W naszym dps zorganizowano wyjazd do podobnego dps na uroczyste pieczenie ziemniaka. Wyobrażacie sobie, przecież to jest jeszcze sierpień, pełnia lata, a ziemniaki piecze się po wykopkach, wykopki bywają jesienią… Ale zaproszenie przyszło i jak znam ten ośrodek który nas zapraszał to impreza świadczyła, że u nich jest już po wykopkach. To inny ośrodek od wszystkich które znam. Ośrodek mający swoje gospodarstwo w którym pracują podopieczni tego ośrodka. Tam są, w porównaniu z nami, młodzi ludzie z ułomnościami psychicznymi, a nie fizycznymi. Mamy do dyspozycji jeden samochód, w którym mieści się zaledwie 8 osób a i tak ludzie zapisywali się na ten wyjazd i wypisywali się. Ja nie wybierałam się na tę wycieczkę, byłam tam dwa razy, w prawdzie bardzo dawno temu, ale trzeba dać możliwość do wyjazdu innym. Nasi wiedzą, że ja już wszędzie byłam gdziekolwiek wyjeżdżaliśmy, przyszli więc po odpowiedź na pytanie – czy warto tam jechać. A oto moja odpowiedź: warto, bardzo warto, już sam dojazd do ośrodka to bajka, w której warto uczestniczyć. Ośrodek mieści się około 15 km. od Olsztyna, a ostatnie 2 km. zaczyna się bajka. Jedziemy pod górę serpentyną, nad głową las, pod nogami wije się rzeczka. Na szczycie góry widzimy pałac, w okół dużo zieleni i kwiatów, zabudowania w formie czworaków i warzywniaki, sad i różne pomieszczenia dla zwierząt – gospodarstwo ekologiczne które pewnie prowadzi jakiś hrabia – no bo pałac. W tym pałacu mieszkają podopieczni. Budynek pięknie urządzony, w holu dywany, kwiaty, fotele, kanapy. Gorzej przedstawia się sprawa pokoi, są wyłącznie wieloosobowe. Budynek jest piętrowy tak więc jest i winda. Winda pasująca do wnętrza, oszklona i z osobą obsługującą. Jak już pisałam, na zewnątrz, w niewielkiej odległości są pobudowane jeszcze chyba przed setką lat – czworaki, w których kiedyś mieszkali pracownicy i dzisiaj również, przecież to wielkie gospodarstwo i z ogrodami i ze zwierzętami wymaga dużo rąk do pracy. Ponadto są przecież pracownicy dps : opiekunowie, pokojowe, terapeuci, instruktorzy, kuchnia, służba zdrowia i tak dla wszystkich mieszkań nie starczy a dojazd do pracy zewsząd jest daleki i niewygodny. Jednak jak już się jest na miejscu i do tego jest się gościem to jest się w bajce. Jak byłam przed laty to mieszkała tam grupa bardzo wesołych chłopców, którzy byli wodzirejami we wszystkim. Założyli specyficzny zespół muzyczny. Mieli porobione takie niby instrumenty z papieru na których grali w rytm muzyki która leciała, wówczas z magnetofonu. Byli wyćwiczeni do perfekcji, jak oglądało się ich i słuchało to wszystko było bardzo zgrane, każdy oddech, każdy ruch ciała, mimika, wszystko współgrało i sprawiało wrażenie, że te papierowe instrumenty grają a wśród muzyków jest Armstrong, czy Presley. Sala widowiskowa połączona ze stołówką dawała dużą przestrzeń a i widowisko było przednie i poczęstunek w różnych postaciach ziemniaka, również. Tańcom i śpiewom nie było końca. Każda delegacja uczestnicząca w zabawach, otrzymała w prezencie duży worek jabłek- widać wyjątkowo obrodziły i wszyscy wracali w znakomitych humorach. Tak więc jechać warto, bardzo warto.
Jak wycieczkowicze wrócili z bajkowej wyprawy to u nas zaczynało się spotkanie śpiewające. Ponieważ w tym dniu do naszego śpiewania dołączyłam klasykę, a konkretnie śpiew Wiesława Ochmana, tak więc z samej ciekawości jak to będzie wyglądało, wycieczkowicze przybiegli do nas. Nie było nas tak dużo jak zwykle ale za to byli miłośnicy muzyki klasycznej, trochę szkoda bo kilka osób jak usłyszało o klasyce to zrezygnowało z przyjścia. Wzięłam na warsztat operę Poławiacze Pereł, opowiadałam o kompozytorze, o treści opery i słuchaliśmy Ochmana. Bardzo lubię taką formę spotkań muzycznych. Padło pytanie, że też ci się chce, przecież to tyle roboty? A mnie się chce i to bardzo. Usłyszę tylko jedno słowo – zrób, robię to natychmiast i to z ogromną przyjemnością.
Napisała do mnie osoba podpisująca się E F, nawiązująca do poprzedniego wpisu o pani Emanueli, zarzucając mi, że napisałam ze zgrozą iż swego czasu wszyscy odwrócili się od jej teściowej, a co ty zrobiłaś, też odwróciłaś się. Odpowiadam – uważam, że między jednym a drugim odwróceniem się jest zasadnicza różnica. Ci którzy odwrócili się od teściowej Emanueli to byli ludzie o cały wiek zacofani w swoich poglądach. Dzisiaj panna w ciąży nikogo nie przeraża, a na dodatek zgwałcona to budzi nawet współczucie. Ja odwróciłam się od morderczyni która wysłała, a przynajmniej wiedziała o wysłaniu na śmierć, dwoje najbliższych jej osób. Ludzi, którzy pomogli im w życiu – jak np. teść. Obaj mężczyźni kochali te kobiety, a te kobiety to były perfidne morderczynie które odbierając życie swoim mężom, nie pobrudziły sobie delikatnych rączek. Ja od tej kobiety odwróciłam się i to ze wstrętem i przerażeniem, i do dziś mnie to przeraża.
Przed chwilą nasze terapeutki – Natalka i Dorotka, przyprowadziły do mnie bardzo miłego gościa, osobę która u nas w dps pracowała przed laty i której każdy z mieszkańców coś zawdzięczał – to Ania. Mnie osobiście dawała nadzieję, że są jeszcze porządni ludzie. Ania była pracownikiem socjalnym a tym działem kierowała wiedźma nie człowiek, na dodatek ta wiedźma była popierana przez panią dyrektor, a zatem osobę wcale nie lepszą; bo jak kierownik socjalna oficjalnie pokazywała swój podły charakter, tak pani dyrektor popierała ją ale uśmiechając się do nas, a nawet przymilając. Wydaje mi się, że to jeszcze gorszy gatunek człowieka. Każdy kto pracował w dziale socjalnym albo blisko pani dyrektor był tak wyćwiczony, że ja to wróg, i nikt mi w niczym nie pomagał, wyjątek stanowiła Ania, była karana za pomoc dla mnie a mimo to pomagała mi we wszystkim o co poprosiłam. Ania dopiero zaczynała swoją drogę zawodową a pomimo wszystko nikt nie był w stanie zniszczyć jej pięknych cech charakteru. A oto jak się mną zabawiały obie panie: pani dyrektor poprosiła mnie o przygotowanie programu na Sylwestra. Zrobiłam go razem z Anią. Socjalna odwołała decyzję pani dyrektor. Wiedziała dobrze, że jak coś robię to ludziom to się podoba, a ja mam być straszakiem a nie zachwytem, tak więc cały program do kosza. Ponieważ Ania w tworzeniu tego pięknego programu uczestniczyła, wobec tego to była ostatnia jej praca w naszym dps. Poszłam do pani dyrektor i przedstawiłam jej jak się sprawy mają, w odpowiedzi usłyszałam – nie będę podważała decyzji pani kierownik. Nie pomogły pisma od mieszkańców z prośbą o przywrócenie do pracy Ani, dwa koziołki matołki się uparły i już. Takich ludzi się nie szanuje a takie cudeńka jak Ania to się po prostu kocha.
I to już wszystko – NARA !