Co leży mi na sercu…

Rosnącą we mnie z dnia na dzień, nienawiść do naszej dyrektorki. Ona na każdym kroku zatruwa nam życie udając, że pomaga. Nawet ci co odnoszą się do niej całkiem miło, bo inaczej oko w oko nie potrafią, jak są wśród swoich to nie zostawiają na niej suchej nitki. Cały czas chodzi o poniżanie nas i zmuszanie żebyśmy o wszystko prosili. Te cholerne drzwi – pozamykane jak w psychiatryku. Szanowna p. dyrektor ośmieliła się powiedzieć do Gieni, że mogłybyśmy – ja i Gienia, wychodzić na zewnątrz przez pokój Basi. Nie wstydzi się pani takich decyzji, przecież jest pani DYREKTOREM. Ja miałabym codziennie zakłócać komuś spokój. Mdłości dostaję jak pomyślę o takich decyzjach. Zanim pani cokolwiek powie, to proszę przemyśleć. I Gienia i ja korzystamy przy poruszaniu się z chodzików które niestety nie przechodzą przez drzwi balkonowe a bez chodzików żadna z nas z domu nie wyjdzie. Ale skąd to pani może wiedzieć, żeby to wiedzieć to trzeba interesować się swoimi podopiecznymi a nie tylko sobą. Już wielokrotnie po powrocie ze spaceru nie mogłam wejść jak człowiek do budynku tylko musiałam doszukiwać się sposobów. A od pani dyrektor słyszę – przecież każdy ma obowiązek otworzyć drzwi mieszkańcom. Każdy czyli nikt, bo ten każdy myśli, że ktoś inny może to zrobi i nie przerywa swojej pracy licząc na kogoś innego. A my jak te palanty stoimy pod drzwiami i psioczymy, na kogo? Na panią, pani dyrektor. Przez decyzję o zamknięciu drzwi wejściowych do budynku musiałam zrezygnować z ogródka. W ciągu jednej nocy ślimaki ( ich trzy gatunki ) i różne inne zarastwa, zżarły roślinki z 16 doniczek. Widziałam z balkonu jak ta menażeria właziła do doniczek, niestety zapobiec temu nie mogłam, wszystkie drzwi w budynku zamknięte a personel zajęty. Jak na drugi dzień zobaczyłam to spustoszenie w ogródku to decyzja była szybka, koniec z ogródkiem. Po 10 latach koniec. 14 doniczek przeniosłam na balkon a z ogródkiem niech się dzieje co chce. To będzie następny pomnik rządów pani dyrektor. Co z tego, że dostawałam nasiona, ziemię, nawozy i kwiatki; ogród wymaga stałej pielęgnacji. W moim ogródku można pracować tylko w godzinach popołudniowych inaczej słońce nie pozwala, niestety w tych godzinach nie ma kto otworzyć mi drzwi. Przed południem mogłam w ogródku pracować tylko w marcu i kwietniu, od maja musiałam zmienić godziny pracy. Ten mój kącik to cieplarnia, którą mam pod oknem a iść do niej muszę okrążając cały budynek z powodu tych cholernych, pozamykanych drzwi. Przez 10 lat kilkanaście ogródków naszych pracowników zaopatrzyłam w różne sadzonki, bo u mnie wszystko rosło jak na drożdżach, a teraz … został tylko pomnik dla pani dyrektor, czyli chwasty i kikuty objedzonych roślin.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *