Zaduszki nastrajają ludzi do zadumy, melancholii i wręcz smutku, a mnie jakoś nie. Owszem wspomnę z nostalgią, ale życie starych ludzi to już tylko wspomnienia. Żal jak umiera młody człowiek ale stary ? Jego pora i już, a jeśli cierpi to i lepiej, że przestał. Coś się powspomina z życia które minęło; ale przecież wspomina się coś stale. Mój cały pamiętnik to wspomnienia tego co było i nie potrzebne do tego były mi Zaduszki. Natomiast od lat w Zaduszki wspominam Anię, żyjącą i kwitnącą, piękną, młodą, ciepłą kobietę, byłą pracownicę naszego DPSu. która nauczyła mnie robić bukiety na groby, a ja z roku na rok robię je coraz piękniejsze. Już na kilka dni przed Zaduszkami zaczynam zbierać niezbędne do tego akcesoria i z automatu rozmyślam o Ani – jaka była a jaka może być teraz. Zatrudniła ją u nas poprzednia dyrektorka i przydzieliła mi ją jako pracownicę pierwszego kontaktu. Ania potraktowała tę funkcję z należytym jej szacunkiem i swoje pierwsze kroki skierowała do mnie. Dzisiaj ludzie nie wiedzą, że mają takich opiekunów, a jeśli wiedzą to tyle, że w razie potrzeby mogą coś od nich chcieć. A Ania chciała uczestniczyć w moim życiu. Przedstawiła mi się oznajmiając, że bardzo by chciała żebyśmy się poznały bliżej ale ponieważ takie poznanie wymaga dużo czasu a z tym jest gorzej, tak więc zaprasza mnie do swojej pracowni plastycznej w której prowadzi zajęcia dla różnych grup naszej społeczności z której będę mogła dobrać sobie odpowiednią grupę ludzi. Pracownia Ani była oblegana przez mieszkańców, przez przychodzących do ” Leśnej Chaty ” , przez pracowników, czy przychodzących na Pobyt Dzienny. Wszystkich uczyła robić piękne rzeczy. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że potrafię robić takie cudeńka. Dzień u Ani to była najlepsza terapia i relaks. Opowiadaliśmy o sobie, śpiewaliśmy no i oczywiście tworzyliśmy cuda popijając kawkę. Ponieważ ja byłam już po przejściach dzięki pobytowi w tym Domu, także praca u Ani była dla mnie bardzo potrzebna. To ona pierwsza zauważyła, że mną jest coś nie tak po udarze. Zwróciła uwagę, że przestawiam słowa czy pojedyncze głoski. Wprowadziła więc, dla mnie specjalnie logopedię, nic mi o tym nie mówiąc. Po prostu pomagała mi wyjść z tej matni prowokując odpowiednią zabawę. To ona zorganizowała pójście do nowej dyrektorki wraz z pracownicami, w mojej sprawie, bo bardzo szybko zauważyła, że jestem nękana. Poprzednia dyrektorka po odejściu od nas, jak znalazła dla siebie pracę, zabrała ze sobą Anię. Wiedziała dobrze, że jest to bardzo wartościowy pracownik. Poza plastyką, w której nie miała sobie równych, Ania grała na pianinie, na gitarze i śpiewała. Ania miała jedną wadę, była cholerną bałaganiarą. Ale ponieważ była kochaną bałaganiarą to po jej wyjściu z pracowni organizowałam sprzątanie. Obie panie – poprzednia dyrektorka i Ania, trafiły do prywatnego Domu Opieki, jedna jako zarządzająca, druga jako jej podwładna. Właściciel Domu szybko poznał się na Ani i z niej zrobił zarządzającą Domem a dyrektorce podziękował za współpracę. Teraz tok myślenia o Ani jest zupełnie inny – czy się zmieniła a jeśli tak to w jakim stopniu? Jest przecież dyrektorem. Czy jako dyrektorka Domu jest wstanie pomieścić w sobie swoje ogromne serce ? A może zmieniła się, stała się cynicznym zimnym dyrektorem udającym tylko, że kocha ludzi, tak jak wszyscy dyrektorzy Domów Opieki – no prawie wszyscy. A może jest unikatem wśród dyrektorów Domów Opieki? Bardzo chciałabym wiedzieć. Kilka lat temu byłam w Domu Opieki zarządzanym przez Anię. Jej nie było a ja ” ciągnęłam za język ” pracowników żeby coś powiedzieli na temat dyrekcji. Podpuszczałam na zasadzie – macie tak daleko do pracy, przecież tu szczere pole, nawet telefony nie mają zasięgu. Ale atmosferę mamy życzliwą – odpowiadali. Wiemy jak jest u was i nie zamienilibyśmy się. Ja widziałam różnicę – u nas fizycznie jest więcej przestrzeni np. mamy swoje jednoosobowe pokoje i piękną przestrzenną i czyściutką stołówkę. Tam stołówka to bar z PRLu. Ale kuchnia, o dziwo, może śmiało konkurować z naszą. I takie właśnie są u mnie reminiscencje zaduszkowe.
