psychicznej to moje widzenie czego nie ma. Ze mną trzeba było na ostro, bom nie w ciemię bita, ale mojej sąsiadce można by spokojnie wytłumaczyć działanie leków, wytłumaczyć dlaczego nie powinna matka mieszkać z synem w jednym pokoju i po prostu okazać trochę serdeczności, ale prawdziwej serdeczności nie udawanej. Wiem dobrze, że to na czym ci najbardziej zależy wykorzystywane jest do znęcania się nad tobą przy byle okazji. Poznałam tę metodę będąc jeszcze na pobycie dziennym, pisałam o tym. Oto przykład – kiedyś bardzo długo siedzieliśmy w samochodzie czekając na poprzednią dyrektorkę, a ona po prostu zabawiała się z młodym pracownikiem innego ośrodka. Jak ów młodzik wreszcie przyprowadził szanowną, ja nie wytrzymałam i powiedziałam – no nareszcie przypomniało się, że 20 osób czeka od dwóch godzin. I wówczas usłyszałam, wydawało mi się, że najgłupsze zdanie – nie podskakuj bo zabronimy ci śpiewać. A to nie było głupie zdanie tylko zdradzenie tajemnicy czym się posłużą w ewentualnym znęcaniu się nad moją osobą . Ja to wszystko znam, tyle tylko, że mnie wzywano na dywanik gdzie oczekiwały na mnie trzy czarownice, aż odmówiłam przychodzenia. Przypomniałam im, że nie jestem ich podwładną. Nie wiem co mam robić, czy pokierować działaniem sąsiadki, czy po prostu cieszyć się, że ja mam święty spokój. Jestem w kropce. Z jednej strony jeśli nie pomogę będzie mnie gryzło sumienie, z drugiej zaś strony, zasłużyłam na święty spokój.

Dzień 1 września w naszym domu miał być uroczyście uczczony. Żeby podkreślić wagę tego dnia pierwsza część tej uroczystości, czyli akademia, odbyła się w kaplicy przed ołtarzem i właśnie to miejsce pokazało okropność głównodowodzącego tą akademią. Ów pan rozsiadł się jak w oberży, nogi rozkraczył na szerokość trzech krzeseł, nie przesadzam nic a nic, i nudził, nudził, nudził. Musiał po swojemu opowiedzieć o wydarzeniach politycznych w Polsce obejmujących okres dwudziestu lat przed wybuchem wojny i przystąpił do meritum wyliczając ile bomb spadło pierwszego dnia wojny, ile ważyła każda bomba i ile w każdej bombie było środków wybuchowych. Osobą odpowiedzialną za całokształt była Kasia, wiedziała dobrze, że ta rozwlekłość opowiadania nie ma sensu, mówiły o tym panie biorący udział w tym występie, niestety nikt nie miał odwagi zwrócić uwagę panu Janowi i o dłużyznach i niewłaściwym rozwaleniu się przed ołtarzem. Przecież to działacz kościelny i od zwracania uwag to jest wyłącznie on sam. Druga część tego świętowania przeniosła się do ogródka pod grzybkiem. To była uczta kulinarna przy śpiewie stałego naszego gościa – pana Leszka. I tak jak poczęstunek zdał egzamin z wysoką oceną tak pan Leszek to był niewypał.

I to byłoby na tyle – NARA !!