Cygański Jazz.

Na naszej tablicy ogłoszeń przeczytałam, że jesteśmy zaproszeni na koncert TRIO WARMIA SWING a chętni do pójścia na ten koncert powinni się zgłosić do Działu Socjalnego. Zgłosiłam się natychmiast. Swing kojarzy mi się z takim lżejszym dżezem, z dżezem nowoorleańskim który już ponad sto lat temu zawładnął serca melomanów. Swing to Luis Amstrong, to Ella Fitzgerald, to orkiestra Glenna Millera, czyli sam miodzio. Byłam bardzo ciekawa jak sobie z tym radzą młodzi olsztyniacy, tak w ogóle jak wchodzi na scenę nasza młodość. Jakież było moje zdziwienie jak na scenie zobaczyłam tylko dwie gitary akustyczne. Pomyślałam sobie – na upartego swingować można na każdym instrumencie, chociaż trudno mi było wyobrazić Jazz bez bębnów, kontrabasu i dęciaków – chociaż jednego. Za moich czasów jak chłopcy swingowali to perkusista dawał takie solówki, że widownia podnosiła się z krzeseł. No trudno, zobaczymy co na tych gitarach wykombinuje młodość. No i gdzie tu trio. Okazało się, że trzeci muzyk – kontrabasista, jest chory, w tym wypadku chora bo to dziewczyna i musi nam wystarczyć duet. Dowiedziałam się, że będzie grany cygański jazz – frwiki. Nigdy o czymś podobnym nie słyszałam a okazuje się, że jazz cygański jest grany już od lat trzydziestych ubiegłego wieku. W roku 1930 spotkali się dwaj gitarzyści – amerykański Cygan i Francuz wirtuoz gitary. Grało im się ze sobą tak dobrze, że ich muzyka ogarnęła świat; jazz grany na dwóch gitarach to właśnie jazz cygański. A na naszej scenie dwudziestokilkuletni panowie zaczęli grać. Od pierwszych akordów grali pięknie i widać było, że znają swoją wartość muzyczną. Jak grali standardy dżezowe to moje serce rwało się żeby z nimi zaśpiewać, chociaż takiej muzyki nigdy nie śpiewałam. Swego czasu jak śpiewałam oczy czarne to bisom nie było końca a tu słyszę grają, pobeczałam się i wyszłam na hall. Żeby przed koncertem ktoś powiedział mi, że będę zachwycona słuchając przez godzinę dwóch gitar, to popukałabym się w czoło. A jednak byłam zachwycona. Gitary były podłączone do wzmacniaczy i ich dźwięk wypełniał całą salę. Szkoda, że panowie nie mieli do sprzedaży swoich płyt, kupiłabym na pewno. Takiej muzyki można słuchać non stop. TO BYŁ PIĘKNY KONCERT. I rozmarzona poszłam w świat.

PAŹDZIERNIK

Październikową idę aleją usłaną kolorami jesieni : brązem, purpurą i złotem i wszystko w słońcu się mieni.

Słońce rozjaśnia nam twarze, ciepłem otula nas jesień; zamykam oczy i marzę bo same dobre myśli taka jesień niesie.

Nic co piękne nie trwa wiecznie, chociaż człowiek ciągle ma nadzieję.

NADZIEJA

I znów przyszłaś i łudzisz i zwodzisz; a jak myśli nabierają barw, to po prostu odchodzisz. Człowiek im starszy tym ostrożniej słucha podszeptów twoich; nie mąć już więcej ani myśli ani uczynków moich.

A propos – miałam nadzieję, że stałym punktem mojego życia będzie gimnastyka. W końcu ze względu na nią trafiłam do naszego Domu. Wiadomo, w miarę upływu czasu ta gimnastyka będzie takim zaledwie rozruchem fizycznym ale będzie. Jak już pisałam gimnastyki nagminnie ubywało; tak jak kiedyś była 5 razy w tygodniu to teraz nie zawsze dwa razy. Poruszyłam ten temat na naszym spotkaniu mieszkańców z p. Dyrektor wychodząc z założenia, że gimnastyka powinna towarzyszyć naszemu życiu od przedszkola do późnej starości. Niby coś tam obiecano a wyszło jak zwykle wielkie nic. I co najdziwniejsze, to zauważyłam, że najmniej zainteresowana gimnastyką jest fizjoterapeutka, a najbardziej tylko ja, bo nawet jedna z uczestniczek wypowiedziała się głupio na zasadzie – wielka mi rzecz nie ma to nie ma. U nas jest wszechobecny TUMIWISIZM. Gdzie te czasy kiedy to dwie terapeutki : Nina i Ola, chodziły za każdym mieszkańcem agitując do ćwiczeń. Tęsknię za wami bardzo.

I to wszystko NARA !

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *