Rozżalenie pani M.

Poskarżyła mi się jedna z wieloletnich naszych mieszkanek na mściwość naszych pań decydentek. Pani o której mowa mieszka w naszym Domu już około 10 lat i przez wszystkie lata należała do osób wybranych przez kierownictwo DPSu a przez nas mieszkańców uważana była za lizusa dzięki czemu była hołubiona przez wszystkich pracowników od wierchuszki poczynając. Ze wszystkiego co tylko możliwe korzystała, brała udział we wszystkich zajęciach i jak potrzebny był do czegoś reprezentant to musiała to być owa pani. Wszędzie i zawsze miała dla siebie przeznaczone miejsce i czuła się wybranką losu. Aż tu nagle pani M zabrakło miejsca w samochodzie którym jechaliśmy do miasta. Tego się pani M nie spodziewała, zaczęła rozrabiać, wykrzykiwała na korytarzu a nawet podobno i w gabinetach, zarzucając dyrekcji brak pomyślunku w zarządzaniu. Nawet jak o tym opowiadała to była wręcz zacietrzewiona. Ponieważ żeby cokolwiek wytłumaczyć owej pani trzeba by ją przekrzyczeć a to było wręcz nie możliwe, panie decydentki postanowiły utrzeć jej nosa po swojemu . Pani M. mówi mi – Danusiu, do tej pory zbierałam same pochwały za to, że pomagam ludziom a dzisiaj otrzymałam nawet za to reprymendę. Jedna z pań kierowniczek powiedziała mi żebym nie wyręczała opiekunów w ich czynnościach. Uważam, że miała rację – mówię, przecież ty wioząc swojemu sąsiadowi gorącą kawą w kubku to możesz sobie zrobić krzywdę – w jednej ręce trzymasz kubek z kawą a drugą ręką kręcisz kołem wózka którym jedziesz. To jest bardzo niebezpieczne. – Ona – Sąsiad w swoim pokoju nie ma możliwości cokolwiek sobie zrobić, nie ma czajnika. Jest niewidomy. Ja mam wszystko co trzeba więc mu pomagam. Ale to nie wszystko, wyobraź sobie, że na drugi dzień złożyły mi wizytę dwie najważniejsze osoby, w życiu nie spodziewałam się, że to będzie wizyta z ostrą reprymendą w tle. Nagle te panie które były w moim pokoju wiele razy, dostrzegły, że mój pokój jest zagracony, stół zastawiony nie wiadomo czym, po kątach poupychane różne rzeczy – proszę to wszystko powyrzucać, krzyknęły. Mój pokój tak samo wyglądał i rok temu i pięć lat temu, a te panie gościłam u siebie wielokrotnie i nigdy nie musiałam niczego wyrzucać. To jest zemsta za moją ostatnią wizytę u pani dyrektor. Odczekałam aż krzyk pani M. przeszedł w ton łagodniejszy i zabrałam głos – podejrzewam, że ktoś musiał pójść na skargę na ciebie, że na wszystkich wyjazdach i w ogóle wszędzie na pierwszym miejscu zawsze jesteś ty. To, że twój pokój jest niemiłosiernie zagracony to musisz przyznać i to, że przeróżne wiktuały które powinny być w lodówce lub w jakiejś szafce zajmują całą powierzchnię stołu to również musisz przyznać. No i wreszcie to, że ktoś ci to musiał powiedzieć, to również musisz przyznać. Ludzie na ogół krzyczą wówczas jak nie mają argumentów żeby obalić tezę przeciwnika, no a ty wyraźnie nie masz nic na swoje usprawiedliwienie. Wszystkie zarzuty były słuszne, tyle tylko, że lizusce nie chciały niczego mówić a komuś kto ośmielił się podnieść głos na władzę to śmiało można było pokazać gdzie jest jego miejsce, ty dziękuj Bogu, że cię nie zaczęły przenosić z pokoju do pokoju, w ten sposób najbardziej lubią ucierać nosa swoim zbyt śmiałym podopiecznym.

No i mamy końcówkę zimy. W telewizji usłyszałam jak pani redaktor w wiadomościach ostrzegała, że to już ostatnia szansa na zabawy na lodzie. Przypomniały mi się moje dzieciaki z ulicy Radiowej, te dzieciaki dzisiaj mają po 40 lat, a wówczas ja miałam nie wiele więcej. Te dzieciaki znały mnie dobrze, ja ich również. Wiedziały, że mam taki zwyczaj jak widzę grupkę dzieci i te dzieci mówią mi dzień dobry, to ja każdemu z nich to dzień dobry odpowiem. Na naszej ulicy był dość duży staw który oczywiście zimą był zamarznięty. Kiedyś wszystkich chłopców ” zagoniłam ” do odgarnięcia śniegu i przygotowania dla siebie lodowiska. Którejś niedzieli idę z miasta do domu i widzę jak cała zgraja moich dzieciaków pięknym, dużym kołem jeździ po lodowisku, aż przystanęłam w zachwycie, a te urwipołcie kołowały po lodowisku i każdy z nich mówił mi dzień dobry. Odpowiedziałam na to dzień dobry ze sto razy, licząc na to, że przecież skończą tę zabawę dowcipnisie . Na każdego wypadła moja odpowiedź ze trzy razy. Dopiero jak pogroziłam im palcem to wszyscy podjechali do mnie i chórem przeprosili. Mogli się ze mną droczyć i tak ich wszystkich kochałam. Mnóstwo rzeczy robiliśmy razem i pomagaliśmy sobie na wzajem. To był mój najpiękniejszy okres życia. O swoich kochanych dzieciakach napisałam we wpisie – Dzieciaki z ul. Radiowej.

We wtorek byłam u kardiologa. Moja pani kardiolog zawsze bardzo miła tym razem nie była w humorze. Obsztorcowała mnie, lekarza który skierował mnie do niej i dyrekcję naszego DPS za brak opiekunki. Przyjechała pani do mnie sama ? Kierowca mnie przywiózł – odpowiedziałam. A gdzie opiekunka ? Jest pani starą, chorą kobietą. Mieszka pani w Domu Opieki i nikt się panią nie opiekuje? To my mamy pomagać pani w rozebraniu się, ubraniu się, w położeniu na kozetce i wstaniu z niej ? My nie jesteśmy od tego, od tego powinna być opiekunka która wszystko o pani wie, odpowie na każde pytanie i zapamięta moje zalecenia. Na drugi raz jak będzie pani bez opiekunki nie przyjmę. A lekarz pierwszego kontaktu u was jest ? Czy to nowicjusz, on nie wie, że po za skierowaniem i wynikiem EKG muszę mieć wyniki badań krwi w zakresie stężenia potasu, lipidów i cholesterolu. Muszę też mieć informację ile i jakie leki zaordynował lekarz. Przychodzi do mnie samotna staruszka z Domu Opieki z migotaniem przedsionków a w DPSie nikogo to nie obchodzi. Jak tylko chciałam coś powiedzieć to pani doktor natychmiast wychodziła do drugiego pokoju. Ona powiedziała jak ma być i zamknęła temat. Najgorsze jest to, że w stu procentach ma rację. Nasze opiekunki o nas nie wiele wiedzą, za dużo nas mają pod opieką, i są przerzucane co jakiś czas na inne odcinki. Przed wyjazdem moja opiekunka pytała mnie czy potrzebuję opieki na drogę, powiedziałam, że nie. Dobrze wiem, że są zalatane nie chciałam jeszcze i ja dokładać pracy. Po obsztorcowaniu mnie przez panią doktor wiem, że zrobiłam błąd. Już wiem, że opiekun potrzebny jest zawsze. Siostra przełożona uważa, że mądrze zarządza pracą opiekunek, niestety nie. W ogóle nie umie zarządzać pracą innych, umie tylko mądrzyć się bez powodu. Przerzuca opiekunki z odcinka na odcinek a one nie są w stanie poznać wszystkie dolegliwości swoich podopiecznych. Teraz wiem, że powinny. Myślałam, że jestem samodzielna, niestety nie. Kozetka w gabinecie była taka niziutka, że mowy nie było żebym mogła wstać sama. Ja nie mogłam szybko i sprawnie rozebrać się do badań bo właśnie moja przyszyta ręka odmówiła mi posłuszeństwa. I masz babo placek, stajesz się bezużytecznym kołkiem, a wydaje ci się, że jesteś taka hop do przodu. W zasadzie to nie mnie tak się wydaje tylko wszystkim dookoła. Ja zdaję sobie sprawę, że prawie wszystko już mi wysiadło, że muszę się poruszać bardzo wolno żeby się nie przewrócić. Że muszę się kurczowo trzymać chodzika bo nic nie wiadomo kiedy i w którą stronę mnie zarzuci ale chodzę z tym chodzikiem chyba bardzo dziwnie ponieważ słyszę dookoła – on ci w ogóle nie jest potrzebny, ty tak ładnie chodzisz. A innym razem jedna z opiekunek aż krzyknęła – o jej pani Danusiu co się pani stało, pani ledwie idzie. Taka z ciebie opiekunka skoro nie wiesz, że tak właśnie już chodzę jeśli jestem bez chodzika. A z chodzikiem pani pełną gębą.

I to wszystko – NARA !!

.

Miłość, obyczaje i moda.

W niedzielę, w kościele obok mnie siedziała pani która jak wszyscy już wiedzą straciła głowę dla naszego Zygmunta. On dla niej też ale chyba w mniejszym stopniu. Cały czas niecierpliwie rozglądała się szukając swojego ” chlopaka ” tak na Zygmunta mówi owa pani. Już parę lat minęło od rozpaczy Zygmunta po wyjeździe Anetki z naszego DPSu – cóż to była za miłość. Pisałam o niej na blogu i odpisywałam na listy kochanków. To była para która nie mogła się rozstać ani na chwilę, I znów Zygmuntem rządzi miłość. Bardzo się cieszę. Pani X nie mogła opanować swojego szczęścia na widok Zygmunta który właśnie wszedł spóźniony do kościoła. Na jego widok aż krzyknęła, ścisnęła moją rękę a cała aż kipiała nieokiełznaną radością. Nie zważała na nic tylko przeszła paradnie przez cały Kościół żeby usiąść przy ukochanym.Są ludzie którzy w ogóle nie poznali płomiennej miłości w swoim życiu. Zygmunt to jednak ma szczęście. To taka rekompensata za niedogodności fizyczne organizmu Zygmunta. To człowiek który ma tak samo wiele wad takich fizycznych jak i wiele zalet. Jest człowiekiem ułomnym, ma nieskoordynowane ruchy kończyn górnych i dolnych, źle słyszy i bardzo niewyraźnie mówi. Ciągle przypomina wszystkim, że jest kawalerem pomimo swoich już prawie 70 lat. Ma też mnóstwo zalet : jest bardzo troskliwy, opiekuńczy. uczynny dla każdego. On już z daleka widzi, że komuś trzeba pomóc, a to przecież on wymaga pomocy. Jego 70 letnia dziewczyna jest sprawna fizycznie ale bardzo źle słyszy i mówi. Jednak dla zakochanych nie potrzebne są wyrażenia słowne, pięknie dogadują się bez słów. Życzę im z całego serca oby ta miłość trwała wiecznie i dawała im wiele radości i żadnych smutków.

W XIX wieku, to przecież całkiem nie dawno, takie zachowanie się dziewczyny zobowiązywałoby ją do zamążpójścia; jeśli absztyfikant za którym tak ganiała nie chciałby jej to rodzice wydaliby ją za byle kogo aby zamazać wspomnienia o niewłaściwym zachowaniu się. Taka dziewczyna, jeśli zostałaby panną to z ogromnym piętnem do końca życia. Jeśli para – chłopiec i dziewczyna – byliby dłużej sami bez przyzwoitki to to również zobowiązywało do zawarcia związku małżeńskiego bo w przeciwnym wypadku skutki byłyby takie same, czyli mężczyzna okrzyczany byłby człowiekiem bez honoru a kobieta żyłaby z piętnem ladacznicy. Okropne były te zwyczaje ale honor coś znaczył.Było też tak, że para zakochanych wykorzystywała te bezsensowne zwyczaje, zwłaszcza jak rodzice nie wyrażali zgodę na małżeństwo. Np. młodzi ludzie wychodzili na spacer z przyzwoitką i za przyzwoleniem rodziców a nagle przyzwoitka oddaliła się i już do nich nie wróciła i klamka zapadła, wieść się rozniosła, że młodzi byli sami i nie wiadomo co się wówczas działo a zatem ślub był konieczny żeby ludzie nie mówili źle. Może i my namówimy Zygmunta żeby poprosił o rękę panią X, przestałby powtarzać wszem i wobec, z ogromnym smutkiem, że jest kawalerem. Myślę, że nasza dyrekcja nie rozdzielałaby kochanków tylko wyprawiłaby huczne weselisko. Chociaż raz panie decydentki pokazałaby ludzką stronę swojego charakteru.

Takie to były zwyczaje jeszcze w XIX wieku; a teraz o modzie z miłością w tle. Z tym, że sięgamy pamięcią aż do XV wieku. W telewizji pokazano obraz Leonarda da Vinci – Mona Lisy albo jak kto woli Giocondy. Mona lisa to w języku włoskim moja pani. Tak zechciał zatytułować portret swojej damy serca florencki kupiec bławatnik Francesco Gioconda. a zatem to chyba jest portret żony owego bławatnika. Bławatnikami nazywano kupców handlujących materiałami na ubrania. Jeszcze moja mama używała takiej nazwy sklepu z materiałami na odzież. I stała się dziwna rzecz z tym obrazem, Leonardo da Vinci nie oddał tego obrazu ani zamawiającemu ani spadkobiercom, pomimo, że praca została opłacona. Podejrzewa się, że artysta zakochał się w swoim dziele. Przyglądałam się Mona Lisie i nie zauważyłam w niej nic nadzwyczajnego, dziewczyna jak dziewczyna. Wyglądająca jakby dopiero wyszła z kąpieli, bez makijażu. Jak się okazało to wygląd jej świadczył o tym, że miała najmodniejszy ” makijaż ” . W okresie włoskiego renesansu a zwłaszcza w latach 1503 – 1507 modna była depilacja twarzy. Usuwano wszystkie włoski z brwi i rzęs. Ale dotyczyło to tylko kobiet, panowie to nawet pudrowali sobie twarz i noszone peruki. Dziwaczne mody przychodziły i znikały a kobiety zawsze poddawały się modom, jedne całkowicie inne tylko częściowo i po dłuższym okresie czasu nie natychmiast ,ale jednak.

A u nas – w czwartek mieliśmy namiastkę karnawału. O godzinie 10 w stołówce był występ takiego dziwnego tercetu: pan grający na gitarze i śpiewający ballady Bułąta Okudżawy, poetka która wyrecytowała jeden swój wiersz i pani która całość ogarniała. Wybrałam się wcześniej na ten występ ponieważ siedząc w pokoju zechciało mi się spać a na występie było tak ciekawie, że omal nie usnęłam. Pan śpiewający, owszem miał ładny głos ale kiepską dykcję. Śpiewał nieznane ballady po za jedną – Dopóki ziemia kręci się. Ponieważ przyszliśmy żeby posłuchać pięknych i znanych nam ballad a ich nie było to też nie było radości z występu. Odbiliśmy sobie o godzinie 14 na ” czwartkowej herbatce „. Wznowione zostało ogólne śpiewanie, które zostało przerwane chyba na pół roku, ze względu na brakujące we mnie siły. Tym razem sił starczyło. Czułam się otoczona opieką przez Natalkę i Dorotkę. Obie panie pomogły dla mnie i opiekowały się gośćmi. To były tańce, hulanki, swawole, w których prim wiódł Achmet, obtańcowując wszystkie co ładniejsze dziewczyny. Tak powinien wyglądać karnawał a przynajmniej jego ostatki.

I to już wszystko co mam do powiedzenia NARA !!

Czyżby to była zima ?

Po miesiącu znów spadł śnieg, dokładnie 15 lutego o godzinie 8 rano, a więc wróciła zima, przynajmniej tak to wyglądało jak patrzyłam przez okno. Jak wychodziłam do atrium o godzinie 6. 20 śniegu nie było, było nawet w miarę ciepło. Wróciłam do pokoju o godzinie 7. 10 śniegu nie było, nie próbował nawet prószyć a o godzinie 8 zrobiło się biało, niestety już po 40 minutach przestał padać. No ale troszeczkę wybielił krajobraz, taką cieniutką warstewką ale jest.

Chociaż tyle radości, bo tak w ogóle to jestem przerażona tym co dzieje się na świecie i podejściem mocarstw na te wydarzenia. Mam wrażenie, że Tramp i Putin mają w perspektywie plany podziału świata między siebie, na razie zostawią w spokoju kraje azjatyckie ale jeśli po nich do rządów dojdą tacy jak oni sami to nic nie wiadomo. Wiadomo, że tego typu polityka zapowiada nie kończące się walki maluczkich o istnienie. Cóż może Ukraina bez pomocy Stanów Zjednoczonych, nic. może co najwyżej doprowadzić siebie do samozagłady, Jak zginie Ukraina to pierwszymi do rozszarpania przez Sowietów będziemy my – Polska, naród znienawidzony przez ruskich od wieków. A to wszystko przez wysokiej klasy politykę – tego nie wolno, tamtego nie wypada bo nie jesteśmy tacy jak oni. Rusek może przysyłać szpiegów, podpalać zakłady produkcyjne, zabijać ludzi, a nam nie wypada bo jesteśmy ponadto. My jako Unia, umiemy tylko pięknie mówić i to latami na jeden temat. A czas leci. Wydajemy ogromne sumy na zbrojenia, czyli, że tracimy grube pieniądze, Ukraina traci swoją piękną żyzną ziemię karmicielkę a nasi politycy pięknie ubrani, przy pięknie udekorowanych stołach, pięknie przelewają z pustego w próżne.

A u nas — W miniony czwartek obejrzeliśmy spektakl pt. – Kopciuszek inaczej -w reżyserii Natalki i Dorotki a w wykonaniu naszych mieszkańców. Jeśli umiałabym patrzeć wyłącznie jako widz na kompletnych amatorów i na dodatek staruszków, to powiedziałabym : brawo było pięknie. Ale niestety jak ja coś oglądam to widzę braki i one mnie rażą. Chociaż przyznam, że tym razem więcej było podziwu niż uwag. Był nawet zachwyt, nad panią która odegrała rolę macochy. Coś nadzwyczajnego. Dykcja super, siła głosu taka jaką wymagała i rola i miejsce występu, a interpretacja tekstu zachwycająca. Na spektakle do teatru kiedyś chodziło się dla danego aktora i tu u nas Pani Basia będzie taką aktorką na której występy będzie się chodziło. Szkoda, że tylko ona prezentuje taki wysoki poziom. Reszta to klasa średnia nauczona czytać tekst. Jasiu musiałby jeszcze nauczyć się wymowy scenicznej a Wiesia powinna przestać bać się mikrofonu, ma zbyt cichy głos żeby odwracać się od niego. No i te nieszczęsne, szeleszczące przy odwracaniu kartki z tekstem. Moja sugestia – konieczny stół ( dwa wąskie stoły z ogródka ) przykryty papierowym obrusem na którym każdy aktor miałby wypisany swój tekst. Albo tekst zwinięty w rulon leżący na stole, który odpowiednio można by było rozwijać, tak delikatnie żeby nie zwracało to uwagi widza. Ale co bym nie wymyślała czepiając się to warto było pójść na ten spektakl.

I to wszystko — NARA!!

Dzień świstaka

… to wierzenia Amerykanów w przepowiednie. Mają takiego swojego wybranka, nie wiem jak długo wysługują się nim, nadali mu imię Phil, wyciągają biedaka z nory czy mu się to podoba czy nie i obserwują czy świstak zobaczy swój cień. Robią to od dwudziestu lat. Przepowiednia sprawdza się w 35% tylko, a mimo to wierzą w nią. W tym roku biedaka wyciągnęli z nory 2 lutego i komisyjnie stwierdzili, że według przepowiedni Phila zima będzie trwała jeszcze 6 tygodni. Pewnie ta przepowiednia sprawdzi się jak nasze prognozy pogody, zwłaszcza te długoterminowe. Ale to już nie dotyczy nas – inny kontynent. U nich w tym roku zima popisała się na całego a u nas jeszcze nie. Wprawdzie 4 stycznia spadł śnieg i kilka dni poleżał, ale kiedy to było. Dzisiaj wyglądam przez okno a tam tak pięknie słoneczko świeci i zachęca do wyjścia na ” wiosenny ” spacer. To słońce z za szyby wygląda jak majowe nie lutowe. Mam już 84 lata to trochę pamiętam jak powinien wyglądać styczeń i luty. W swoich wierszykach bardzo lubiłam opisywać pogodę, one nie miały tytułów tylko opatrzone były datami. A styczeń z 2006 r. Wyglądał tak:

Tęgim mrozem styczeń ścisnął, takim groźnym aż złowieszczym i nie tylko pod nogami ale wszystko wokół trzeszczy, i t d.

Ten siarczysty mróz miał się dobrze jeszcze i w lutym i marzec był jeszcze skuty lodem. Taka prawdziwa zima i śnieżna i mroźna była w 2022r. i w 2024. Choć nie uwieczniłam jej w wierszyku jednak upamiętniłam już na swoim blogu. Rok 2007 nie miał się czym chwalić w te zimowe miesiące. Styczeń był taki jak i w tym roku – ni to jesień ni to wiosna. W styczniu nawet kwiatki zakwitły a w lutym były tylko zimowe incydenty. Tak pisałam o lutym 2007 r. : Różnie w tym roku w lutym bywało, było szaro i biało, było słońce i deszcz. Wszystko było, co tylko chcesz. Zimowe incydenty nas tylko straszyły – raz były, raz nie były. Niestety z pięknego słońca nie korzystałam ani w styczniu ani w lutym tego roku, a to ze względu na to nieszczęsne kolano. Wprawdzie od tygodnia już mnie nie boli, ale to jest kolano, pochodzę trochę dłużej i znów zacznie boleć. Jak tylko przypomnę jak można być udręczonym przez ból to wolę nigdzie nie chodzić i nie cierpieć. Utrwalam w ten sposób mój stan bezbolesny.

A u nas : słyszę na korytarzu przeraźliwy krzyk kobiety wołającej o pomoc. To woła Zosia, moje sąsiadka. Kto by pomyślał, że ma taką siłę w głosie ? Na korytarzu robi się rwetes. Opiekunka przerażona biegnie do Zosi, a tam jakiś pan bije jakąś panią, w telewizji i Zosia woła o pomoc ale dla tej biednej pani z jakiegoś serialu.

Przed zajęciami z logopedii skarży się do nas Ela – Nikt mi nie wierzy a ja cierpię. Te wstrętne pielęgniarki znów dają mi po 10 tabletek na raz a ja wiem, że tak nie można. Dzisiaj przyszły w nocy. Danusia powiedz czy można podawać leki w nocy – pyta Ela. Nie wiem z jakiego powodu i jakie leki przyjmujesz, także co do nocy to się nie wypowiem, ale jeśli chodzi o ilość tabletek to wierzę ci, przeprowadziłam wywiad i kilka osób ma ten sam problem. Tylko, psia mać, nie ma z tym problemu nasza służba zdrowia. Tym razem jedna z terapeutek obiecała Eli, że w jej sprawie zwróci się do Rzecznika Praw Pacjenta.

W piątek byłam na kolejnym zastrzyku w oko i w tym miejscu chcę pochwalić podejście pani doktor do nas czekających na zastrzyk. Jak przyszła moja kolej na pierwsze badanie ( są trzy badania przed zastrzykiem ) spytałam czy mogę trochę ponarzekać na ostatni zastrzyk, w odpowiedzi usłyszałam – może pani. Więc mówię, że był wyjątkowo bolesny i każdy kto wychodził po zastrzyku uskarżał się na to. Musiałam zostać ukłuta nie w to miejsce gdzie trzeba bo widziałam jak chlusnęła krew w oku. Później ta krew się skrzepła i ten skrzep męczył mnie przez tydzień. Dobrze, odpowiada pani doktor, podamy pani podwójne znieczulenie. Broń Boże, wówczas będę bardzo cierpiała w domu, jak znieczulenie będzie odchodziło, miałam tak po pierwszym zastrzyku. Co pani proponuje – pyta pani doktor – Więc odpowiadam – parę minut przed zastrzykiem podać znieczulenie i poczekać aż zacznie działać. Moja młodziutka pani doktor nie powiedziała nic tylko zaczęła mnie badać. Siedzimy już wszyscy przed salą operacyjną czekając kiedy zaczną nas kłuć, raptem wychodzi moja pani doktor i wszystkim 20 stu osobom podaje znieczulenie, na korytarzu. To miał być mój już dziesiąty zastrzyk i nigdy w ten sposób nie podawano znieczulenia. Jedna z pacjentek mówi na głos – kiedyś przyjmował nas pan doktor to padał nam znieczulenie w ten sposób. No i proszę, naszej młodziutkiej pani doktor korona z głowy nie spadła po cierpliwym wysłuchaniu pacjentki i zmiany w podejściu do nas.

I to już wszystko – NARA !!

Logopedia

Logopedia, na którą chodzę systematycznie, to moje pierwsze zajęcia stałe poza wszelkimi zajęciami sportowymi sprzed laty. Są to zajęcia na których muszę być skoncentrowana przez cały czas zajęć jeśli chcę osiągnąć oczekiwany efekt, czyli powstrzymanie szarych komórek przed degradacją. Czasem się to komuś udaje, czasem nie ale na pewno w jakimś stopniu proces starzenia się szarych komórek jest opóźniany. Pomimo, że jesteśmy skoncentrowani na sobie to widzimy starania w zapamiętywaniu u innych osób. Na jednych z zajęć wszyscy zwrócili uwagę na zachowanie Eli, uczestniczki zajęć. Ela ma problemy z wymową, i z zapamiętywaniem, ale jest logiczna. Ciężko jej jest tą logikę wykazać ale ona ją ma. Nagle zwróciła się do Natalki – osoby prowadzącej zajęcia – przepytaj mnie szybciej, póki jeszcze te cholerne leki nie działają bo jak zaczną działać to ja mam całkowity odlot, a mnie zaczyna brać ta farmacja. Za chwilę Ela zaczęła odlatywać. To był straszny widok, zrobiła się blada, oczy zaczęły wpadać w oczodoły i zaczęła się przewracać. Natalka szybko przerwała zajęcia i zajęła się Elą. Wcześniej jeszcze Ela powiedziała nam, że ona dostaje za dużo leków na raz, chyba z dziesięć, a szczególnie jeden lek jej wyraźnie szkodzi i poprosiła Natalkę żeby ona coś zrobiła z tymi jej lekami. Pomogłam Natalce wyprowadzić Elę z zajęć. Nawet nie wiedziałam, że Natalka natychmiast zajęła się sprawą Eli. Idę korytarzem zatroskana widokiem Eli i spotykam Kasię inną terapeutkę. Opowiadam jej o przeżyciach Eli a Kasia na to- to są skutki podawania dużej ilości leków na raz. Każdy medyk wie, że tak robić nie można. Między przyjęciem każdego leku musi być odpowiedni odstęp czasowy. Miałam taki przypadek na swoich zajęciach – mówi Kasia. I co zrobiłaś? A co ja mogę, my nie możemy wtrącać się do pracy innych działów. ( pewnie, przełożona nie pozwoliła wtrącać się w jej zakres obowiązków, bo widać jak na dłoni, że jest źle zarządzany jej resort, nie widzi tego tylko p. dyrektor, po za tym każdy). Na drugi dzień, na zajęciach z logopedii Ela jest pełna życia. Tylko weszłam i powiedziałam dzień dobry, ona na cały głos krzyknęła – Danusiu chodź tu do mnie muszę cię uściskać, ( Ela jest osobą bardzo słabo widzącą ). Tak więc uściskałyśmy się i z wielkim zainteresowaniem zaczęłam obserwować Elę. Brała czynny udział w zajęciach, była w miarę skoncentrowana; to była nie ta Ela co wczoraj. Pytam Natalkę, czy coś zrobiła z tą ordynacją leków Eli, bo to jest zupełnie inny człowiek? Natalka odpowiedziała krótko – tak, porozmawiałam z kim trzeba. Czyli, że można wtrącić się w pracę innych działów; a moim zdaniem to nawet trzeba. Na każdych zajęciach trzeba bacznie obserwować zachowania nas wszystkich i pomagać. Żeby Natalka nie zainteresowała się Elą bardzo szybko byłaby z niej roślinka. Mieszkańcy to widzą, że osoby przeniesione na oddział z chorobami starczymi szybko stają się roślinkami. Moim zdaniem to dlatego, że nikt nie interesuje się jak na poszczególny organizm działają leki. Lekarz zaordynował to musisz je brać. Jeśli przesypiasz pół dnia to i dobrze przynajmniej jest święty spokój. Służba zdrowia nie będzie przecież co 15 minut biegała do pacjenta bo on ma dużo leków do przyjęcia, przyjmie na raz wszystkie i jest święty spokój. I tak dla świętego spokoju zatruwa się podopiecznych, niszczy się żołądek, jelita. Jeden lek niweluje działanie drugiego, nasilają się skutki uboczne, następuje zaostrzenie choroby i hamowanie metabolizmu. Umysły tępieją i my najchętniej byśmy spali bo i tak nie wiemy co się dzieje w okół nas. Zamiast ganiać po pokojach nie wiadomo po co, nasza służba zdrowia powinna znaleźć czas na obserwację chorego po zaordynowaniu nowych leków. Zobaczyć jak leki są tolerowane przez organizm. Sprawdzić czy oby na pewno podawane są te leki które lekarz przepisał; a to dlatego, że i apteka stosuje samowolkę w zamiennikach. Jestem tego żywym przykładem. Po stosowaniu zamienników bez uzgodnienia z pacjentem natychmiast poznaję, że została zamieniona apteka. Pilnuję wszystkiego sama, dlatego póki mogę to muszę stać na straży każdej mojej szarej komórki i do tego potrzebna mi jest logopedia. Logopedia to najlepsze zajęcia dla powstrzymania resztek naszego rozumu. Przez całą godzinę jesteśmy wszyscy skoncentrowani, nastawieni na intensywne myślenie z zapamiętywaniem tego co mówią inni, bo wiemy, że za chwilę będziemy musieli powtórzyć to co inni mówili. Tę koncentrację przerywają co jakiś czas salwy śmiechu, wybuchy śmiechu takiego spod serca. Są to najlepsze zajęcia na wszelkie dolegliwości umysłowe i na naszą sfatygowaną logikę i na stany depresyjne.

I to wszystko NARA !!

Burza komentarzy,

które zawsze mnie cieszą nawet jeśli wyrażają się o mnie źle. Komentarze dotyczą poprzedniego wpisu. Napisał do mnie ktoś z wierchuszki naszego DPSu, nawet ośmielając się podpisać jako Dps. Skąd wiem? A no stąd, że tego kogoś zabolało tylko jedno słowo w moim wpisie. – won. W sumie pewnie nie zabolało ale dało możliwość popsioczenia na mnie. Czyli, że osoba ta czytała bez zrozumienia albo była współtwórcą tego absurdalnego zarządzenia. Na temat tego wpisu miałam 18 komentarzy i wszystkich przeraziło zarządzenie dyrekcji a nie jedno słowo nawet najgorsze, nękanej przez trzy noce staruszki. Inni zauważyli, że przeprosiłam i rozumieli moją wściekłość, a ten ktoś najchętniej pozbyłby się mnie z tego Domu, ze względu na brak klasy. Nigdy nie pretendowałam do osoby z klasą, raczej w drugą stronę. W tym Domu są już tylko trzy osoby które chętnie pozbyłyby się mnie. Proponuję sprawdzenie swojej klasy kiedy ułoży się pani do snu, nie podczas dyżuru tylko na odpoczynek, a ktoś uparcie będzie budził panią co półtorej godziny. Nie budziły się tylko osoby którym aplikujecie końskie dawki tabletek na sen. A może to była nieudana próba powrotu do starych ” dobrych czasów ” kiedy to nocny ” patrol ” w osobach trzech zaufanych pielęgniarek sprawdzał siłę działania tabletek a potem okradał. (Opisywałam to na blogu ). Na szczęście z tych trzech pielęgniarek została już tylko jedna uniżenie posłuszna przełożonej.

A oto treść komentarza o którym mowa – cytuję: Cóż za brak klasy, widać jak nie ma pani szacunku do ludzi ( do ciężko pracujących ludzi to wy nie macie szacunku ). Co oni są winni żeby krzyczeć do nich won? ( faktycznie to won powinno być skierowane do kogoś innego )Może niech pani zrobi won z Dpsu jak tak pani nie pasuje. Koniec cytatu. Zdania w nawiasie są ode mnie. Osoba pisząca ten komentarz pewnie od lat marzy żeby się mnie pozbyć, dopiero byłby raj. Jak przeczytałam ten komentarz innym to usłyszałam wręcz kabaretową odzywkę – no popatrz nie poznała się na twojej znajomości języków obcych. A to won to samoobrona ubezwłasnowolnionej przez was kobiety. Tak jak ja wściekłych ludzi w tym czasie były dziesiątki ale tylko ja wyraziłam swoją wściekłość na piśmie inni stawali oko w oko, a jeszcze inni nie mieli odwagi albo możliwości wypowiedzenia się. Najrozsądniej postąpiła Basia – zaraz po pierwszym przebudzeniu ruszyła trzy piętra wyżej i zażyczyła opisania swojej wściekłości w raporcie dyżurów i miała święty spokój. Nikt z dyżurujących w tych nieszczęsnych nocach nie miał pretensji do wściekłych podopiecznych, wręcz odwrotnie wiedzieli, że ta wściekłość zmusi kierownictwo do zmiany stanowiska. Może wreszcie wierchuszka zrozumie, iż podjęcie każdej decyzji wymaga przemyślenia. Kobiety ,wy naprawdę musicie swoje myślenie podsunąć do przemyśleń mądrzejszym np. do rozważenia przez Samorząd Mieszkańców. Boicie się tego Samorządu jak diabeł święconej wody, a wasza praca wymaga nadzoru. Popełniacie za dużo błędów.

I to już wszystko – NARA !!

Szanownej odbiło !

W ubiegły czwartek, jak zwykle położyłam się spać o godzinie 21,30. Ponieważ robię tak niezmiennie od lat to mój organizm jest przyzwyczajony do spania zawsze w tych samych godzinach i do budzenia się w tym samym czasie, dlatego wstaję radosna i cieszy mnie wszystko zwłaszcza jak wyjdę o świcie z domu. Ten mój radosny rytuał ośmielili się popsuć pracownicy nocnej zmiany naszego DPSu budząc mnie co dwie godziny przez całą noc. W sumie nie budząc bo jak raz i drugi zostałam rozbudzona to już za trzecim razem nawet nie zdążyłam usnąć. Najpierw myślałam, że to pewnie nowi pracownicy i mylą im się pokoje. Nasz labirynt korytarzy każdej nowej osobie przysparza kłopoty. Później przyszło mi do głowy, że to jakaś złośliwość, widać było, że to celowe działanie, tak więc jak po raz trzeci ktoś wtargnął do mojego pokoju ( osoby nigdy nie widziałam bo zawsze byłam odwrócona do ściany ) to już nie byłam miła, tylko wrzasnęłam – won !! Teraz przepraszam ale jak widzicie staruchów budzić w nocy nie można. Przecież to była godzina 2 w nocy. Jak po raz czwarty ktoś wszedł i jeszcze bezczelnie spytał mnie o samopoczucie o godzinie 3,30 w nocy to posłałam ostrą wiązankę. Jakbym miała tę osobę na widoku w linii prostej to cisnęłabym w nią czym by się dało. Czułam się jak więźniarka pod ścisłym nadzorem, do której celi klawisz wchodzi co 2 godziny. w ramach tortur. Rano usiłowałam życie swoje postawić na właściwe tory, czyli wstać jak zwykle o godzinie 4,30 i robić wszystko jak zwykle. Robiłam , ale bez życia. Ledwie się ruszałam, w głowie mi się kręciło, każdy ruch sprawiał mi ból. W tym dniu zrezygnowałam z gimnastyki, nie miałam siły. Zrezygnowałam z zajęć wszelkich. Byłam nie miła do każdego. Wyprosiłam księdza ze swojego pokoju; nie wiedziałam po co on do mnie przyszedł – a to była Kolęda. Pół przytomna dotrwałam do godziny 11 i padłam. Zasnęłam. Po przebudzeniu i rozmowie z pracownikami dowiedziałam się, że to nachodzenie mnie w nocy to zarządzenie p. dyrektor. Tak podobno ma być każdej nocy i u wszystkich. Zarządzenie osoby udającej na każdym kroku, że jest pełna empatii, że najbardziej zależy jej na dobru jej podopiecznych. Pierwsza moja myśl – to ” starej” odbiło. Sama nie może spać to i nam nie daje. Coś jej się poprzestawiało w głowie. Jak można ludziom, swoim podopiecznym przewrócić życie do góry nogami.Niech sama zacznie spać w dzień a pracować w nocy. To zarządzenie to ogołocenie nas z resztek godności – ona jest dyrektorem i ona może wszystko. Jak trochę się uspokoiłam to pomyślałam sobie, że na pewno wystarczy przykleić kartkę do drzwi z prośbą o nie wchodzenie do mojego pokoju w nocy i będzie po sprawie. Napisałam – w godzinach od 21.30 do 4.30 usiłuję spać proszę więc nie zakłócać mi spokoju składaniem wizyt. Wizytowanie nas co 2 godziny w nocy to zwykłe nękanie. Byłam pewna, że noc będę miała spokojną. Niestety łaziki bezustannie łaziły po pokojach. Co im to daje? Jeśli sprawdzają czy żyjemy to mogą to zrobić w bardziej przyzwoitym czasie nie gnębiąc żywych. Jeśli będziemy potrzebowali pomocy to o nią poprosimy, wystarczy, żeby zawsze ktoś był w pokoju gdzie odzywają się dzwonki alarmowe. A może moja prośba była napisana zbyt okrężnie, napiszę kategorycznie i wprost na pewno poskutkuje. Niestety nie poskutkowało. Poczułam się jak osoba ubezwłasnowolniona – mogę sobie prosić do woli a oni zrobią ze mną co zechcą. W naszym Domu od zawsze ludzie czują się ubezwłasnowolnieni. Na każdym kroku robi się z nas durniów, Dziwię się, że po trzech nocach bezsenności nikogo nie pobiłam, widocznie jeszcze jakaś ogłada we mnie jest. W niedzielę rano jak opiekunka zobaczyła mnie taką wyplutą, postanowiła zadziałać i moje żądania opisała w raporcie dziennym. Poskutkowało ! Spałam spokojnie i w dzień i w nocy. W poniedziałek samopoczucie cudne, wróciłam do żywych. Tak więc jak poszłam do p. dyrektor to już nie w bojowym nastroju. Powiedziałam tylko, że przyszłam ze skargą na pani Zarządzenie dotyczące wizytowania nas nocą. Pani dyrektor winę zwaliła na osoby dyżurujące w nocy, na zasadzie, że nie zrozumiały intencji. Zrobiła to bardzo miło. To była taka zwyczajowa kpina, zawsze wszystkie nasze skargi są po prostu lekceważone. Pomyślałam sobie – no pewnie, że nie przyznasz się do błędu, dyrektorzy się nie mylą i zawsze mają kogoś do bicia. Tak się składa, że znam osoby z nocnej zmiany to inteligentni ludzie a tym razem posłużyli pani dyrektor jako worki treningowe. Kto inny wydał bezmyślne zarządzenie a kto inny obrywa cięgi ze wszystkich stron.

Jak się tak ludzi przeczołga to normalność zaczyna cieszyć. Mnie w tej chwili cieszy fakt, że mogę spokojnie spać w nocy, że gestapo nie chodzi. Wczoraj na korytarzu spotykam pokojową pchającą nasz wielki, obładowany posiłkami wózek barowy, mówię do niej – współczuję, taki ciężar, a ona na to – pani Danusiu ale jest winda. Czyli, że po za pchaniem wózka już odpadło zdejmowanie wszystkich gorących garów w połowie drogi, po to żeby je znów ustawiać na wózku. No i czyż nie radość. Niestety nie ma w naszej dyrekcji mądrej i odpowiedzialnej osoby. Jedna wyda bezmyślne zarządzenie a reszta kierownictwa nie ośmieli się powiedzieć, że tak nie można, to jest bezrozumne zarządzenie. Ludzie więcej odwagi może wytykając błędy wyprostujecie rozum. Niestety ja na każdym kroku widzę bezmyślne zarządzanie naszym Domem.

P.S. Bardzo dziękuję Ani za wpis na blogu. Po napisaniu określeń jakich ja używam w stosunku do ciebie to już wiem o kogo chodzi. Tak więc ściskam cię serdecznie ( tak, że aż czuję twój piękny zapach ) dziękując za pamięć. Ale coś długo już ciebie nie widziałam. Co się dzieje?

To już wszystko – NARA !!

Ogałacanie…

to słowo usłyszałam w bardzo ładnym kontekście, wypowiedziane przez babcię mieszkającą na plebanii u Ojca Mateusza, oczywiście w serialu telewizyjnym. Powiedziała ona mniej więcej – starość, to życie ogołocone z jakiejkolwiek dramaturgii .Człowiek w podeszłym wieku jest z czegoś ogałacany codziennie i sukcesywnie. Życie go ogałaca ale i on sam siebie również ogałaca z dramaturgii życia przesypiając pół dnia tak jak ja teraz i nie tylko ja, z kimkolwiek z naszych mieszkańców porozmawiam każdy co najmniej kilka godzin dziennych przesypia. Po przebudzeniu długo nie wiesz o co chodzi jesteś wyzuty z wszelkich zainteresowań, coś tam zrobisz od niechcenia albo z przymusu i znów zasypiasz. Jak do tej pory kurczowo trzymam się tylko jednej rzeczy – swojej porannej rozgrzewki skoro świt. Słyszę dookoła – zazdroszczę ci tego samozaparcia. Fakt, mam w sobie taką potężną poranną siłę która mnie goni do wyjścia z domu. Tak jak kiedyś do pracy tak teraz na soją gimnastykę. Poranki u mnie zawsze były leniwe dlatego wstaję bardzo wcześnie żeby się nie spieszyć. O godzinie 4,30 już ćwiczę w łóżku nogi, żeby się ruszały jak już wstanę. Do 5,30 to to ,to tamto i prysznic, kawka i wyjście z domu. Jak tylko znajdę się na świeżym powietrzu ogarnia mnie nieprawdopodobne szczęście. Cieszę się wszystkim co widzę i słyszę i z radością najpierw rozmawiam z Bozią a później ćwiczę cała szczęśliwa. Wracam do domu i jak przystało na kobietę ( jeszcze ) biorę w ręce lustro. Nie wiem po co ale idąc na śniadanie lubię ładnie wyglądać. Z reszty dnia jestem już ogołocona. Nie tylko ogołociłam się z chęci do czegokolwiek ale i z szarych komórek. Dzisiaj bardzo wyraźnie dał mi się we znaki Alzheimer . Leżąc na łóżku, tak pół na pół drzemiąc i oglądając telewizję usłyszałam słowo – wielbłąd, trochę czasu upłynęło zanim skojarzyłam, ze to jest zwierzę ale wyobrazić go sobie nie mogłam. Nie wiedziałam jak wygląda wielbłąd. Szczerze się przeraziłam i postanowiłam zmierzyć się z panem Alzheimerem i ze swoim lenistwem również. U lekarza poprosiłam o zabiegi na wzmocnienie kręgosłupa a u pań terapeutek o możliwość korzystania z logopedii. Ratuj się kto może, bo tak jak jest to być nie może.

W piątek 3 stycznia byłam w szpitalu na okulistyce. Czekając na zastrzyk siedzimy tam kilka godzin przerywanych różnymi badaniami. Na przeciw mnie siedział pan, który bez przerwy usypiał. Na wezwanie lekarza wstał, podreptał na badanie, wrócił i spał. Wszyscy się ożywiają jak już wchodzimy do pomieszczenia przed salą operacyjną; przebieramy się i rozmawiamy. Wchodzimy do tego pomieszczenia trójkami, byłam właśnie razem z owym panem więc zaczęłam go wypytywać o to i owo; myślałam, że jak spytam ile ma lat to usłyszę wiek około setki a on jest ode mnie starszy zaledwie o półtora roku. Zobaczyłam siebie taką za półtora roku i struchlałam – muszę przestać się ogołacać sama z siebie. Człowiek ogołocony ze wszystkiego jest straszny, to połamany we wszystkie strony korpus, zasypiający gdzie się da. Pomyślałam sobie – jeśli możesz coś z tym zrobić to rób póki nie jest za późno. Ćwiczyć kręgosłup będę do skutku aż odstawię chodzik, myślę, że się uda, a od dnia babci – to taka symbolika – odstawię całkowicie słodycze; muszę zrzucić parę kilogramów inaczej jeszcze trochę i nie uniosę siebie.

Na logopedii byłam już trzy razy, bardzo mi się te zajęcia podobają. Sądziłam, że na tego typu zajęcia chodzą ludzie którzy mają złą wymowę a okazuje się, że są to ćwiczenia na logiczne myślenie, skojarzenia i zapamiętywanie, a że jest na nich wesoło to chodzę i będę chodziła z przyjemnością aż będę pewna, że przygoda z wielbłądem to był incydent. Trochę bieganiny teraz mam to i mniej śpię. Po logopedii, która jest codziennie, mam indywidualne ćwiczenia kręgosłupa a po nich zabiegi na fizykoterapii również na wzmocnienie kręgosłupa. Mam nadzieję, że z wiosną zacznę znów sama wychodzić do miasta. Żeby tak jeszcze to cholerne kolano dało mi żyć.

PS. po moich wpisach o złym zakwaterowywaniu pensjonariuszy przez siostrę przełożoną, znów błąd został naprawiony, i druga pani o której pisałam, została przeniesiona a do nas przyszła już trzecia osoba na ten nieszczęsny pokój. Jeszcze nie wiem kto to taki, nie widziałam, ale już poszła plotka, że na tą panią również narzekam. Nie prawda, tej pani jak dotąd jeszcze nie widziałam i nie słyszałam, a plotkary już rozsyłają wici, że to niby narzekam na jej krzyki. Trochę to dziwne bo już po raz drugi dowiedziałam się, że plotkary autoryzują swoje plotki mówiąc, że słyszały to ode mnie, czy jestem dla nich autorytetem czy chcą podkopać moją wiarygodność? Jak dowiem się kto rozsiewa te plotki to nie podkopię a nakopię i to ostro.

I to byłoby na tyle, za tydzień napiszę o beznadziejnym zarządzeniu naszej p. dyrektor, które świadczy, że szanowna ma nas za nic udając troskę. NARA !!

Mamy nową windę !

To najlepszy prezent świąteczno – noworoczny jaki mogliśmy dostać i mieszkańcy i pracownicy. Wszystkim nam ulżyło w codzienności. Ja ze swoim chorym kolanem musiałam robić kilometry i to tylko na terenie budynku; teraz nowiutka, luksusowa winda jest bliziutko mojego pokoju i automatycznie mam teraz wszędzie blisko. Po za windą mieliśmy i inne upominki, wprawdzie skromniutkie ale takie od Mikołaja. W Sylwestra wystąpił dla nas chór APASJONATA , jest to zespół znany nam, występował u nas wielokrotnie i zawsze słuchamy go z zachwytem. Głosy piękne, czyste, dźwięczne i śpiewanie bardzo żywiołowe a to dzięki Pani Dyrygent która mnie zadziwia swoją energią. Nie wiem czy chórzyści zaśpiewali by tak porywająco pod inną batutą. Mogliby dodać do swojego repertuaru kilka piosenek z repertuaru sylwestrowego, czyli utworów do tańca, no ale trudno było to co było i to naprawdę pięknie wykonane.

A po za tym muszę zaznaczyć, że uwagi jakie poruszam na swoim blogu dotyczące pracy w naszym DPSie są brane pod uwagę i wcześniej czy później błędy są naprawiane. Tak stało się z moją sąsiadką, która według mnie powinna była być zakwaterowana na ” medyku ” ze względu na swoją chorobę i owa Pani już tam mieszka. Nie wiem czy pisząc o tym automatycznie włączam myślenie siostry przełożonej, czy zmuszam ją do myślenia, ale sprawa jest załatwiona i to jest ważne. Powyższe zdania pisałam wczoraj, dzisiaj miałam okazję poznać nową panią która wprowadziła się do nas – niestety zamiana nieudana. Po pierwszej rozmowie już wiedziałam, że będą jeszcze większe kłopoty niż z poprzednią mieszkanką. Otóż, wychodzę o godzinie 6, 20 do atrium na swoją codzienną gimnastykę i na korytarzu spotykam naszą nową sąsiadkę, witam ją i się przedstawiam pytając dokąd tak z samego rana, a ona odpowiada, że idzie do domu i niesie dla swojej mamusi byty, żeby mogła wyjść z domu. W ręce trzyma obuwie. Moje tłumaczenia nic nie pomogły, a nawet zirytowały panią. Wyszła z pokoju druga pani i mówi mi, że też próbowała tłumaczyć i nic to nie daje. Ostrzegam, będą problemy typu – zginęło mi, bo ona wynosząc z pokoju swoje rzeczy wyrzuca je do kosza. Tak więc siostra przełożona nie pofatygowała się żeby z tą osobą porozmawiać, zorientować się co i jak tylko na ślepo przydzieliła pokój. Droga siostro przełożona ty już nie pracujesz tylko odwalasz lipę za którą bierzesz grube pieniądze.

Ludzie do mnie piszą, a wśród dziesiątek komentarzy, reklam i życzeń znalazły się życzenia od Ani, za które bardzo dziękuję i życzę również : zdrówka, miłości, dostatku i radości. Napisałam, że te życzenia znalazły się to dlatego, że przez dziesiątki komentarzy przekopuję się codziennie i uważam żeby nie przeoczyć wpisu w języku polskim. Każdy wpis w języku polskim sprawia mi radość, ale tak się złożyło, że przeoczyłam jeden z wpisów tym razem z gratulacjami, które przeczytałam i niestety z rozpędu wrzuciłam do kosza a kosz jak zwykle natychmiast opróżniam. Treść zapamiętałam a nadawcy niestety nie. Wiem tylko, że był to przystojny pan około czterdziestki – to wywnioskowałam ze zdjęcia. Dziękuję bardzo za miłe słowa i życzę radości w życiu.

Kończę i natychmiast opublikuję, czyli w czwartek, ponieważ w piątek od rana muszę być w szpitalu na zastrzyku w oko, a w sobotę będę taka trochę niepewna. Tak więc do miłego – NARA !!

Radości wigilijne…

Było mi bardzo miło jak idąc do stołówki usłyszałam od jednej z pań, że chciałaby przy stole wigilijnym siedzieć obok mnie; tak więc pan Karol który wiózł ową panią na wózku zatroszczył się żebyśmy siedziały obok siebie zgodnie z jej życzeniem. Siadając już na swoje miejsce od innej pani usłyszałam – jak się cieszę, że mam panią obok siebie. Pewnie dziwi was, że o tym piszę. Kochani ja przez ponad 10 lat byłam gnębiona w tym Domu, były też maltretowane psychicznie osoby które ze mną zamieniły choćby słowo. Ludzie uciekali przede mną bo chcieli żyć normalnie. Współczuli mi i przepraszali za swoje zachowanie się ale chcieli mieć święty spokój. Już od dawna mam spokój psychiczny ale dopiero teraz w Wigilię 2024 r. odczułam radość z tego powodu. Z zasady dzień Wigilii to powinny być same radości – stołówka pięknie udekorowana, stoły zastawione, ludzie piękni jak żadnego dnia w roku – i wyobraźcie sobie tę radość psuje ksiądz; zaczyna swoje słowo wigilijne od historii Narodzenia Pańskiego a kończy modlitwą za zmarłych – Wieczny odpoczynek. Konkretnie prosi o tę modlitwę za swoją mamusię. Szanowna mamusia zmarła dwa tygodnie temu, nikt tej mamusi nie widział na oczy, kościół przez kilkadziesiąt niedziel modlił się za jej zdrowie przed operacją, w czasie trwania operacji, po operacji o powrót do zdrowia, modlił się również i po śmierci mamusi. Dodam jeszcze, że modliliśmy się podczas mszy i za brata księdza i za ciocię. Nic nie pomogło. Jestem pewna, że Pan Bóg ma po dziurki w nosie tę żebraninę naszego księdza. Ile można zmuszać swoich wiernych o modlitwy za swoje osobiste sprawy. Ksiądz oczywiście powie, że nie zmuszał tylko prosił. Niestety ksiądz ukształtował już myślenie swoich wiernych, dla których księdza prośba jest wręcz rozkazem. Przy naszym stole znalazła się osoba która uważała, że cokolwiek ksiądz powie to już jest święte, a przecież dzisiaj są z nami sami wierzący – dokończyła. Powiedziałam, że się z tym nie zgadzam; na kolacji wigilijnej są po prostu wszyscy mieszkańcy naszego Domu i nie należałoby zaburzać porządku narodzin ze śmiercią. Jeśli ktoś jest niewierzący to nie powinno go być tutaj – krzyknęła Felicja. Moim zdaniem ksiądz jest niewierzący, bo jeśli by wierzył to cieszyłby się, że jego ukochana mamusia jest już pod opieką wszystkich świętych. Księdza rodzina to powinien być Kościół. Według ciebie Fela to nasi mieszkańcy ci niewierzący mają mieć głodówkę bo dzisiaj ucztują tylko chrześcijanie? Wstydź się, ty nie reprezentujesz chrześcijan tylko kołtunerię. I o dziwo za chwilę zapanowała zgoda. Podszedł do nas sam ksiądz i zaczął swoje ” gorzkie żale „. Powiedziałam mu, że jest po prostu maminsynkiem. Nie chciałam przedłużać tej rozmowy ale dla mnie ciągły płacz po mamusi to jest brak wiary. Ksiądz powinien z radością i ufnością oddać swoją miłość Bogu a nie ciągle opłakiwać stratę . W końcu wszystko co ksiądz ma powinien ofiarować Bogu i to z radością. Moim zdaniem – wyszło szydło z worka, wcale nie wiara tylko dostatnie życie zachęca młodych do założenia sutanny. Kler co innego głosi a co innego robi, dlatego na ogół ludzie mówią, że owszem w Boga wierzą ale nie w księży. Dlatego mimo wiary do kościoła nie chodzą.

Na pewno nikt nie zwrócił uwagi księdzu, że ten „wieczny odpoczynek” był nie na miejscu. Wytykanie błędów to moja specjalność. Wszyscy, jak jeden mąż tylko chwalą wszystko i wszystkich, ale to tylko w oczy, po za nie to już gorzej. Wytknę jeszcze jeden błąd – brak jakiejkolwiek informacji o Wieczerzy Wigilijnej. Jak mnie ludzie zaczęli wypytywać – o której Wigilia? Już chciałam odpowiedzieć, że jak zwykle w porze obiadowej, ale się zreflektowałam, że może być różnie a na tablicy ogłoszeń powinno być zaproszenie w postaci afisza informującego. A zatem brak dokładności w wykonywaniu obowiązków to specjalność pracowników naszego Domu, nadzorowi tychże pracowników również brakuje staranności w wykonywaniu prac.

Za trzy dni Nowy Rok a więc wszystkiego co dla was najlepsze życzy prababcia – NARA !!