Część II, rozdział 2

20 sierpnia 2012 roku otrzymałam z MOPS-u  króciutkie pismo w ramach odpowiedzi na pamiętnik.  W tym piśmie zawarta jest prośba o sprecyzowanie charakteru przekazanej przeze mnie informacji. Dla mnie to było jasne, że Zarząd nie wie co z ty fantem zrobić. Wziąć się za dyrektorkę koleżankę, która wszystkich trzyma w garści. Każdy coś od niej dostał, ponieważ hołdowała cwanej zasadzie – najpierw obdzielić zwierzchników, żeby nie podskoczyli. Skoro udają, że nie rozumieją to już bardziej tłumaczyć nie będę. Odpisałam, że wobec tego czuję się zwolniona z obligowanego terminu wysłania mojego pamiętnika do mediów i zrobię to nie 5 listopada a o dwa miesiące wcześniej. Jestem pewna, że dziennikarze TVN zrozumieją o co mi chodzi. To pismo zaniosłam również do Prezydenta.
23 sierpnia w ramach odpowiedzi na moje króciutkie pismo dostaję z MOPS-u  zawiłe pismo proszące żebym chociaż napisała, że  mój pamiętnik to jest  skarga. Odpisałam więc, że mój pamiętnik to nie skarga a informacja, że pani dyrektor naszego domu nie powinna być nigdy dyrektorem Domu Opieki  ponieważ nie szanuje ludzi, gnębi ich za pośrednictwem stworzonych przez siebie bojówek. Swój interes prywatny przedkłada ponad dobro DPS-u. Nie przestrzega zakresu swoich obowiązków ujętych w Zarządzeniu Ministra Polityki Społecznej. Siebie podałam jako przykład zespołowego, wieloletniego gnębienia.

31 sierpnia  otrzymałam następne pismo wyjaśniające, że taki problem to nie ten adres. Poinformowano mnie, że pismo moje zostało przesłane do Wydziału Zdrowia i Polityki Społecznej. Tak więc poczekamy i zobaczymy co będzie dalej.

Od 3 września jest u nas kompleksowa kontrola z ramienia Urzędu Miasta. A więc Prezydent potraktował poważnie mój pamiętnik.

Głośno zrobiło się u nas o kontroli i ludzie zaczęli przychodzić do mnie z różnymi problemami. Szkoda, że oficjalnie dopiero teraz, ale dobrze, że w ogóle.  Żeby Antosia nie poniosły emocje to wkopałby szanowną p. dyrektor i to na gorąco.  Antoś przez wiele lat opiekował się panem Zygmuntem M. był to dość zamożny człowiek  i irytowała go opieka finansowa ze strony naszej dyrekcji. Zabierano mu wszystkie pieniądze do depozytu a o zakupach decydowano za niego, a był to człowiek sprawny psychicznie, miał tylko chore nogi i serce. Postanowił więc wymiksować dyrekcję z dochodów a do odbioru emerytury i ewentualnych zakupów  upoważnił Antosia. Antoś jest naprawdę szlachetnym człowiekiem i można mu powierzyć wszystko. Prędzej komuś da niż weźmie.  Antoś zgodził się ale żeby sprawa była czysta najpierw postanowił poszukać kogoś z rodziny. Otrzymał urzędowe pisma, że nikt z rodziny p. Zygmunta nie żyje.  Żeby było wszystko przejrzyste do upoważnienia dobrał jeszcze pana Ksawerego i sporządzono dokument – upoważnienie,  w obecności notariusza .  Pani dyrektor olała to upoważnienie i sprawą pokierowała tak, że zostało po staremu. Pan Zygmunt okazało się nie miał  nic do powiedzenia w sprawie swoich pieniędzy. Antoś ustąpił, wiedział, że z takim rekinem nic nie wskóra.  Pan Zygmunt zmarł. Antoś wiedząc, że na koncie p. Zygmunta jest ponad 8 000 zł był pewien, że pogrzeb będzie okazały i pomnik. Jakież było jego zdziwienie jak po roku zobaczył, że zamiast pięknego, dużego pomnika jest rozmyty piasek. Zamiast zrobić dokumentację i przedłożyć obecnej kontroli, to Antoś wpadł do księgowości z awanturą. Księgowa pokazała, że w komputerze  ma dokumenty  za opłatę pomnika na sumę 4 500 zł.  To działo się 7 września w piątek.  Antoś miotał się z tym problemem cały w nerwach, aż wreszcie w niedzielę wieczorem przyszedł do mnie  z pytaniem co robić. Jedziemy na cmentarz i wykorzystamy prezent który od ciebie dostałam i sfilmujemy  stan faktyczny. Pojechaliśmy i co zobaczyliśmy –  na grobie Zygmunta   dziecięcy mały  ale nowiutki spod igiełki pomnik i czyściutki znicz, a deszcz lał od kilku dni. Jakby nie przyszedł do mnie tylko zaczął rozrabiać w poniedziałek to by się do reszty skompromitował. Pani dyrektor znów wygrała, wprawdzie mizernie ale kto by dochodził ile wart jest ten pomniczek czy 1500 zł czy 4500 zł.

Od kilku dni nic złego mnie nie spotkało. Myślę, że to z powodu bytności kontrolerów. Moja psychika zregenerowała się natychmiast. To dobrze, że tak nie wiele potrzeba mi do szczęścia. W moim kochanym radiu wprowadziłam cykl audycji o nas. Sięgnęłam do swoich starych artykułów pisanych do naszego kwartalnika przed laty, dodałam do tego pasującą muzykę i program gotowy. Moi oponenci sądzili, że skoro są to artykuły sprzed laty, to na pewno nie pytałam o zgodę bohaterów  o ich wznowienie.  I zaczęły się namawiania żeby pójść do dyrekcji ze skargą na mnie, że uprawiam samowolkę.  PUDŁO – bohaterowie moich audycji byli wzruszeni i każdą z audycji musiałam nagrać  i przekazać na pamiątkę.  Pan Józef K. był bardzo wzruszony audycją i zdziwiony skąd ja to wszystko wiem. Niestety pamięć mu zaczęła szwankować. Tak więc jego syn musiał dostać płytę z audycją na wieczną pamiątkę. Pan Józef jako 16 letni chłopak przeszedł cały front opiekując się małymi dziećmi pułkownika rosyjskiego. Żona tego pułkownika zmarła z głodu podczas oblężenia Leningradu a pan pułkownik nie miał komu powierzyć swoje małe dzieci. Temat audycji przepiękny i wzruszający, pewnie dlatego tak bardzo zabolał moich wrogów.  Audycja była nadana 1 września, a więc bardzo na czasie.

Janeczka, dla odmiany wzruszyła się do łez jak przypomniałam  historię jej pierwszej miłości.  – Już zapomniałam, że kiedyś tak bardzo kochałam – mówiła.  O miłości Janeczki zrobiło się głośno w całym domu  i ludzie domagali się powtórki. Była i powtórka, a Janeczka codziennie słuchała tej audycji z płyty.

Ponieważ z programem radiowym nie wyszło, to klika dyrektorska zaczęła zbierać podpisy, żeby mnie i Antosia wyeksmitować.

4 października pani kier. socjalna wręczyła mi list polecony nadany do mnie z Kancelarii Prezydenta.  Dopiero u siebie w pokoju zauważyłam, że list był otwierany i miał naderwaną kopertę.  Dobrze, że wścibskie babska przeczytały to pismo, dowiedziały się przy okazji, że Prezydent potraktował poważnie mój pamiętnik  i napisał, że jeśli potwierdzi się to co napisałam to konsekwencje zostaną na pewno wyciągnięte. W tym celu jest w naszym Domu kompleksowa kontrola która trwać będzie do połowy października.

O otwarciu listu  powiadomiłam na piśmie p. dyrektor i zastrzegłam, że w takim przypadku nie chcę żeby DPS pośredniczył w przekazywaniu mi korespondencji.

Dotarła do mnie korespondencja podpisywana przez Prezydenta Miasta a kierowana do nieżyjącego już p. Eugeniusza. Nie mogłam nie zainterweniować z powodu tego pismo mimo, że było z datą sprzed dwóch lat.     Pismo to mną wstrząsnęło.  Prezydent podpisał nie wiedząc co podpisuje. Tak ufał osobom które podsuwały mu  te pisma a osoby te powinny być wyrzucone z pracy i to z wilczym biletem. To  ostatnie pismo od początku do końca obraża p. Eugeniusza.  Stwierdza się w nim, że p. Eugeniusz nie brał udziału w życiu Domu i że nie nadaje się do współżycia z ludźmi.  Pan Eugeniusz nie opuścił ani jednego zebrania mieszkańców z dyrekcją, skrupulatnie wszystko notował i zabierał głos. Za każdym razem był publicznie wyszydzany przez p. dyrektor i jej klakierów.  dopiero teraz wiem skąd wzięła się ta nienawiść do p. Eugeniusza – otóż On założył Stowarzyszenie Osób Pokrzywdzonych przez DPS. A więc koniecznie trzeba było udowodnić, że jest on niespełna rozumu, albo po prostu wykończyć. Udało się to drugie – p. Eugeniusz zmarł na zawał  serca w trakcie zbiorowego gnębienia Go. Zmarł na oczach około 40 osób.  W swoich pismach do Pana Prezydenta poruszał sprawy  niegospodarności, depozytów i braku Samorządu. W końcu sprawy bardzo istotne  i poruszane w pismach od różnych osób niejednokrotnie. Niestety macki dyrektorów DPS sięgają wszędzie nawet do Kancelarii Prezydenta. Dlatego właśnie ja swój pamiętnik doręczyłam w taki a nie inny sposób. Ominęłam macki, bo nie wierzyłam, że mój Prezydent poza zwierzchnictwem może mieć coś wspólnego z dyrektorami DPS.

[whohit]Część II, rozdział 2[/whohit]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *