Niby nic, a jednak!

Co jakiś czas wracam do tematu pielęgniarek, bo zawsze znajdzie się jakaś nie ogarnięta, nie myśląca, myląca się, która podając leki nawet nie pomyśli komu je daje, a przecież najdrobniejsza nawet tabletka podana nie tej osobie co trzeba może doprowadzić do tragedii. Ludzie mówią u nas bardzo głośno, że w jakiś dziwny sposób pensjonariusze z dnia na dzień tracą świadomość i z osoby chodzącej i w miarę myślącej, stają się ” warzywami”. Oto przykład – w naszym Domu są dwie panie o tym samym nazwisku – to ja i Krysia. Jedna z nas ma niskie ciśnienie i bierze coś na podwyższenie, a druga ma ciśnienie wysokie i musi je obniżać. Nie trudno sobie wyobrazić pomyłkę w lekach na ciśnienie u tych osób. A teraz wyobraźcie sobie, że w tym właśnie przypadku tak było, i to nie chodzi o jedną tabletkę tylko o 84 szt. ( przeliczyłam ). Wprawdzie niby na cały tydzień, ale 84 tabletki podane nie temu komu trzeba. Na samo śniadanko 8 tabletek a na kolację 4.– Za te tabletki ktoś zapłacił i to nie mało; ale co tam, przecież nie płaciła za nie pielęgniarka roznosząca te tabletki. 16 grudnia wieczorem, jak dla mnie to późnym wieczorem położyłam się spać już po godzinie 22; spałam smacznie jak usłyszałam odgłos przekręcania klucza w drzwiach. Pytam – co jest? To ja pielęgniarka, przyniosłam pani pojemnik na leki. Dziękuję bardzo – odpowiadam, nie potrzebuję, mam swój. Ale to taki na cały tydzień, porządny – mówi mi owa pani, ( mówi tak choć nie ma pojęcia jak wygląda mój pojemnik na leki ). Nie chcę, dziękuję – odpowiadam. A ona na to – wszyscy teraz muszą mieć takie same pojemniki. Zostawiła i poszła. Rano po przebudzeniu, oglądam pojemniczek i oczom nie wierzę – pojemnik cały pełen leków. Na odwrocie moje nazwisko i mój numer pokoju. Imię oznaczone jedną literką nie jak moje D. tylko K. Dobrze, że trafiło na kumatą prababcie; a jakby ktoś uraczył się tymi tabletkami. Jakby te tabletki trafiły do Julki, pani z naprzeciwka, to byłoby po tabletkach i po Julce. Pielęgniarka nie pomyślała nawet, że pracując w naszym Domu już kilka lat nigdy nie przynosiła dla mnie leków. Dlaczego robiła to w nocy? Czyżby o lekach nie należało rozmawiać z pacjentem na zasadzie – róbta z nimi co chceta. Pojemnik z lekami oddałam opiekunce żeby dała go odpowiedniej osobie. Ciekawa jestem, czy ten fakt odnotowała w raporcie czy pożałowała koleżanki z pracy. TO JEST BARDZO POWAŻNA SPRAWA. Z tą samą pielęgniarką miałam już przed laty, taki drobny incydent, ale ponieważ wówczas owa pani była nowym pracownikiem to wszystko poszło w niepamięć. Teraz myślę, że powinna była być przeprowadzona z nią rozmowa. Kto wie komu i jaką krzywdę wyrządziła albo jeszcze wyrządzi. Ja opisuję tylko to co mi się przydarzyło. Nie opisuję czegoś co powiedziała jedna pani drugiej pani. Kiedyś wychodzę z pokoju Eli i zamykając drzwi raptem zostaję przyparta do ściany przez pielęgniarkę. Owa pielęgniarka podnosi mi bluzkę do góry i odsłania plecy – co pani robi, pytam. A ona na to – to co do mnie należy, naklejam pani plaster przeciwbólowy. Tak się składa, że mnie nic nie boli – informuję. To pani tu nie mieszka? Nie, w tym pokoju nie. Dobrze, że to nie był jakiś zastrzyk tylko plaster. Kiedyś noc miała szczególne znaczenie dla naszych pielęgniarek. Po nocy pensjonariusze tracili mowę i złoto – jak swego czasu Gienia. Nocne zmiany brały zawsze te same pielęgniarki i było hulaj dusza piekła nie ma. Jednak to piekło jest bardzo potrzebne. Bo naprawdę nie wiem dlaczego niby głupi pojemnik na leki trzeba było przynieść w nocy.

Chyba wykrakałam imię Julki, jej pokój jest oznakowany jako pokój z osobą zakażoną korona wirusem. To po ogólnym przebadaniu nas – 18 XII. Czyli, że ta zaraza jest już na naszym korytarzu. Nie bardzo chce mi się w to wierzyć, przecież Julka nigdzie nie chodziła; no chyba, że w nocy. W nocy Julka była zawsze spakowana i gotowa do wyjazdu krążyła po korytarzu. Mnie się wydaje, że Julka jest po prostu przeziębiona, miała manię rozbierania się. Kiedy tylko do niej zajrzałam to Julka zawsze była na golasa, nawet przechodząc koło jej pokoju to przez otwarte drzwi z daleka były widoczne jej gołe nogi. Opiekunki ją ciągle ubierały, ale daremny trud.

Dzisiaj – 21 XII – od rana zła wiadomość, ten czortowski COVID jest na korytarzach o których pisałam, że są to ” zdrowe korytarze” . Na moim korytarzu jest chora jedna osoba – Julka i dwie osoby w ” nowym pawilonie”. Tak więc Święta będą wyjątkowo smutne. Myślałam, że chociaż na moim korytarzu zrobię spotkanie w gronie 5 osób i pośpiewamy sobie kolędy, niestety nic z tego; a ja się przygotowałam bardzo starannie i z kolędami i ciekawostkami dotyczącymi Świąt Bożego Narodzenia, a tu trzeba prosić Boga żeby nie było gorzej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *