Czy wiecie, że…

ja nie wiedziałam dlatego teraz o tym piszę, może jeszcze ktoś nie wie. Chodzi mi o życie ptaków, Zupełnie nie dawno opisywałam awanturę dwóch samiczek, które szykowały sobie gniazdka do wylęgu młodych; to było zaledwie miesiąc temu, a tu patrzę coś mi się plącze pod nogami i to całkiem nie małe – pisklaczek tłuściutki. Musiałam poczytać skąd to się wzięło, tak szybko. Otóż, samiczka buduje sobie gniazdko na ostatnią chwilę. Przez dwa tygodnie wysiaduje jaja, później przez dwa tygodnie zajmuje się pisklaczkami w gniazdku, a po dwóch tygodniach – frrrrrr w świat. Maluch chodzi sobie i nie bardzo wie co ze sobą zrobić. Ludzi się boi, chowa się po kątach, ale mama obserwuje go z daleka. Pokierowałam jego ruchem tak, żeby schował się pod krzaczek nie za popielniczkę, to jego mama niemalże natychmiast przyniosła mu robaczka na śniadanko. Czytając dowiedziałam się również dlaczego jak przyniosłam zimą ziarna zbóż to one leżały nie tknięte prawie miesiąc. Otóż, kosy jedzą robaczki i drobne owoce. Tak więc do póki na krzaczkach były owoce ( a były ) to one nic innego nie chcą. Po za tym dowiedziałam się, że kosy żyjące w lasach mają w ciągu roku trzy lęgi, żyjące w mieście po cztery albo i pięć lęgów. Jeszcze jedna ciekawostka – kosy wędrowne, fruwające po całym świecie, znają znacznie więcej melodii do wyśpiewania. Są to tacy zbieracze folkloru. Kosy osiadłe, żyjące w jednym miejscu, znają dwie albo trzy melodie Ornitolodzy po śpiewie ptaków rozpoznają czy to ptak osiadły czy wędrowny.

Wracamy do spraw ludzkich. W piątek 14 maja mieliśmy spotkanie mieszkańców z Dyrekcją Domu. Pani Dyrektor cała szczęśliwa, że może ogłosić dobrą nowinę – możecie wychodzić, była zdziwiona, że po usłyszeniu tej nowiny nikt nie okazał radości. 14 miesięcy w zamknięciu zrobiło swoje. Dlaczego nikt się nie cieszył? A no dlatego, że o każde wyjście trzeba będzie prosić. Dyrekcja nie zdaje sobie sprawy jakie to jest upokarzające – prosić. To gdzie tu wolność – spytałam. Mam ogródek pod oknem a żeby do niego wyjść muszę prosić. Na myśl o tym proszeniu dostaję mdłości. A pani Dyrektor na to – no przecież chodzi tylko o poproszenie otwarcia drzwi. TYLKO ! Nie mogę wyjść kiedy chcę tylko wtedy jak będzie miał kto mnie wpuścić i wypuścić. Nikt nie siedzi przy drzwiach, trzeba się umówić na konkretny czas w jedną i drugą stronę. W niedzielę zechciałam skorzystać z tej naszej wolności i wyjść sama na spacer. Traf chciał, że miał kto mnie wypuścić, gorzej było z wpuszczeniem. Dzwoniłam przez pół godziny, na zmianę to do drzwi przy gabinecie pielęgniarek to do drzwi przy portierni – nikt nie słyszał. Chodziłam od drzwi do drzwi. Ja sobie poradziłam, znam wszystkie zakamarki Domu no i miałam trochę szczęścia a inni. Po takim powrocie już by nie ryzykowali z wychodzeniem na wolność.

Z tym naszym wychodzeniem sprawa ma się następująco. Należy wyrobić sobie legitymację potwierdzającą szczepienie i z tą legitymacją wychodząc do miasta zgłaszać wyjście i powrót. Rodziny które chcą nas odwiedzić również muszą mieć taką legitymację i wówczas mogą się z nami spotkać na wolnym powietrzu. Czy to zda egzamin, o to jest pytanie. I goście i my będziemy musieli podporządkować się możliwościom naszych pracowników. Od poniedziałku będę sprawdzała tę formę wolności na własnej skórze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *