Szanownej odbiło !

W ubiegły czwartek, jak zwykle położyłam się spać o godzinie 21,30. Ponieważ robię tak niezmiennie od lat to mój organizm jest przyzwyczajony do spania zawsze w tych samych godzinach i do budzenia się w tym samym czasie, dlatego wstaję radosna i cieszy mnie wszystko zwłaszcza jak wyjdę o świcie z domu. Ten mój radosny rytuał ośmielili się popsuć pracownicy nocnej zmiany naszego DPSu budząc mnie co dwie godziny przez całą noc. W sumie nie budząc bo jak raz i drugi zostałam rozbudzona to już za trzecim razem nawet nie zdążyłam usnąć. Najpierw myślałam, że to pewnie nowi pracownicy i mylą im się pokoje. Nasz labirynt korytarzy każdej nowej osobie przysparza kłopoty. Później przyszło mi do głowy, że to jakaś złośliwość, widać było, że to celowe działanie, tak więc jak po raz trzeci ktoś wtargnął do mojego pokoju ( osoby nigdy nie widziałam bo zawsze byłam odwrócona do ściany ) to już nie byłam miła, tylko wrzasnęłam – won !! Teraz przepraszam ale jak widzicie staruchów budzić w nocy nie można. Przecież to była godzina 2 w nocy. Jak po raz czwarty ktoś wszedł i jeszcze bezczelnie spytał mnie o samopoczucie o godzinie 3,30 w nocy to posłałam ostrą wiązankę. Jakbym miała tę osobę na widoku w linii prostej to cisnęłabym w nią czym by się dało. Czułam się jak więźniarka pod ścisłym nadzorem, do której celi klawisz wchodzi co 2 godziny. w ramach tortur. Rano usiłowałam życie swoje postawić na właściwe tory, czyli wstać jak zwykle o godzinie 4,30 i robić wszystko jak zwykle. Robiłam , ale bez życia. Ledwie się ruszałam, w głowie mi się kręciło, każdy ruch sprawiał mi ból. W tym dniu zrezygnowałam z gimnastyki, nie miałam siły. Zrezygnowałam z zajęć wszelkich. Byłam nie miła do każdego. Wyprosiłam księdza ze swojego pokoju; nie wiedziałam po co on do mnie przyszedł – a to była Kolęda. Pół przytomna dotrwałam do godziny 11 i padłam. Zasnęłam. Po przebudzeniu i rozmowie z pracownikami dowiedziałam się, że to nachodzenie mnie w nocy to zarządzenie p. dyrektor. Tak podobno ma być każdej nocy i u wszystkich. Zarządzenie osoby udającej na każdym kroku, że jest pełna empatii, że najbardziej zależy jej na dobru jej podopiecznych. Pierwsza moja myśl – to ” starej” odbiło. Sama nie może spać to i nam nie daje. Coś jej się poprzestawiało w głowie. Jak można ludziom, swoim podopiecznym przewrócić życie do góry nogami.Niech sama zacznie spać w dzień a pracować w nocy. To zarządzenie to ogołocenie nas z resztek godności – ona jest dyrektorem i ona może wszystko. Jak trochę się uspokoiłam to pomyślałam sobie, że na pewno wystarczy przykleić kartkę do drzwi z prośbą o nie wchodzenie do mojego pokoju w nocy i będzie po sprawie. Napisałam – w godzinach od 21.30 do 4.30 usiłuję spać proszę więc nie zakłócać mi spokoju składaniem wizyt. Wizytowanie nas co 2 godziny w nocy to zwykłe nękanie. Byłam pewna, że noc będę miała spokojną. Niestety łaziki bezustannie łaziły po pokojach. Co im to daje? Jeśli sprawdzają czy żyjemy to mogą to zrobić w bardziej przyzwoitym czasie nie gnębiąc żywych. Jeśli będziemy potrzebowali pomocy to o nią poprosimy, wystarczy, żeby zawsze ktoś był w pokoju gdzie odzywają się dzwonki alarmowe. A może moja prośba była napisana zbyt okrężnie, napiszę kategorycznie i wprost na pewno poskutkuje. Niestety nie poskutkowało. Poczułam się jak osoba ubezwłasnowolniona – mogę sobie prosić do woli a oni zrobią ze mną co zechcą. W naszym Domu od zawsze ludzie czują się ubezwłasnowolnieni. Na każdym kroku robi się z nas durniów, Dziwię się, że po trzech nocach bezsenności nikogo nie pobiłam, widocznie jeszcze jakaś ogłada we mnie jest. W niedzielę rano jak opiekunka zobaczyła mnie taką wyplutą, postanowiła zadziałać i moje żądania opisała w raporcie dziennym. Poskutkowało ! Spałam spokojnie i w dzień i w nocy. W poniedziałek samopoczucie cudne, wróciłam do żywych. Tak więc jak poszłam do p. dyrektor to już nie w bojowym nastroju. Powiedziałam tylko, że przyszłam ze skargą na pani Zarządzenie dotyczące wizytowania nas nocą. Pani dyrektor winę zwaliła na osoby dyżurujące w nocy, na zasadzie, że nie zrozumiały intencji. Zrobiła to bardzo miło. To była taka zwyczajowa kpina, zawsze wszystkie nasze skargi są po prostu lekceważone. Pomyślałam sobie – no pewnie, że nie przyznasz się do błędu, dyrektorzy się nie mylą i zawsze mają kogoś do bicia. Tak się składa, że znam osoby z nocnej zmiany to inteligentni ludzie a tym razem posłużyli pani dyrektor jako worki treningowe. Kto inny wydał bezmyślne zarządzenie a kto inny obrywa cięgi ze wszystkich stron.

Jak się tak ludzi przeczołga to normalność zaczyna cieszyć. Mnie w tej chwili cieszy fakt, że mogę spokojnie spać w nocy, że gestapo nie chodzi. Wczoraj na korytarzu spotykam pokojową pchającą nasz wielki, obładowany posiłkami wózek barowy, mówię do niej – współczuję, taki ciężar, a ona na to – pani Danusiu ale jest winda. Czyli, że po za pchaniem wózka już odpadło zdejmowanie wszystkich gorących garów w połowie drogi, po to żeby je znów ustawiać na wózku. No i czyż nie radość. Niestety nie ma w naszej dyrekcji mądrej i odpowiedzialnej osoby. Jedna wyda bezmyślne zarządzenie a reszta kierownictwa nie ośmieli się powiedzieć, że tak nie można, to jest bezrozumne zarządzenie. Ludzie więcej odwagi może wytykając błędy wyprostujecie rozum. Niestety ja na każdym kroku widzę bezmyślne zarządzanie naszym Domem.

P.S. Bardzo dziękuję Ani za wpis na blogu. Po napisaniu określeń jakich ja używam w stosunku do ciebie to już wiem o kogo chodzi. Tak więc ściskam cię serdecznie ( tak, że aż czuję twój piękny zapach ) dziękując za pamięć. Ale coś długo już ciebie nie widziałam. Co się dzieje?

To już wszystko – NARA !!

Ogałacanie…

to słowo usłyszałam w bardzo ładnym kontekście, wypowiedziane przez babcię mieszkającą na plebanii u Ojca Mateusza, oczywiście w serialu telewizyjnym. Powiedziała ona mniej więcej – starość, to życie ogołocone z jakiejkolwiek dramaturgii .Człowiek w podeszłym wieku jest z czegoś ogałacany codziennie i sukcesywnie. Życie go ogałaca ale i on sam siebie również ogałaca z dramaturgii życia przesypiając pół dnia tak jak ja teraz i nie tylko ja, z kimkolwiek z naszych mieszkańców porozmawiam każdy co najmniej kilka godzin dziennych przesypia. Po przebudzeniu długo nie wiesz o co chodzi jesteś wyzuty z wszelkich zainteresowań, coś tam zrobisz od niechcenia albo z przymusu i znów zasypiasz. Jak do tej pory kurczowo trzymam się tylko jednej rzeczy – swojej porannej rozgrzewki skoro świt. Słyszę dookoła – zazdroszczę ci tego samozaparcia. Fakt, mam w sobie taką potężną poranną siłę która mnie goni do wyjścia z domu. Tak jak kiedyś do pracy tak teraz na soją gimnastykę. Poranki u mnie zawsze były leniwe dlatego wstaję bardzo wcześnie żeby się nie spieszyć. O godzinie 4,30 już ćwiczę w łóżku nogi, żeby się ruszały jak już wstanę. Do 5,30 to to ,to tamto i prysznic, kawka i wyjście z domu. Jak tylko znajdę się na świeżym powietrzu ogarnia mnie nieprawdopodobne szczęście. Cieszę się wszystkim co widzę i słyszę i z radością najpierw rozmawiam z Bozią a później ćwiczę cała szczęśliwa. Wracam do domu i jak przystało na kobietę ( jeszcze ) biorę w ręce lustro. Nie wiem po co ale idąc na śniadanie lubię ładnie wyglądać. Z reszty dnia jestem już ogołocona. Nie tylko ogołociłam się z chęci do czegokolwiek ale i z szarych komórek. Dzisiaj bardzo wyraźnie dał mi się we znaki Alzheimer . Leżąc na łóżku, tak pół na pół drzemiąc i oglądając telewizję usłyszałam słowo – wielbłąd, trochę czasu upłynęło zanim skojarzyłam, ze to jest zwierzę ale wyobrazić go sobie nie mogłam. Nie wiedziałam jak wygląda wielbłąd. Szczerze się przeraziłam i postanowiłam zmierzyć się z panem Alzheimerem i ze swoim lenistwem również. U lekarza poprosiłam o zabiegi na wzmocnienie kręgosłupa a u pań terapeutek o możliwość korzystania z logopedii. Ratuj się kto może, bo tak jak jest to być nie może.

W piątek 3 stycznia byłam w szpitalu na okulistyce. Czekając na zastrzyk siedzimy tam kilka godzin przerywanych różnymi badaniami. Na przeciw mnie siedział pan, który bez przerwy usypiał. Na wezwanie lekarza wstał, podreptał na badanie, wrócił i spał. Wszyscy się ożywiają jak już wchodzimy do pomieszczenia przed salą operacyjną; przebieramy się i rozmawiamy. Wchodzimy do tego pomieszczenia trójkami, byłam właśnie razem z owym panem więc zaczęłam go wypytywać o to i owo; myślałam, że jak spytam ile ma lat to usłyszę wiek około setki a on jest ode mnie starszy zaledwie o półtora roku. Zobaczyłam siebie taką za półtora roku i struchlałam – muszę przestać się ogołacać sama z siebie. Człowiek ogołocony ze wszystkiego jest straszny, to połamany we wszystkie strony korpus, zasypiający gdzie się da. Pomyślałam sobie – jeśli możesz coś z tym zrobić to rób póki nie jest za późno. Ćwiczyć kręgosłup będę do skutku aż odstawię chodzik, myślę, że się uda, a od dnia babci – to taka symbolika – odstawię całkowicie słodycze; muszę zrzucić parę kilogramów inaczej jeszcze trochę i nie uniosę siebie.

Na logopedii byłam już trzy razy, bardzo mi się te zajęcia podobają. Sądziłam, że na tego typu zajęcia chodzą ludzie którzy mają złą wymowę a okazuje się, że są to ćwiczenia na logiczne myślenie, skojarzenia i zapamiętywanie, a że jest na nich wesoło to chodzę i będę chodziła z przyjemnością aż będę pewna, że przygoda z wielbłądem to był incydent. Trochę bieganiny teraz mam to i mniej śpię. Po logopedii, która jest codziennie, mam indywidualne ćwiczenia kręgosłupa a po nich zabiegi na fizykoterapii również na wzmocnienie kręgosłupa. Mam nadzieję, że z wiosną zacznę znów sama wychodzić do miasta. Żeby tak jeszcze to cholerne kolano dało mi żyć.

PS. po moich wpisach o złym zakwaterowywaniu pensjonariuszy przez siostrę przełożoną, znów błąd został naprawiony, i druga pani o której pisałam, została przeniesiona a do nas przyszła już trzecia osoba na ten nieszczęsny pokój. Jeszcze nie wiem kto to taki, nie widziałam, ale już poszła plotka, że na tą panią również narzekam. Nie prawda, tej pani jak dotąd jeszcze nie widziałam i nie słyszałam, a plotkary już rozsyłają wici, że to niby narzekam na jej krzyki. Trochę to dziwne bo już po raz drugi dowiedziałam się, że plotkary autoryzują swoje plotki mówiąc, że słyszały to ode mnie, czy jestem dla nich autorytetem czy chcą podkopać moją wiarygodność? Jak dowiem się kto rozsiewa te plotki to nie podkopię a nakopię i to ostro.

I to byłoby na tyle, za tydzień napiszę o beznadziejnym zarządzeniu naszej p. dyrektor, które świadczy, że szanowna ma nas za nic udając troskę. NARA !!

Mamy nową windę !

To najlepszy prezent świąteczno – noworoczny jaki mogliśmy dostać i mieszkańcy i pracownicy. Wszystkim nam ulżyło w codzienności. Ja ze swoim chorym kolanem musiałam robić kilometry i to tylko na terenie budynku; teraz nowiutka, luksusowa winda jest bliziutko mojego pokoju i automatycznie mam teraz wszędzie blisko. Po za windą mieliśmy i inne upominki, wprawdzie skromniutkie ale takie od Mikołaja. W Sylwestra wystąpił dla nas chór APASJONATA , jest to zespół znany nam, występował u nas wielokrotnie i zawsze słuchamy go z zachwytem. Głosy piękne, czyste, dźwięczne i śpiewanie bardzo żywiołowe a to dzięki Pani Dyrygent która mnie zadziwia swoją energią. Nie wiem czy chórzyści zaśpiewali by tak porywająco pod inną batutą. Mogliby dodać do swojego repertuaru kilka piosenek z repertuaru sylwestrowego, czyli utworów do tańca, no ale trudno było to co było i to naprawdę pięknie wykonane.

A po za tym muszę zaznaczyć, że uwagi jakie poruszam na swoim blogu dotyczące pracy w naszym DPSie są brane pod uwagę i wcześniej czy później błędy są naprawiane. Tak stało się z moją sąsiadką, która według mnie powinna była być zakwaterowana na ” medyku ” ze względu na swoją chorobę i owa Pani już tam mieszka. Nie wiem czy pisząc o tym automatycznie włączam myślenie siostry przełożonej, czy zmuszam ją do myślenia, ale sprawa jest załatwiona i to jest ważne. Powyższe zdania pisałam wczoraj, dzisiaj miałam okazję poznać nową panią która wprowadziła się do nas – niestety zamiana nieudana. Po pierwszej rozmowie już wiedziałam, że będą jeszcze większe kłopoty niż z poprzednią mieszkanką. Otóż, wychodzę o godzinie 6, 20 do atrium na swoją codzienną gimnastykę i na korytarzu spotykam naszą nową sąsiadkę, witam ją i się przedstawiam pytając dokąd tak z samego rana, a ona odpowiada, że idzie do domu i niesie dla swojej mamusi byty, żeby mogła wyjść z domu. W ręce trzyma obuwie. Moje tłumaczenia nic nie pomogły, a nawet zirytowały panią. Wyszła z pokoju druga pani i mówi mi, że też próbowała tłumaczyć i nic to nie daje. Ostrzegam, będą problemy typu – zginęło mi, bo ona wynosząc z pokoju swoje rzeczy wyrzuca je do kosza. Tak więc siostra przełożona nie pofatygowała się żeby z tą osobą porozmawiać, zorientować się co i jak tylko na ślepo przydzieliła pokój. Droga siostro przełożona ty już nie pracujesz tylko odwalasz lipę za którą bierzesz grube pieniądze.

Ludzie do mnie piszą, a wśród dziesiątek komentarzy, reklam i życzeń znalazły się życzenia od Ani, za które bardzo dziękuję i życzę również : zdrówka, miłości, dostatku i radości. Napisałam, że te życzenia znalazły się to dlatego, że przez dziesiątki komentarzy przekopuję się codziennie i uważam żeby nie przeoczyć wpisu w języku polskim. Każdy wpis w języku polskim sprawia mi radość, ale tak się złożyło, że przeoczyłam jeden z wpisów tym razem z gratulacjami, które przeczytałam i niestety z rozpędu wrzuciłam do kosza a kosz jak zwykle natychmiast opróżniam. Treść zapamiętałam a nadawcy niestety nie. Wiem tylko, że był to przystojny pan około czterdziestki – to wywnioskowałam ze zdjęcia. Dziękuję bardzo za miłe słowa i życzę radości w życiu.

Kończę i natychmiast opublikuję, czyli w czwartek, ponieważ w piątek od rana muszę być w szpitalu na zastrzyku w oko, a w sobotę będę taka trochę niepewna. Tak więc do miłego – NARA !!

Radości wigilijne…

Było mi bardzo miło jak idąc do stołówki usłyszałam od jednej z pań, że chciałaby przy stole wigilijnym siedzieć obok mnie; tak więc pan Karol który wiózł ową panią na wózku zatroszczył się żebyśmy siedziały obok siebie zgodnie z jej życzeniem. Siadając już na swoje miejsce od innej pani usłyszałam – jak się cieszę, że mam panią obok siebie. Pewnie dziwi was, że o tym piszę. Kochani ja przez ponad 10 lat byłam gnębiona w tym Domu, były też maltretowane psychicznie osoby które ze mną zamieniły choćby słowo. Ludzie uciekali przede mną bo chcieli żyć normalnie. Współczuli mi i przepraszali za swoje zachowanie się ale chcieli mieć święty spokój. Już od dawna mam spokój psychiczny ale dopiero teraz w Wigilię 2024 r. odczułam radość z tego powodu. Z zasady dzień Wigilii to powinny być same radości – stołówka pięknie udekorowana, stoły zastawione, ludzie piękni jak żadnego dnia w roku – i wyobraźcie sobie tę radość psuje ksiądz; zaczyna swoje słowo wigilijne od historii Narodzenia Pańskiego a kończy modlitwą za zmarłych – Wieczny odpoczynek. Konkretnie prosi o tę modlitwę za swoją mamusię. Szanowna mamusia zmarła dwa tygodnie temu, nikt tej mamusi nie widział na oczy, kościół przez kilkadziesiąt niedziel modlił się za jej zdrowie przed operacją, w czasie trwania operacji, po operacji o powrót do zdrowia, modlił się również i po śmierci mamusi. Dodam jeszcze, że modliliśmy się podczas mszy i za brata księdza i za ciocię. Nic nie pomogło. Jestem pewna, że Pan Bóg ma po dziurki w nosie tę żebraninę naszego księdza. Ile można zmuszać swoich wiernych o modlitwy za swoje osobiste sprawy. Ksiądz oczywiście powie, że nie zmuszał tylko prosił. Niestety ksiądz ukształtował już myślenie swoich wiernych, dla których księdza prośba jest wręcz rozkazem. Przy naszym stole znalazła się osoba która uważała, że cokolwiek ksiądz powie to już jest święte, a przecież dzisiaj są z nami sami wierzący – dokończyła. Powiedziałam, że się z tym nie zgadzam; na kolacji wigilijnej są po prostu wszyscy mieszkańcy naszego Domu i nie należałoby zaburzać porządku narodzin ze śmiercią. Jeśli ktoś jest niewierzący to nie powinno go być tutaj – krzyknęła Felicja. Moim zdaniem ksiądz jest niewierzący, bo jeśli by wierzył to cieszyłby się, że jego ukochana mamusia jest już pod opieką wszystkich świętych. Księdza rodzina to powinien być Kościół. Według ciebie Fela to nasi mieszkańcy ci niewierzący mają mieć głodówkę bo dzisiaj ucztują tylko chrześcijanie? Wstydź się, ty nie reprezentujesz chrześcijan tylko kołtunerię. I o dziwo za chwilę zapanowała zgoda. Podszedł do nas sam ksiądz i zaczął swoje ” gorzkie żale „. Powiedziałam mu, że jest po prostu maminsynkiem. Nie chciałam przedłużać tej rozmowy ale dla mnie ciągły płacz po mamusi to jest brak wiary. Ksiądz powinien z radością i ufnością oddać swoją miłość Bogu a nie ciągle opłakiwać stratę . W końcu wszystko co ksiądz ma powinien ofiarować Bogu i to z radością. Moim zdaniem – wyszło szydło z worka, wcale nie wiara tylko dostatnie życie zachęca młodych do założenia sutanny. Kler co innego głosi a co innego robi, dlatego na ogół ludzie mówią, że owszem w Boga wierzą ale nie w księży. Dlatego mimo wiary do kościoła nie chodzą.

Na pewno nikt nie zwrócił uwagi księdzu, że ten „wieczny odpoczynek” był nie na miejscu. Wytykanie błędów to moja specjalność. Wszyscy, jak jeden mąż tylko chwalą wszystko i wszystkich, ale to tylko w oczy, po za nie to już gorzej. Wytknę jeszcze jeden błąd – brak jakiejkolwiek informacji o Wieczerzy Wigilijnej. Jak mnie ludzie zaczęli wypytywać – o której Wigilia? Już chciałam odpowiedzieć, że jak zwykle w porze obiadowej, ale się zreflektowałam, że może być różnie a na tablicy ogłoszeń powinno być zaproszenie w postaci afisza informującego. A zatem brak dokładności w wykonywaniu obowiązków to specjalność pracowników naszego Domu, nadzorowi tychże pracowników również brakuje staranności w wykonywaniu prac.

Za trzy dni Nowy Rok a więc wszystkiego co dla was najlepsze życzy prababcia – NARA !!

Odpowiedź na komentarz.

Napisała do mnie osoba podpisująca się ” Ja ” pisząc, cytuję – za te pieniądze które oferuje DPS pracownikom to nikt chcący się zaangażować nie przyjdzie do pracy. Na pewno mowa tu jest o najtrudniejszych zawodach w Domach Opieki czyli o opiekunach i pokojowych, ponieważ ci ludzie ściśle współpracują ze sobą i pomagają sobie na wzajem. Ja jako ja prababcia mieszkająca od lat w DPSie zaobserwowałam coś wręcz odwrotnego. Nie mogę się nadziwić, że do tak ciężkiej i niewdzięcznej pracy przychodzą młodzi piękni ludzie i oddają się tej pracy bez reszty. Sama poranna toaleta dla kilkudziesięciu osób to jest coś niewyobrażalnego : zmienić pampersy, a często i całą pościel, umyć a nawet wykąpać podopiecznego, uczesać, ostrzyc, obciąć paznokcie, posprzątać po tym wszystkim i jechać po śniadanie. Śniadanie rozwieźć, podać a często i nakarmić. Pozbierać naczynia i zawieźć do kuchni. Następnie zająć się podopiecznymi zawożąc ich na różne zajęcia, na zabiegi czy ćwiczenia. Jedni pracownicy zawożą i odwożą z zajęć i inni jadą z podopiecznymi na konsultacje do lekarzy specjalistów. Z tym wszystkim trzeba się uporać do godziny 12 bo po tej godzinie trzeba brać się za rozwiezienie i podanie obiadu i ewentualnie karmienie. Po zjedzeniu obiadu przez podopiecznego, trzeba ogarnąć jego pokój żeby zostawić dla drugiej zmiany jako taki porządek, pozbierać z całego rewiru naczynia i odwieźć do kuchni. Podopiecznych którzy jeżdżą na wózkach i korzystają ze stołówki trzeba zawieźć i przywieźć do stołówki i to na każdy posiłek. Jak są jakieś imprezy to nie kto inny jak opiekunowie i pokojowe zawożą i przywożą całe tłumy podopiecznych. I to wszystko jakoś im wychodzi jak są czynne windy, jak którakolwiek z wind jest zepsuta to zaczyna się istny koszmar. Mam ten koszmar nagrany i opisałam go we wpisie – Zaduszki akapit drugi zaczynający się od słów -a co słychać u nas. Mam też ten koszmar sfilmowany z innego dnia. Ten kołowrotek zaczynają punkt 6 rano a kończą o 14, oo O godzinie 14 wchodzi w ten kołowrotek druga zmiana, która nie ma aż tyle zajęć ale i jest ich o połowę mniej. Ci ludzie na nasze słowa współczucia tylko się uśmiechają, żadna z tych osób nie narzeka. 50 % z nich pracuje u nas po 20 i 30 lat. Czasem wydaje mi się, że ci ludzie są z innej gliny, dlatego powinno się ich szanować i podziwiać za ich oddanie. Zwłaszcza powinni być doceniani przez Dyrekcję. Pani dyrektor powinna się troszczyć o ich wynagrodzenia za pracę a siostra przełożona powinna myśleć przy podziale obowiązków dla tych ludzi. Czasami myślę, że ci ludzie nie mają zakresu obowiązków tylko są takimi koszami do których wszystko się wrzuca bez przeanalizowania czy jeszcze i to udźwigną. Nie wiem skąd oni biorą czas, np. teraz przed świętami udekorowali 150 drzwi i ze 20 choinek. Pracą osób o których mowa zarządza siostra przełożona a ona jak zwykle myśli wyłącznie o sobie. Oto przykład z innej beczki – niedawno chwaliłam, że wreszcie mamy tanią aptekę. Czy ktoś myślący o podopiecznych zmieniałby aptekę na droższą – NIE, takie rzeczy robi tylko nasza siostra przełożona . Dlaczego to robi nie muszę nikomu tłumaczyć – przychodząc do apteki z propozycją korzystania z niej z tak liczną i chorą klientelą oferent zostaje obsypany prezentami. Chyba gra jest warta świeczki skoro apteki są tak często zmieniane. Z tym problemem będę musiała się udać do Wydziału Zdrowia i Opieki Społecznej żeby zajęto się problemem aptek we wszystkich DPSach. Mam nadzieję, że już skończyły się niechlubne znajomości naszej siostry. Teraźniejsze znajomości i znajomości z czasów mojej młodości to niebo i ziemia. Obecne znajomości polegają na śmiałym dawaniu ” prezentów ” w zamian za załatwienie sprawy; a za moich czasów nikt nawet nie pomyślał, że to ma być coś za coś.

Dzisiaj już bolą mi ręce, musiałam ponad 300 komentarzy wrzucić do kosza, każdy komentarz osobno bo może wśród nich być komentarz napisany w języku polskim. Nie mogę zrozumieć po co wysyłają do mnie różne reklamy, skoro ani jednej nie umieściłam na blogu. Po co zapraszają mnie do Stanów Zjednoczonych czy Rosji, skoro wiedzą, że jestem staruszką w Domu Opieki. Tym wszystkim zajmują się chyba automaty nie ludzie.

Tylko patrzeć i już będą święta a zatem – niechaj Gwiazda Betlejemska radość w sercach wzbudzi. Niech strzeże miłości, dostatku i zdrowia. Niech blaskiem swym grzeje, nadzieją niech łudzi i niesie życzliwość od ludzi do ludzi.

Z życzliwością i miłością Prababcia 102 NARA !!

Dostojna obojętność…

… takich słów użył Radosław Sikorski – szef MSZ odpowiadając na pytanie dziennikarzy – jak przyjął wiadomość o zamknięciu Polskiego Konsulatu w Petersburgu. Spodziewaliśmy się tego i przyjęliśmy tę wiadomość z dostojną obojętnością – powiedział. Pięknie wybrzmiały te słowa w ustach Ministra Sikorskiego. Tylko prawdziwy dyplomata mógł użyć takich pięknych połączeń. Te słowa podkreśliły wyższość naszej dyplomacji i podniesienie do wyższej rangi naszego narodu. Po tych słowach nawet ja poczułam się dostojnie.

Nawiązując do powyższych słów, przypomniał mi się gest Kozakiewicza, to dlatego, że właśnie oglądałam film o naszym mistrzu. Napisałam o naszym, choć pod koniec kariery już nie był nasz. Władysław Kozakiewicz – lekkoatleta, tyczkarz, wieloboista. Złoty medalista olimpijski w skoku o tyczce – Moskwa 1980 r. To legenda polskiego sportu. Gest Kozakiewicza to obraźliwy gest przesłany ruskim za ich zachowanie się na stadionie wobec naszego idola sportu. Stadion pełen ruskich kibiców, przyzwyczajony, że zawsze na każdych zawodach wygrywają Rosjanie, nie mógł pogodzić się, że każdy skok Polaka to skok mistrzowski, gwizdom nie było końca, a nasz mistrz pomimo to skakał coraz wyżej, a ostatni trzeci skok zakończył gestem – chcecie żebym przegrał, a takiego wała jak Polska cała. Ambasador rosyjski domagał się odebrania medalu i dożywotniej dyskwalifikacji , za obrazę narodu radzieckiego. To Rosjanie, każdym swoim gestem obrażali wszystkie narody tak zwanego obozu socjalistycznego. Pomimo, że gest Kozakiewicza różnił się od słów Sikorskiego to jednak i słowa i gest wyraziły naszą wyższość i godność. Mnie z charakterem jest znacznie bliżej do Kozakiewicza, dlatego z wielkim bólem przyjęłam przyjęcie przez niego obywatelstwa niemieckiego; jednak w tym bólu było 100% zrozumienia. To był również gest Kozakiewicza pokazany ówczesnym włodarzom sportu polskiego i naszego Rządu uniżonego wobec Związku Radzieckiego. Za sukcesy sportowe i odwagę wyrażoną słynnym gestem, Polacy nosili Go na rękach i okrzyknęli Bohaterem Narodowym. To był przecież pamiętny rok 1980.

Pojechałam trochę po ruskich a oni stanowią 60 % osób piszących do mnie, na 100 wpisów dziennie 60 a nawet 70 to wpisy w języku rosyjskim. Oczywiście jak wszystkie wpisy obcojęzyczne wędrują do kosza. Jeden z piszących, podpisujący się Hippopotamus użył w swoim wpisie tytułu określającego mój wpis – Sukces i szczęście, to po to żeby mnie skusić do kliknięcia do niego. Nic z tego, nie tylko nie chcę odpisywać na wpisy nie polskie ale i nie umiem. Tak więc jeśli umiesz mnie przeczytać ze zrozumieniem to i napisz tak żebym zrozumiała a ja odpiszę wyłącznie na łamach bloga.

A u nas – znów popsioczę na siostrę przełożoną, która odpowiada za nasze zdrowie, za nasz spokój i warunki w jakich mieszkamy. Siostrzyczko – nie umie pani poradzić z problemami chorych to przekaż pałeczkę młodym. Na naszym korytarzu zamieszkała osoba chora na demencję, która dla świętego spokoju jest zamykana na klucz; żeby nie wychodziła z pokoju, bo po pierwsze może sobie coś zrobić, po drugie może się zgubić a przecież nie sposób ciągle ją szukać. W dzień to z nią mają problem opiekunki, ponieważ muszą bezustannie jej szukać, natomiast wieczorem około godz. 21 zaczynają mieć problem mieszkańcy, czyli wasi podopieczni. Owa pani zaczyna bombardować drzwi; wali w drzwi czym popadnie i robi to bardzo głośno i bardzo długo. O spaniu mowy nie ma. To walenie w drzwi jest coraz głośniejsze i coraz dłużej trwa – koszmar.

Pani dyrektor, ma pani pretensje do mnie, że piszę źle o pracy w naszym DPSie, tak więc proszę zrobić coś żebym nie miała tematu. Wyrzuci Pani z roboty leni, nierobów, bo to oni psują opinię naszemu domowi nie ja. Na pierwszy ogień należałoby się pożegnać z siostrą przełożoną, na samych znajomościach daleko się nie zajedzie, a przecież ona nie robi nic dla polepszenia warunków swoich podopiecznych i podległego jej personelu. Ona sama z pracy nie odejdzie nigdy, bo gdzie jej będzie lepiej – emeryturka, pensja, spacerki po lesie w czasie pracy i nic nie robienie. Żyć nie umierać, ale za to wszystko płaci pani swoją reputacją i odpowiedzialnością.

Z poważaniem Prababcia 102 – NARA !!

Dla tych co odeszli.

Orkiestra grała a Titanic tonął; tak było i u nas. Impreza goniła imprezę a ludzie umierali w cichości. Wyjątkowo dużo ludzi odeszło na drugą stronę życia. Korytarz na którym ja mieszkam, ma 11 pokoi, czyli mieszkało na nim nas jedenaścioro. W ciągu miesiąca zmarły cztery osoby, to bardzo dużo. Jeszcze niedawno, przed pandemią, średnia roczna umieralności w naszym Domu była 14 osób. Covid zabrał bardzo dużo osób, a teraz jesień tego roku zabiera nam naszych przyjaciół.

Jeszcze chodzimy po Waszych śladach, i dotykamy tych samych poręczy. Jeszcze wczoraj patrzyliśmy Wam w oczy a dziś snujemy wspomnienia jak nici pajęczyn.

Odeszliście cicho w nieznane, coraz więcej Was po tamtej stronie. Jak długo pamiętać będziemy, że żyliśmy razem w tym życia wrzecionie.

Zadeptujemy już Wasze ścieżki, pozacierane już Wasze ślady. W Waszych pokojach ktoś inny mieszka, już tylko w sercach ślad pozostanie.

I to byłoby na tyle. Jest mi smutno. NARA !

Listopad jak karnawał,

impreza goni imprezę. Jak dla mnie to tych różnych imprez jest stanowczo za dużo. Lecą ciurkiem jedna po drugiej. Czyli, że można wybierać na co się idzie, nie koniecznie chodzić na wszystkie. Ponieważ byłam na czterech pod rząd to już na piątą imprezę nie poszłam, a były to Andrzejki zorganizowane 22 listopada nie 30 tego.Dlaczego tak? Nie mam pojęcia.

Zarządzenia naszego szefostwa. – Pierwsze primo – ktokolwiek porusza się po obiekcie w jakikolwiek sposób, czyli o własnych siłach, za pomocą chodzików czy korzystając z wózków, powinien na posiłki chodzić do stołówki. Zbliża się termin wymiany windy głównej musimy przez ten czas przyzwyczaić się chodzenia do stołówki. Wymiana windy będzie trwała kilka tygodni i na ten czas musimy odciążyć panie rozwożące posiłki. Zarządzenie sensowne i w odpowiednim casie. Ruszyli ludziska do stołówki aż miło patrzeć. Tyle tylko, że większość tych ludzi to mieszkańcy ” nowego pawilonu ” parteru i pierwszego piętra i łącznika starego z nowym, a do dyspozycji pozostała jedna malutka winda, na jeden wózek, trudno, będzie wreszcie nowa. Ale już zarządzenie jako drugie primo było nie bardzo. W czasie kiedy już wszyscy dotarli na stołówkę przystąpiono do przeglądu tej jedynej windy, który ma trwać około dwóch godzin. I w ten to sposób wiara utknęła na korytarzu, ( na szczęście nie w windzie ) ponieważ dyrekcja zapomniała, że o godzinie 8,30 wszyscy wracają ze śniadania i w tym czasie ustaliła z fachowcami przegląd. W tej grupie nieszczęśników znalazłam się i ja. Po pół godziny czekania, usłyszałam głos Sławka więc poprosiłam go o pomoc w zniesieniu mojego chodzika piętro niżej. Sławek zniósł chodzik a Asia pomogła mi zejść po schodach. Ja dałam radę a inni czekali dalej. Jednak myślenie to bardzo cenna rzecz, zwłaszcza opiekunów w osobach dyrekcji DPSu o swoich podopiecznych

Pan J 23 zwrócił się do mnie z pytaniem – dlaczego tak bezlitośnie zmywam głowy szefom DPS. Ja tylko te głowy zmywam, i to w odwecie za wdeptywanie mnie w kąt przez kilkanaście lat. Ale odpowiem też powiedzeniem Księdza Twardowskiego – ” Jeśli jest dobrze i tylko dobrze, to nie dobrze „. A wszyscy szefowie chcą słyszeć o swojej pracy same superlatywy. Tak więc ktoś musi postawić ich czasem do pionu. Mam nadzieję, że czytając te moje uwagi szefostwo zacznie myśleć, analizować wszystko co robi i pracować rzetelnie zawsze z myślą o nas.

W poprzednim wpisie opisując występ chóru, napisałam, że zwrócę się do swojego znajomego żeby zwrócił uwagę na nowy narybek jaki mają w zespole, – czyli naszego Marcinka pielęgniarza, że to skarb do występów przed publicznością. Każdego melomana zachwyci jego głos. Dowiedziałam się jednak, że ów znajomy jest tylko akompaniatorem. Zapomniałam, że przecież Danek jest niewiele młodszy ode mnie, to już osiemdziesięciolatek który chce spokojnie klikać w klawisze a nie wciskać się między drzwi. To tylko ja zawsze się wciskam między wódkę a zakąskę.

Jest czwartek 28 listopada, godzina 10 a u nas następna impreza; i wczoraj była i przedwczoraj. NARA !!

Ech mała zaszalej…

… masz 80 lat – jak śpiewa Maryla Rodowicz; a pani która do mnie zadzwoniła ma dużo ponad 80 i spotkał ją cud, cud pięknej miłości. Poznałyśmy się zaledwie pół roku temu w Przychodni Okulistycznej na zastrzykach w oko. Od pierwszej chwili poczułyśmy do siebie sympatię. Rozmowa toczyła się bardzo szczerze. Zosia zwierzała mi się ze swojego życia, samotności i swoich chorób. Boże, skąd ty tyle ich nabrałaś: zawroty głowy, zwyrodnienie plamki żółtej obu oczu, dwa zawały serca, a przy sercu powszczepiane jakieś ustrojstwa których nawet nie potrafię wymienić, chory kręgosłup, w kolanach protezy i te tragicznie powykręcane palce u rąk. Jak ona się myje, ubiera, jak robi cokolwiek mając takie dłonie? A to wszystko potrafi tak ukryć, że sprawia wrażenie zdrowej, pełnej życia kobiety o 20 lat młodszej niż jest. Zosia jest z Ostródy. Umówiłyśmy się, że przyjedzie do Olsztyna za dwa tygodnie żeby mnie odwiedzić. Chciałam ją namówić żeby zamieszkała w naszym DPSie to będzie jej lżej żyć. Wprawdzie ma córkę ale rzadko się widują, obrażona na matkę, że swoje piękne mieszkanie przepisała na syna, a syn niestety zmarł. Matka chciała, że jak jej zabraknie to żeby syn miał chociaż mieszkanie; był chorowity i sam niczego by się nie dorobił. Córka niestety tego nie mogła zrozumieć i utrzymywała nienawiść w sercu. ( te cholerne mieszkania po nas starych, skąd ja to znam ). Za dwa tygodnie zamiast przyjechać zadzwoniła, że leży w szpitalu bo ustrojstwo wszczepione do wspomagania pracy serca przestało działać. Danusia, ja chyba już wreszcie umrę. Ale Bozia miała względem Zosi inne plany. Dzwoni do mnie znów za kilka dni i opowiada mi przez telefon – idę ledwie żywa korytarzem szpitalnym, kierunek dom i beczę, przecież ja nawet siedzieć za długo nie mogę a tu trzeba żyć. Nagle podchodzi do mnie sąsiad z sąsiedniego bloku mojej ulicy i mówi, że przyjechał po mnie. Wieloletni wdowiec do którego zalecają się wszystkie wdówki z dzielnicy, przyjechał po mnie. Właśnie od sąsiadek dowiedziałem się, że wraca pani ze szpitala i nie będzie pani miała żadnej opieki tak więc jestem i oferuję pomoc na każdym polu. Boże, taki mężczyzna, zawsze mi się podobał – myśli Zosia i nagle słyszy – przepraszam, że powiem ale pani podoba mi się od lat. Jak on czule pomógł mi wysiąść z samochodu. Jak troskliwie prowadził po schodach. W domu, usadowił mnie wygodnie w fotelu, zrobił herbatkę i rozmawialiśmy i rozmawialiśmy. Minął miesiąc, Jerzy jest u mnie codziennie. Jak mnie obejmuje to we mnie trzepoczą motyle a ja unoszę się do nieba. Aż wreszcie oprzytomniałam; Danusiu i córka i sąsiadki mówią, że się kompromituję na starość. NIE SŁUCHAJ ICH, ani córki ani sąsiadek – mówię. Gdzie one były jak trzeba było zaopiekować się tobą. On oddał ci serce to i ty powinnaś odpłacić się sercem. Opiekujcie się sobą na zmianę i chodźcie z podniesionym czołem okazując wszystkim w koło szczęście jakie w was jest. A ci co mówią o kompromitacji niech spojrzą w głąb siebie i spytają czy to przypadkiem oni się nie skompromitowali jako rodzina czy sąsiedzi. Moim zdaniem to pan Jerzy skompromitował ich bez słów. Nikomu nie przyszło do głowy żeby przyjść po ciebie do szpitala tylko Jemu, a na pewno nie było mu łatwo to zrobić, musiał się przemóc, przecież nie znaliście się na tyle żeby śmiało mógł wejść w twoje życie.Tak więc wymieniajcie się tymi motylkami i bądźcie szczęśliwi. Temat zakończę również fragmentem piosenki tym razem . włoskiej z lat 60tych ubiegłego wieku- nie wolno mi, nie wolno mi kochać ciebie, nie wolno mi przy tobie być nawet we śnie. Mówią, że mam ( ja śpiewałam za mało lat a Zosia…) za dużo lat żeby wiedzieć czy to już jest prawdziwa miłość, czy nie. Czyli, że jak świat, światem, miłość zawsze w oczy kole tych którzy nie potrafią kochać.

A u nas – tak jak już pisałam, impreza goni imprezę – w sobotę, młodzież ucząca się na terapeutów zajęciowych przyjechała do nas z programem takim dla dzieci, pytając nas co się robi jesienią. Informacja o tym spotkaniu, moim zdaniem wprowadzała w błąd. To była krótka notatka z nagłówkiem – COSINUS – ja odebrałam to, że mogą to być jakieś zadania matematyczne. Dalej informowano nas, że będą to gry i zabawy ruchowe. Nie było nic z tych rzeczy; pomimo to nasi mieszkańcy bawili się całkiem nie źle.

W poniedziałek wystąpił u nas CHÓR VOX CORDIS w którym to chórze śpiewają pielęgniarki ze szpitala MSWiA i jeden z naszych pielęgniarzy. Chór występował już u nas przed laty. Głosy ładne, czyste, dźwięczne i ładnie brzmiące, chociaż sopranom czasem brakowało sił. Jednak brakowało mi na tym występie słowa, które byłoby zapowiedzią, informacją o utworze. Coś tam jakaś pani na początku mówiła niestety nikt jej nie słyszał Mówiła cichutko, nie wystąpiła z szeregu tak więc nie wiadomo było o co chodzi. Przyszli, stanęli w szeregu, odśpiewali chyba 10 pieśni i wszystko w temacie. Myślałam, że skoro mają jednego rodzynka w zespole to ustawią go w środeczku; wizualnie aż się prosiło żeby tak zrobić, jednak rozumiem zbyt młody narybek w chórze i mógłby się pogubić, ale solówkę to ten rodzynek powinien mieć. Ma piękny, niespotykanie wysoki głos męski. Jego śpiew zadziwiłby wszystkich. Będę musiała zadzwonić do szefa chóru i nakłonić go do pracy z naszym Marcinem, bo sami nie wiedzą co posiadają. To byłby gwóźdź programu. I jeszcze jedna podpowiedź- jeśli nie mają osoby prowadzącej słowem, to niech pomyślą o zapowiedziach utworów za każdym razem przez kogoś innego. Osoba taka znalazłaby różne ciekawostki o utworze w internacie i te najciekawsze ubarwiłyby występ. Muszę w tej sprawie zadzwonić do Danka, ich prowadzącego, to mój znajomy z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Pisałam o tej znajomości we wpisie zatytułowanym – Jestem niesprawiedliwa. Wpis z dnia 18 czerwca 2019r.

I to byłoby na tyle. Pozdrawiam, NARA !!

Czas na plusy.

Pierwszy plus przyznaję organizatorom wernisażu artystycznych prac naszych mieszkańców, to jest terapeutkom Dorotce, Natalce i Kasi; a jeszcze większy plus wykonawcom tych prac. Każde rękodzieło to arcydzieło. W życiu nie przypuszczałam, że są wśród nas tacy artyści. Grzesia prace znałam, potrafi zrobić z zapałek domy, kościoły i całe zagrody gospodarskie; a teraz zaczął swoje dzieła robić w glinie – wysoka brama z naszego miasta to miniatura oryginału. Pani Gienia to opoka obu pracowni artystycznych nie dość, że wybitnie utalentowana to jeszcze obdarzona wyjątkową cierpliwością. Każda jej praca jest wykonana perfekcyjnie. Każdy detal jest wykończony precyzyjnie. To co ona zrobiła i jak, to nie sposób wymienić, jest tego tak dużo i to wszystko to jeden wielki zachwyt. Jej wazony, karafki, misy czy patery są tak piękne, że brakuje słów. Podobno pomysły podsuwają jej wymienione wyżej terapeutki. bo to wszystko mieć w głowie to aż nie możliwe. Nie wiedziałam, że Ania potrafi robić miniaturowe cacka – ludziki, zwierzątka. Pani Marysia specjalizuje się w robieniu biżuterii dla elegantek. ,Pani Marianna zrobiła niby znane nam już rzeczy użytkowe – miseczki. Jednak jak ona to zrobiła, te wielobarwne naczynka. Do zespołu artystów dołączył Zygmunt z namalowanym bukietem kwiatów. Małgosi kartki z życzeniami na każdą okazję, to dzieła sztuki same w sobie. Wszystko przepiękne. Mieszkam w naszym Domu już parę ładnych lat, wielokrotnie widziałam wystawiane na pokaz prace naszych mieszkańców ale takich pięknych prac nie było nigdy. Takie prace jakie są wykonywane teraz mogą z powodzeniem zdobić salony. To wszystko samo w sobie piękne, miało jeszcze piękną oprawę, to był prawdziwy wernisaż;byli zaproszeni goście, zastawione stoły z poczęstunkiem i recytowano wiersze; wiersze takie trochę inne, pisane przez poetów których i dusza i myśli opętane są pracami plastycznymi które sami wykonują. Z tych wierszy wyraźnie wynikało, że ich głowy są pełne pomysłów do przyszłych prac. Chciałam sprawdzić czy dobrze je odbieram. Na drugi dzień pożyczyłam teksty wierszy i zaczęłam czytać dla siebie; dziwne to było uczucie ponieważ żeby odebrać prawidłowe odczucia musiałam przenieść się myślą na wczorajszy wernisaż. Wiersze te to wyznania twórców prac plastycznych i jakby napisane specjalnie na tę okazję. Poeci niestety nie znani.

Drugim bardzo ważnym wydarzeniem były hucznie obchodzone urodziny naszego stulatka. W naszej sali widowiskowej, pięknie udekorowanej, stoły uginały się od rarytasów. Tłum gości ledwie się mieścił. Wśród gości oczywiście był nasz nowo upieczony Prezydent. Uroczystość rozpoczęła się w naszej kaplicy mszą w intencji naszego stulatka. Na zakończenie mszy zebrani zaśpiewali piosenkę, którą ćwiczyliśmy od miesięcy na naszych sobotnich śpiewach, to życzenia ujęte w piosence. Na organkach melodię zagrał nasz kościelny, o dziwo zagrał ładnie. Trochę było mi głupio ponieważ tę właśnie piosenkę przygotowałam do zaśpiewania podczas przyjęcia na sali, ale ponieważ w kaplicy zaśpiewano tylko refren więc pomyślałam, że śmiało będziemy mogli ją zaśpiewać w całości jeszcze raz. I stał się cud- dwaj najwięksi wrogowie – kościelny czyli PAN NIKT i ja, wykonaliśmy ten utwór wspólnie i całkiem zgrabnie. Żebym na tym zakończyła wspominać uroczystość urodzinową to byłyby same plusy – NIESTETY doszedł ogromny MINUS. Ten tłum gości, odświętnie wystrojony, z prezentami i mnogością kwiatów zapomniał po co przyszedł. Cieszył się, że jest w tłumie ale nie zwrócił uwagi, że nie było JUBILATA. Jak wszyscy ruszyli z kaplicy do świetlicy, ja na chwilę wróciłam do swojego pokoju, tak więc od tłumu dzieliły mnie trzy minuty. Idę pustym korytarzem i oczom nie wierzę przede mną drobniutkimi kroczkami kroczy, w zupełnej samotności, nasz JUBILAT. Wyobraźcie sobie – długi pusty korytarz i drepczący samotny stulatek podążający do tłumu który chyba nawet na niego nie czekał. Wzięłam jego rękę umieściłam pod swoją pachą i dreptaliśmy razem. Jak już byliśmy przy drzwiach świetlicy, podbiegła do nas pani dyrektor i przejęła ode mnie naszego HENIA STULATKA.

Oto uwaga na przyszłość w razie organizowania takiej hucznej imprezy. Planowaniem imprezy może i nawet powinien zająć się zespół ludzi ale za imprezę w całości zawsze odpowiadać musi jedna osoba. Po przygotowaniu wszystkiego należy sprawdzić czy wszystkie detale zostały spełnione. W dniu takich urodzin jakie miały miejsce 13 listopada szanowny Jubilat powinien mieć opiekuna od początku do końca. Dla niego to jest zbyt duże przeżycie żeby go pozostawić samego. Przypomniały mi się 90 urodziny mojej siostry, jak one były pięknie zorganizowane i dopięte na ostatni guzik. Nie tylko Jubilatka miała opiekuna ale i jej siostry, które też były leciwe, bo pozostali to byli młodzi ludzie; a mimo to, że jubilatka była w gronie swojej rodziny, jak zobaczyła tłum 50 osób miała ochotę gdzieś się schować i siedzieć w ukryciu. Nie była pozostawiona sama sobie ani na moment.

U nas w listopadzie impreza za imprezą nie jestem w stanie na wszystkich być i je opisać.

Tak więc to wszystko NARA !!