Ta dziwna Śnieżynka przysłała do mnie, i do pozostałych mieszkańców naszego dps swoją wysłanniczkę w osobie naszej pracownicy socjalnej z zapytaniem – co chciałabym otrzymać od Św. Mikołaja. Zgłupiałam i odpowiedziałam, że tak się składa, że ja wszystko, co mi potrzeba, mam. Tak więc bardzo dziękuję za pamięć. Ależ pani Danusiu, proszę poprosić o cokolwiek, nie może tak być, że pani jedna niczego nie chce. No to niech będzie dezodorant Nivea, ale ten najdelikatniejszy, innego nie chcę. Co jeszcze, pyta Agatka. Dziękuję, wystarczy. Ależ pani Danusiu. Długo nalegała, może coś z ubrań ? Broń Boże, mnie jest trudno dogodzić pod tym względem. Koniecznie coś jeszcze. No to poproszę perfumy o zapachu morskiej bryzy. Wyskoczyłam z tymi perfumami jak Filip z konopi, a to dlatego, że to wydawało mi się nie realne. Zawsze uważałam, że perfumy to zbytek za drogi jak dla mnie i nigdy na to sobie nie pozwoliłam, a dzisiaj jak mogę sobie na to pozwolić to nie mogę znaleźć odpowiedniego zapachu, dlatego palnęłam z tą bryzą. Więcej proszę nie nalegać. Jest mi na prawdę głupio prosić o cokolwiek w sytuacji kiedy niczego nie potrzebuję. Czyż nie dziwna sytuacja. Pierwszy raz z czymś podobnym się spotkałam. Powiedziałam o dezodorancie, ponieważ pomyślałam, że to nasi będą kupować i żeby nie wyszło jak co roku, że dostaję Dav, którego nie cierpię. A może to Bank który wziął nas pod opiekę i chce być tym Św. Mikołajem. Na wiosnę pięknie przygotowali nam ogródek, każdy z nas dostał kwiatki na balkon. Jak był tłusty czwartek to bezpośrednio do pokoju wparowały jeszcze ciepłe, ogromnej wielkości pączki. To może i perfumy dostanę. Minął jeden dzień a tu nagle przychodzi do mnie Św. Mikołaj w osobie mojej córki i przynosi mi piękny puchowy, bielutki kocyk, ( kocyk jak dla babuni którą posadzisz, optulisz i ona ani drgnie co najmniej przez godzinę, czyli . że znów nie dla mnie ), perfumy i dwie pary kapci, na lato i zimę, bo Mikołaj słyszał , że nie mogę sobie kupić odpowiednich kapci. Wszystkie są brzydkie i nie wygodne. Ten Mikołaj podciął mi włosy, ponieważ z umówionej wizyty u fryzjera wyszły nici. Zasypało nam drogi śniegiem, po których chodzik ani rusz. Także ten rok okazał się bogaty w Mikołaje, za nim nadeszła Mikołajkowa pora, ale też uświadomił mi, że mam prawnuki dla których muszę być Mikołajem; ot i zagwozdka.
2 grudnia byłam w szpitalu na zastrzyku w oko. Nie byłoby to nic ciekawego gdyby nie fakt poznania nadzwyczajnego pana doktora – okulistę. W szpitalu robiono roszady szukając oszczędności i w ten sposób zmieniono mi lekarza prowadzącego, trafiłam pod skrzydła doktora Wojciecha – jak rodo to rodo. Od dwóch lat przyjmuję zastrzyki i chociaż nie było źle to mimo wszystko było różnie; nie raz cierpiałam podczas, a nie raz dopiero w domu. Zawsze podczas wkłucia moje oko było zalane krwią ( tak wewnętrznie ) a jak krew krzepła to ja przez kilka dni widziałam dziesiątki czarnych much. Szykowanie się do wkłucie, w porównaniu z tym ostatnim, było również bardzo długie. A tym razem wpuszczono do oka znieczulenie, płyn odkażający, pan doktor założył ustroistwo żebym nie mrugała, kazał wzrok skierować na nos, trzy razy powiedział niżej i dziękuję. Zdjął uprząż z oka i po wszystkim. Nie widziałam wewnątrz oka krwi po wkłuciu tylko czyściutką wodę. Wkłucia nie czułam. Różnica między poprzednimi zastrzykami a tym, ogromna. Chociaż bardzo lubiłam doktor Magdalenę to jednak Wojciech przebija wszystkich lekarzy którzy mną się zajmowali przez te prawie dwa lata.
A teraz do Ilovewro – kadzisz kochany, stanowczo za dużo kadzisz. Pozdrawiam – prababcia.
I to byłoby na tyle – NARA !!
