Piękna miłość.

Oczywiście chodzi o miłość pana Wacława do Ludmiły, o której wspominałam we wpisie zatytułowanym – To jest historia. Z przykrością muszę napisać, że była to miłość jednostronna a mimo to piękna. Ludmiła była Lwowianką z urodzenia, oczywiście z czasów kiedy Lwów należał do Polski. Urodziła się w roku 1920 przeżyła 100 lat i i do końca swoich dni zawsze pod jej urokiem był jakiś pan. Po raz pierwszy wyszła za mąż w roku 1940, a więc w czasie wojny. Jak mi opowiadała, wówczas była autentycznie zakochana w skrzypku, panu po konserwatorium muzycznym. Małżeństwo to przetrwało zaledwie rok – mąż Ludmiły zginął, a to jak zginął świadczyło o tym, że chyba go za bardzo nie kochała. Były naloty na Lwów. Ludmiła z rodziną była już w schronie, rodzina była powiększona o kilku miesięczną córeczkę. Ludmiła zauważyła, że uciekając przed nalotami nie wzięła dla małej smoczków, tak więc nie zważając na okoliczności kazała mężowi wrócić po nie do domu. Mąż Ludmiły w drodze do domu zginął. Ludmiła została 22 letnią wdową z dzieckiem. Po zakończeniu bombardowania zobaczyła, że nie ma rodzinnego domu, w którym zostali jej rodzice i zginęli w nim. W jednym dniu straciła męża, rodziców i dach nad głową. Siostry, a miała sześć starszych sióstr, rozproszyły się po kraju wraz ze swoimi już rodzinami, nawet nie wiedziała gdzie ich szukać. Nie miała wyjścia, postanowiła poszukać sobie opiekuna, męża, nawet za wszelką cenę. Zaczęła wypracowywać w sobie postawę uwodzicielki. Uwodzenie panów doprowadziła do perfekcji i korzystała z tej umiejętności do końca życia. To uwodzenie weszło jej tak w krew, że już nie rozróżniała kogo może uwodzić a kogo nie wypadałoby. Jeszcze trwała wojna jak Ludmiła ruszyła w poszukiwanie swoich sióstr żeby mieć gdzieś jakiś dom. Zatrzymywała się to tu to tam, każdy przyjmował młodziutką mamę z dzieckiem. Znalazła również swoje siostry jednak one widząc jej uwodzicielskie zachowanie nie chciały jej pod swoim dachem. Będąc pod Warszawą dowiedziała się, że w pięknej willi mieszka dwóch samotnych panów – wdowiec z synem. Ów wdowiec to prawnik z prywatną praktyką a jego syn to pracownik ministerstwa w Warszawie wprawdzie zaręczony z panią stomatolog, ale cóż to ma za znaczenie. Ludmiła postanowiła wynająć u nich pokój i uwieść któregoś z panów. Obojętnie którego. Już widziała siebie jako panią tego domu, bez problemów materialnych. Starszy pan natychmiast zorientował się co się święci. Zauważył też, że syn coraz chętniej przebywa w domu i unika spotkań ze swoją narzeczoną. Postanowił, że Ludmiła wyprowadzi się od nich. Załatwił jej pokój u samotnej kobiety, daleko od ich domu i zajął się jej przeprowadzką podczas nieobecności syna. Syn obraził się na ojca, zerwał zaręczyny i ruszył w Polskę w poszukiwaniu swojej ukochanej Lili – tak ją nazwał. Z domu wziął tylko zdjęcie Lili z córeczką. Zdjęcie bardzo oryginalne, zrobione przez zamknięte okno, za oknem ogród i siedząca na kocu pod jabłonką, Lila z córeczką. Z jedną walizką i ze zdjęciem ukochanej pan Wacław ruszył na poszukiwanie, trafił do Olsztyna gdzie podjął pracę jako urzędnik państwowy. W swoim gabinecie na honorowym miejscu, postawił pięknie oprawione zdjęcie do którego przez wiele miesięcy tylko wzdychał. Któregoś dnia do jego gabinetu przyszedł interesant i ze zdziwienia aż krzyknął – ojej, a co tu robi zdjęcie mojej szwagierki? I w ten sposób pan Wacław odnalazł swoją miłość. Najpierw zamieszkali przy ul. Kopernika w Olsztynie a w roku 1963 zostaliśmy sąsiadami mieszkając w tym samym bloku przy ul. Radiowej. Zycie Ludmiły z panem Wacławem od początku do końca było słodkie, pachnące i różowe. Jej zadaniem było pięknie wyglądać. Jej córka najpierw była w szkole z internatem a później na studiach w innym mieście. Pani Lila swój dzień zaczynała około południa, jak już gosposia posprzątała i szykowała się do wyjścia. Około godziny 15 przyjeżdżał po nią kierowca pana Wacława i zawoził ją do restauracji na obiad, w której pan Wacław już na nią czekał. Po obiedzie zaczynali swoje wspólne rozrywkowe życie. Na ogół był to brydż. Pan Wacław zakochany do szaleństwa spełniał każde życzenie swojej żony. Zechciała kilka godzin dziennie popracować, żeby zobaczyć czy coś potrafi – pan Wacław załatwił pracę na 2 godziny dziennie, żeby się broń Boże nie przemęczyła. Lili zamarzył się samochód, a w tamtym czasie to było bardzo trudne do osiągnięcia, to go miała, to nic, że przy pierwszej przejażdżce rozbiła go doszczętnie i już więcej nie chciała samochodu. Ta idylla trwała do sześćdziesiątki pani Lili. W roku 1981 pani Lila po raz drugi owdowiała, ale była już wdową z wysoką emeryturą po mężu i z mieszkaniem. Nie lubiła pracować ani zajmować się domem, ale z emerytury również nie chciała zrezygnować – trzeba znaleźć opiekuna bez małżeństwa. Dała ogłoszenie w gazecie, korzystając z mojego telefonu, że wynajmie pokój panu. Umawiała się z panami w kawiarni żeby wybrać odpowiedniego. Wybrała, pan na emeryturze, oczekujący na mieszkanie. Leonsjo – tak go nazywała, zamieszkał u niej płacił za wynajem pokoju, robił zakupy i dbał żeby była szczęśliwa. I tak dotrwała do osiemdziesiątki. Ów pan zmarł. Danusia, co mam robić – pytała. Załatwię pani Dom Opieki – oznajmiłam i załatwiłam. Dożyła stu lat w towarzystwie pana o 30 lat młodszego, który przychodził do niej tylko na herbatkę z rumem ale przesiadywał u niej godzinami. Bardzo często wszem i wobec oznajmiała, że miała bardzo piękne życie, ale też doskonale zdaje sobie sprawę, że to życie czas zakończyć.

PS. Dziękuję Ani za wpis, po przeczytaniu którego cały pokój zapachniał pięknie. Niestety po godzinie miałam taką wizytę, że musiałam go porządnie wywietrzyć. Przyszła do mnie sąsiadka po trzydniówce upijania się. Ci co piją nie zdają sobie sprawy jak brzydko pachną. Przyszła do mnie z poważnym tematem – zaniedbań opiekuńczych w stosunku do Emilki, naszej prawie stuletniej mieszkanki, ( sprawa dotyczyła opieki przedpołudniowej w sobotę). Zrób coś, domagała się, wiem, że jej nie lubisz ale pomóc trzeba. Nie lubiłam jej jak mnie ustawicznie zalewała, wyrzucała przez balkon jedzenie do mojego ogródka i zakłócała spokój nocami słuchając na cały regulator Radia Maryja; teraz do niej nic nie mam ponieważ jest spokój. Co ja mogę, najwyżej opiszę sprawę, ale zauważ, że prawie połowa personelu jest na zwolnieniu lekarskim. To co możemy zrobić – spytała. Naprawiłaś co trzeba to wystarczy, jeśli koniecznie chcesz iść na skargę to dopiero w poniedziałek i jeśli już to nie do dyrektorki jak zamierzasz tylko do siostry przełożonej. Dyrektorka bardzo nie lubi skarg, bo zakłócają one jej radość życia. Ona jednak koniecznie chciała żebym to ja zajęła się sprawą – odmówiłam.

W komentarzach było pięć wpisów, niestety nie w języku polskim tak więc odpowiedzi nie będzie. Przepraszam!

Buziaki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *