Sprawdzam

tę naszą wolność. Otóż, jak dla mnie ( niestety chyba tylko dla mnie ) to z wyjściem z Domu problemów nie ma, ale te nieszczęsne powroty. Przecież nikt nie siedzi przy drzwiach, nie ma portierów. Każdy pracownik jest czymś zajęty a tu mieszkaniec cały szczęśliwy, wracający z miasta, czyli z wolności, naciska na dzwonek i odrywa od pracy. Nie zawsze można od tej pracy oderwać, są różne sytuacje i my mieszkańcy o tym wiemy, dyrekcja chyba o tym nie wie, albo po prostu z tym się nie liczy. Ogłoszono dobrą nowinę i szlus. Ja np. po powrocie siadam na ławce przed Domem i czekam aż ktoś będzie wchodził czy wychodził to i ja przy okazji się załapię. Dzwonków z których korzystamy nikt nawet nie słyszy. W każdym razie ta nasza wolność nie jest tak do końca przemyślana. Wiele osób skarżyło mi się, że nawet wyjść nie może. To wszystko jest na zasadzie – kombinuj, może ci się uda, bo my dyrekcja pomysłu nie mamy. Jedna z mieszkanek określiła Panią Dyrektor nie jako osobę decyzyjną a jako asekurantkę, która wszystkiego się boi i tak na wszelki wypadek nie ryzykuje. Moim zdaniem ryzykuje i to bardzo wypuszczając i wpuszczając nas głównym wyjściem; idąc z tego wyjścia gdzie byśmy nie szli to zawsze musimy iść ulicą. Ulicą, która nie ma nawet żadnych poboczy. Nas starych ludzi wypuszcza się na ulicę, czyli prosto pod koła samochodów. Całkiem nie dawno jedna z młodych pracownic uległa bardzo poważnemu wypadkowi idąc tą przeznaczoną dla nas drogą. Pracownicy jeżdżą samochodami nic nie wiedzą na temat spacerów po ulicy. Przecież są drzwi wyjściowe z budynku prowadzące bezpośrednio na chodnik, jednak nie dla nas. Ten chodnik został zrobiony dla naszego bezpieczeństwa. My sami o niego staraliśmy się. Ja będąc na Pobycie Dziennym pisałam pismo do Prezydenta w tej sprawie. Pisałam artykuły w naszym kwartalniku, który był wówczas czytany przez nasze władze. Dziś ten wywalczony chodnik jest nie użytkowany, my nie mamy do niego dostępu, chyba, że przejdziemy najpierw po ulicy. Jest dwoje drzwi którymi można wyjść bezpiecznie. To nie jest tłumaczenie,że różni ludzie są w posiadaniu czipów do naszych drzwi. Można zmienić kod a nowe czipy każdy mieszkaniec opłaci i musi za niego odpowiadać. Może przypomnę – Dom istnieje ponad 30 lat w tym przez lat 20 żyliśmy przy otwartych drzwiach – dosłownie przy otwartych – i wszystko grało. Obecna pani dyrektor najpierw nas zamknęła ( co bardzo brzydko mi się kojarzy) a po jakimś czasie wprowadziła „czipy ” korzystaliśmy z nich parę ładnych lat a teraz co, strach, przed czym? Przecież jesteśmy wyzwoleni z COVIDU. A bo jedni są odpowiedzialni a inni nie. Tak więc nagrodzić tych odpowiedzialnych. Pani dyrektor – strach przed zamknięciem, czyli utratą wolności jest jednym z powodów rezygnacji z pobytu w naszym Domu. Nikt nie chce oddawać swojej wolności, zostaliśmy bezprawnie ubezwłasnowolnieni. Dyrekcja musi nas wyzwolić od samych siebie.

Trochę siadłam na Panią Dyrektor a ona w stosunku do mnie jest nadzwyczaj miła. Dostałam, już dwukrotnie, kwiatki do ogródka i nasiona, i ziemię; a ja niestety pamiętam jak wszyscy dostawali kwiatki tylko nie ja. Nawet jak ja sama coś załatwiłam ( np. obornik i transport do niego ) to skradziono mi to. Obornik załatwiłam do wszystkich ogródków i wszyscy mieli tylko nie ja. Nikt się tym nie przejmował i ja nie miałam komu się poskarżyć. Teraz, Natalka robiła podchody – może bym coś napisała do kwartalnika, może do internetu na stronie naszego Domu ? NIE. Pamiętam dobrze jak powołałyście, na czele z obecną panią dyrektor, komisję cenzorów żeby odrzucała moją pisaninę. Bałbochwalcą nigdy nie byłam i nie upodlę się na stare lata. Pracownicy naszego Domu są wytresowani do posłuszeństwa, muszą robić to co im się karze i pisać tak żeby połechtać dyrekcję. Każdego, kto ma inne zdanie, wyrzuca się z pracy albo tworzy taką atmosferę, że sam odchodzi. Jak pod koniec ostatniego zebrania, pani dyrektor została i rozmawiała z grupką pań, to personel bardzo nieśmiało spytał – czy może odejść. A przecież były tylko po to żeby zająć się osobami z niesprawnością, ich już nie było, ale dryl wojskowy wśród personelu jest. Mnie to przeraziło; a gdy już zostało tylko kilka osób, pani dyrektor skierowała do mnie zdanie o utworzeniu Samorządu Mieszkańców, niestety bardzo dobrze pamiętam wszelkie oszustwa związane z wyborami i nie chcę mieć z nimi nic wspólnego, co najwyżej chętnie im się przyjrzę i opiszę na swoim blogu. Jeszcze jedna i zaskakująco niby miła rzecz dotycząca podejścia do mnie. Zechciałam kupić sobie nowy chodzik. Nie musiałam nawet wyjść z budynku jak wszystko co trzeba załatwiła p. Beatka i p. Michał. Powinnam się cieszyć, prawda ? A mnie przypomina się od razu świństwo odnośnie tego tematu. Jak to na polecenie siostry przełożonej zabrano mi mój chodzik spod drzwi i dano do użytku p. Franciszkowi, wówczas nowemu mieszkańcowi. On go trzymał w swoim pokoju i szukaj wiatru w polu. To nie było omyłkowe przestawienie z miejsca na miejsce, tylko przewiezienie go dwa piętra wyżej. To była złośliwość z premedytacją. I jak tu się cieszyć kiedy jak szydło z worka wyłażą dziesięcioletnie świństwa. Teraz to mam chociaż komu poskarżyć się – WAM kochani moi czytelnicy. Dziękuję WAM za to, to mi w zupełności wystarczy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *