Ostatnie spotkania w atrium

W poprzednim wpisie wspomniałam o różnych ewentualnościach wysiadki osób współprowadzących ze mną programy, ale takiej ewentualności jaka mnie spotkała to się nie spodziewałam. Byłam urzeczona Anią, wydawało mi się, że jest nadzwyczaj kumata, że wszystko sobie wyjaśniłyśmy. Dałam jej dowolną ilość czasu żeby się mogła spokojnie przygotować. Ponieważ chciała mówić o poezji, to i ja i Natalka znalazłyśmy teksty o które prosiła. W sobotę, prowadzę swój program o Wenecji, podjeżdża do mnie Ania, kładzie teksty wierszy i ogłasza, że już może je czytać. Aniu- mówię- nie teraz, to będzie wyrwa w moim programie. Ania odczekała aż skończę program, podjechała do nas na wózku i bez żadnego wyjaśnienia, czy nawiązania do czegokolwiek, zaczęła czytać te wiersze. Tak ni z gruszki ni z pietruszki, przeczytała pięć wierszy. Zaczęłam jej tłumaczyć, że to nie tak ma wyglądać, że powinna zrobić swój autorski program i wszystko o czym będzie mówiła ma być powiązana tematycznie. Tak to ja nie chcę – tymi słowami Ania zakończyła naszą współpracę. Ludzie lubią podpinać się do mnie, ja niestety tego nie lubię. Zbyt starannie szykuję się do każdego programu, żebym pozwoliła na zburzenie porządku. Może kogoś to dziwić, że szykuję się jakbym miała wystąpić co najmniej w Teatrze Wielkim, ale taka jestem. Co bym robiła to zawsze z najwyższą starannością. Im jestem starsza, tym mniej umiem ale niestety tym dłużej i staranniej przygotowuję się. To było w sobotę, przy nieprawdopodobnie pięknej pogodzie. Spotkaliśmy się w atrium i nikomu nie chciało się kończyć tego naszego spotkania. A już w niedzielę pogoda była owszem nie brzydka ale pod koniec programu nawet trochę zmarzliśmy. Za to program był wyjątkowo udany – słuchaliśmy wywiadów, które przeprowadziłam z przedszkolakami jeszcze za czasów jak prowadziłam radio. To była pełna godzina śmiechu. Właśnie w takich sytuacjach poznaje się bystrość umysłu słuchaczy – była na piątkę. Jak puszczałam muzykę to ludzie jeszcze trawili śmiech. Do połowy utworu muzycznego jeszcze śmieszyły ich słowa dzieciaków – moich bezzębnych rozmówców. Szkoda, że nie będziemy mogli spotykać się w atrium, do użyczonej salki nie mam serca, a bez serca niczego robić nie potrafię.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *