Czas – ten szybko biegnący, nie zatrzymujący się czas. Czas – mówią, że leczy rany, może i tak ale też niszczy człowieka. Jeszcze nie tak dawno chodziłam po cmentarzach i odwiedzałam wszystkie znajome mi groby a dziś ledwie doczłapałam się na groby swoich najbliższych, to jest mamy, taty, siostry i brata. Dobrze, że są w jednym miejscu, to zasługa mojej mamy. Tatuś zmarł w 1958r. w wieku 60 lat – młodo, ale droga jego życia to kawał historii Polski – Piłsudczyk, Legionista, Ułan. Więzień NKWD i naszego polskiego UB. Czas zmienia nasze zwyczaje, tradycje. Przypomniał mi się pogrzeb naszego taty, jakże inny od pozostałych pogrzebów. Mama chciała podkreślić rangę i zasługi swojego męża dla Polski. Nie mogła pogodzić się z tym, że człowiek który od 16 roku życia walczył o Polskę ( której przecież nie było, a która wróciła dzięki takim jak On ) zginął po 20 letnim znęcaniu się nad nim jako nad wrogiem socjalizmu. A znęcali się nad nim, przez ostatnie 10 lat jego życia – Polacy. To go najbardziej bolało, że Polacy. Nie mogła nad jego grobem tego wszystkiego wykrzyczeć to zorganizowała taki pogrzeb, że całe miasto żegnało naszego tatę. Kondukt żałobny, na czele z kapłanami, dziesiątkami ministrantów i orkiestrą wojskową, obchodził wszystkie ulice naszego miasta po których chodził mój tato. Orkiestra grała nie to czego chciałaby mama, grała na ogół nokturny Chopina, ale był też utwór którego nie znałam a który został we mnie na całe moje, długie niestety, życie, to Adagio G – mol Tomasa Albinoniego XVII wiecznego, włoskiego kompozytora, które teraz wróciło do łask melomanów. ( Chciałabym żeby było grane na moim pogrzebie. Nagranie jest przygotowane. Posłuchajcie go a zostanie w myśli i w sercu na zawsze ). Tak więc mój tato, wbrew ówczesnym władzom został pochowany z honorami, bo na nie zasłużył. A mama, wydawało by się taka prosta kobiecinka, a jakiego fortelu użyła żeby postawić na swoim, żeby Ułan III Szwadronu 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich – pułku który dwukrotnie zasłużył na krzyż kawalerski Virtuti Militari ale odznaczony mógł być tylko raz, tak więc za drugim razem dostali pozwolenie na złote hafty na mundurach, tak więc żeby ten żołnierz został pochowany tak jak na to zasłużył.
Wchodząc na cmentarz od strony ul. Jagiellońskiej zawsze mijam grobowiec rodzinny znajomych z dzieciństwa. Zaraz po wojnie, bo w latach 1946 – 1949 mieszkaliśmy w jednym mieszkaniu, oni w nim zajmowali pokój i łazienkę a my dwa pokoje z kuchnią. Ich była tylko trójka a nas siódemka. ( Z tej siódemki została tylko dwójka ). Nigdy nikogo przy tym grobowcu nie spotkałam ( aż do teraz ) ale zawsze coś świeżego przy nim było – jakieś kwiaty czy znicze. Tym razem spotkałam przy nim młodą kobietę którą zaczepiłam i która mnie bardzo zaskoczyła swoim podejściem do osób o tym samym nazwisku co ona. Okazało się, że to bardzo dalekie kuzynostwo. Ale przecież to samo nazwisko jak jej panieńskie. Tak długo grzebała w historii rodzinnej aż doszukała się pokrewieństwa a ponieważ dowiedziała się, że nikogo bliskiego z tej rodziny nie ma w Polsce, to postanowiła chociaż troszeczkę zadbać o ich pamięć. Jak się okazało, że to moi znajomi z wczesnego dzieciństwa to długo sondowała wszystkie wiadomości o nich. Po długiej rozmowie, na ławeczce przy grobie, okazało się, że znam jej mamę i całą rodzinę ze strony mamy. Wymieniłam jej wszystkie ciocie i wujków z imienia, przy okazji dowiedziała się, że jeden z jej wujków mieszka w naszym DPSie. Oby jak najwięcej było takich dociekliwych osób, wówczas pamięć o nas nigdy by nie zginęła.
PS. Przypomnienie dla pana Tomasza i pana Roberta – nie odpisuję na wpisy w języku innym niż język polski. Tak pięknie po polsku podpisujecie się to i postarajcie się trochę bardziej.
Zupełnie nie wiem co mam zrobić żeby pozbyć się reklam. Wrzucam je do kosza ale one ciągle przychodzą i wszystkie dotyczą zwierząt.
