Nagrabiłam to teraz mam…

Dziękuję, że napisaliście do mnie, żeby nie te wpisy to nie zmobilizowałabym się do pisania. Pytacie dlaczego tak rzadko piszę, czyżby nie było o czym? A no nie ma o czym, nic się nie dzieje. Chyba, że jako wydarzenie potraktuję swoje wyjście na cmentarz, a to jest godzina drogi w jedną stronę. Oczywiście w ten czas są wliczone moje możliwości. Ale spacer bez nadzoru, to jest dopiero ulga dla psychiki. Fizycznie niestety zrobiłam wysiadkę i już więcej na taką wyprawę nie pójdę. To było trzy godziny na nogach, chociaż z odpoczynkiem na chodziku to jednak już ponad moje siły. Po tej wyprawie odpoczywałam dwa dni a w ranek po wyprawie, po przebudzeniu dziwiłam się, że żyję. Teraz znów muszę o każde wyjście prosić i nie mam na myśli wyjścia po za teren naszego ośrodka tylko o wyjściu do swojego ogródka. Już przecież trzeba rozsadzić aksamitki i astry, a przede wszystkim powyrywać mlecze i to już po raz trzeci. Wiem, że zezwolenie będzie, ale prosić trzeba.

Wiele osób pisało o pogodzie, że zimno, że kto to widział żeby 3 maja padał śnieg. Kochani w ubiegłym roku 12 maja śnieg obficie zasypał co się dało. Pisałam, że wielką czapą położył się na moich liliowcach, które już tworzyły pączki. Ta czapa leżała trzy dni. Wszędzie już śnieg stopniał a na moich liliowcach leżał.

Jeden z moich znajomych pisał o pieniądzach. Jego mama była mieszkanką naszego Domu, zmarła już 12 lat temu a on dopiero teraz dowiedział się, że są po niej jakieś pieniądze. Podałam mu numer telefonu pod który ma dzwonić w sprawach finansowych, bo przecież nie do mnie. Teraz każdy ma swoje konto o którym nikt z rodziny nawet nie wie. Kiedyś rodzina miała jedno konto – bieliźniarka w szafie – i wszystko grało. Teraz małżeństwo musi być bardzo zgodne żeby miało wspólne konto, bo ile jest osób w rodzinie tyle i kont bankowych, przecież już dzieci mają konta a jak coś chcesz załatwić to przez Sąd. Tak właśnie musi postąpić ów znajomy

.Jeszcze kilka słów o nabożeństwach majowych. 7 maja nasz ksiądz poprosił mnie żebym w sobotę 8 maja poprowadziła majową ponieważ on w tym dniu nie będzie mógł przyjść, a ogłoszenia na kilku tablicach informują. że majowe są od poniedziałku do soboty codziennie to lepiej nic nie zmieniać. Zgodziłam się bardzo chętnie. Mnie nie trzeba długo prosić żebym coś zrobiła. Majowe w naszym DPSie prowadziłam, z przerwami od 20 lat bo jeszcze będąc na Pobycie Dziennym. W tym roku majowe prowadzi ksiądz i to codziennie. W ubiegłym roku ksiądz nie mógł do nas przychodzić – covid – więc ja z czystym sumieniem tym się zajęłam. W poprzednich latach, poprzedni ksiądz nie prowadził majowych w dzień powszedni, więc mogłam robić to ja. Teraz poprowadziłam majową raz i dostałam po głowie. Jak kościelny usłyszał o co mnie prosił ksiądz, wściekł się i bez pardonu naskoczył na mnie z pytaniem – czy ja wiem, że tu jest kaplica i co to znaczy kaplica. ( Już wiem, bo dla mnie to już naprawdę kaplica ). Pani Felicja, szefowa od kwiatów kościelnych, z oburzeniem i na cały głos wykrzyczała – ta to się wszędzie wepcha. Pomyślałam – no tak przecież to ich terytorium i jest to jedyna okazja żeby mi odpłacić za obsmarowanie ich na moim blogu. Nie zważali, że ludzie, że kościół i że oni niby tacy święci. Pomyślałam – nagrabiłaś prababciu 102 to teraz masz za swoje. Ksiądz ich udobruchał. Kościelny obiecał, że otworzy kaplicę o czasie, że włączy mikrofony i w ogóle wszystkiego dopilnuje. Owszem kaplicę otworzył. Mnie kilkukrotnie przypomniał co to znaczy kaplica a mikrofony to tak włączył jak kiedyś, podczas mojej choroby covidowej, pielęgniarka podłączała aparaturę tlenową – tak włączała żeby nie było włączone. Obeszło się bez mikrofonów. To było na złość ludziom leżącym w pokojach, nie na złość mnie. No ale nie zawsze myślenie towarzyszy chęci zemsty. Kościelny – czyli pan NIKT i Felicja, demonstracyjnie wyszli z kaplicy. Do końca majowej zostali ci którzy chodzą zawsze tam gdzie ja robię jakieś spotkania z muzyką. Biję się w piersi – moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina. Szkoda, bo każdy z nas ma piękne hobby – Felicja kwiatki, kościelny porządek w kaplicy, ja muzykę, można by to połączyć z pożytkiem. a tak to znów przestanę chodzić do kościoła. Dzisiaj – w niedzielę, wytrzymałam w kościele tylko kilka chwil; grupka pań utyskiwała na swoje choroby. Robiły to głośno ponieważ siedzimy z zachowaniem odległości, tak więc cały kościół musiał tego słuchać. Przyszedł ksiądz, myślałam, że skończą się rozmowy jak na targu, a tu nic z tego, ksiądz zaczął opowiadać co mu się śniło. Ponieważ ani jedno ani drugie mnie nie interesowało to przeżegnałam się i wyszłam. Zdecydowanie to nie moja parafia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *