… wiesz babciu, następna twoja sąsiadka chyba trafi do DPSu – mówi mi przez telefon żona mojego wnuka. To super, odpowiadam, będę miała kogoś bliskiego. Nie masz się czego cieszyć, ona nie wie co dzieje się w okół niej, nie wie nawet kim jest. Ale to temat na dłuższą rozmowę – mówi mi wnuczka.
Zanim wnuczka zacznie tę dłuższą rozmowę na temat obecnego stanu Pani Halinki, to ja zacznę jeszcze dłuższą i sięgnę pamięcią na 35 lat wstecz.
Pani Halinka wprowadziła się do naszego bloku jak ja i inni mieszkańcy, mieszkaliśmy już w nim około 20 lat. Czyli, że była lokatorką wtórną. Wprowadziła się z mężem i dwójką dzieci. Filigranowa pani, wyglądająca zawsze dużo młodziej niż wskazywał wiek. Mąż kiedyś również był filigranowy ale przez alkohol zaczął rosnąć w szerz. Przez alkohol nabawił się też padaczki, ale niestety pić nie przestawał, a wręcz odwrotnie, wciągnął w to picie swojego już dorosłego syna. Syn w każde popołudnie przychodził do tatusia i siadając po przeciwnych stronach stołu najpierw zgodnie pili a później się czubili. Dosłownie doskakiwali do siebie jak dwa koguty, ale siedząc cały czas po przeciwnych stronach stołu. Skąd wiem? Widziałam niejednokrotnie ten obrazek. Otóż jak panowie zaczynali się czubić to pani Halinka wzywała pomocy, krzycząc – ratunku. Sąsiedzi myśląc, że coś się dzieje złego biegli na pomoc. A Pani Halinka robiła szparę w drzwiach wejściowych do mieszkania i w tę szparę krzyczała. A w domu mąż z synem pili i wykrzykiwali swoje pretensje do siebie nie zwracając uwagi na Halinkę. Aż któregoś dnia dowiadujemy się, że mąż pani Halinki zmarł. Ciężko pani teraz – pytam, a Halinka na to: pani Danusiu, przecież ja się jego panicznie bałam, nigdy nie wiadomo było co mu strzeli do głowy. Spałam z nożem pod poduszką. A teraz wezmę rodzinę wnuczki do siebie i będzie dobrze – mówi Halinka. Wnuczka zanim się wprowadziła to zrobiła generalny remont mieszkania, wymieniła meble, a po remoncie Halince odwidziało się wspólne mieszkanie. Powiedziała wnuczce wprost – nie chcę z wami mieszkać. Ja byłam przerażona tak postawioną sprawą a co dopiero wnuczka Halinki. Jak mogłaś tak postąpić. Jakbym tak postąpiła ze swoimi to do końca życia nie odezwali by się do mnie – a Halinka na to, a tam, im złość przejdzie a ja będę miała spokój. Nie spodziewałam się po niej takiego podejścia do sprawy. Okazało się, że nowo poznana koleżanka, z bloku na przeciwko, namówiła ją do znalezienia sobie męża, a nie zajmowania się wnukami, czy prawnukami. No ale jak go znaleźć, gdzie go szukać – tego męża. Koleżanka Halinki miała gotowy plan – przecież mieszkamy w parku, do którego na spacery zjeżdżają się ludzie z całego miasta, wystarczy zacząć chodzić na te spacery. I zaczęły – dwie babinki z chusteczkami na głowach zawiązanymi pod brodą, całymi dniami chodzić po parku. Do takich to można śmiało podejść i porozmawiać o wszystkim, a na dodatek czuć się mądrzejszym, a to w wypadku mężczyzn jest bardzo ważne. Któregoś dnia jak panie przysiadły na ławeczce podszedł do nich pan z zapytaniem czy może się dosiąść. Ponieważ ów pan był w przybliżonym wieku i i również nie zbyt wysoki, koleżanka Halinki odpowiedziała natychmiast, że tak, zapraszamy. Ów pan całkiem śmiało zaczął opowiadać swoją historię, że Jest od 5 lat wdowcem, mieszka razem z rodziną córki i ma po dziurki w nosie tego wspólnego mieszkania. Przyjechał kilkanaście kilometrów od swojego miasteczka, żeby jak najdalej od dzieci i wnuków, znaleźć sobie żonę i z nią zamieszkać, u tej żony. I w ten właśnie sposób Halinka poznała swojego drugiego męża. Bardzo szybko zamieszkali razem a mniej więcej po roku znajomości wzięli ślub i urządzili weselisko z pompą. Przeżyli ze sobą ponad 20 lat jak papużki nierozłączki. Wszędzie razem i za rączkę – po zakupy, do lekarza, na spacer. Zawsze zajęci rozmową, zerkający z zachwytem w swoje oczy. Często ich spotykałam już mieszkając w DPS, zawsze szczęśliwych i uśmiechniętych.
…., któregoś dnia – mówi wnuczka, przyszła do mnie p. Halinka i nie wiedząc jak powiedzieć o co jej chodzi, wzięła mnie za rękę i prowadzi do swojego mieszkania. Zaprowadziła do pokoju, gdzie w łóżku leżał jej mąż i pokazuje na niego. Nie mówi, już dawno nic nie mówi – to słowa p. Halinki. Przyjrzałam się sąsiadowi i stwierdziłam, że on nie żyje i to już od dłuższego czasu. Zadzwoniłam po pogotowie i chciałam zadzwonić po kogoś z rodziny ale p. Halinka nie wie gdzie są jakieś dokumenty, adresy czy telefony. Lekarz nie może niczego stwierdzić bo z żoną denata nie można się dogadać no i brak dokumentów utrudnia sprawę. Pobiegłam po męża, mówi wnuczka, może on spojrzy na sprawę innym wzrokiem i wybrniemy jakoś z tej sytuacji. Faktycznie, dzięki niemu znaleźliśmy dokumenty. Lekarz wszystko posprawdzał i zabrali denata. Ja zostałam, żeby zapewnić jakąś opiekę p. Halince – mówi wnuczka. Nikt z rodziny nie mógł przyjść – Cowid. Zadzwoniłam do DPSu okazało się, że p. Halinka miała stałą opiekunkę, która została wezwana, tak więc poczekałam aż przyjdzie. Za kilka dni przyszła córka p. Halinki żeby podziękować za pomoc i wyjaśniła, że mama musi być u siebie w domu tak długo aż Sąd stwierdzi jej niepoczytalność, wówczas oddamy ją do Domu Opieki. Mama zachowuje się różnie. Nigdy nie dotrzymuje słowa. Nie chcę wypaść przed ludźmi na wyrodną córkę, ale z nią nie można inaczej.
Tak kończy się nasze życie. Pomalutku odchodzimy jeden po drugim; tylko dlaczego ta końcówka życia jest taka przykra…
