Na zeszło tygodniowym śpiewającym spotkaniu, padło pytanie – dlaczego nie podaję ciastek ani herbatki. Odpowiedziałam – ponieważ spotkaliśmy się żeby pośpiewać nie łasować. Ale na innych spotkaniach są ciastka – usłyszałam. Na tym spotkaniu niestety nie będzie. Przykro mi, że rozczarowałam. Kochani ja jestem takim samym mieszkańcem tego Domu jak i państwo. Nie dysponuję funduszami na rzeczy zbędne. Na tym swoją wypowiedź na temat łakoci zakończyłam. Nasi mieszkańcy na wszelkie spotkania zajęciowe przychodzili ze względu na kawkę i ciasteczka. Jakby tego nie było to pewnie i zajęć by nie było; tak więc to taki wabik. Trudno nie przyjdą to nie. Mnie chodzi o śpiewanie a ci którym chodzi o ciasteczka najwyżej przychodzić nie będą. ( Przyszli, w tę sobotę było jak zwykle 20 osób ). Odkąd usłyszałam w programie telewizyjnym wypowiedź kierownictwa naszego Domu i żebranie o ciasteczka, kawkę i herbatkę, to w ogóle te ciasteczka nie przeszły by mi przez gardło. Któregoś dnia przyjechały do nas dzieciaki ze szkoły w Dywitach i po za występem artystycznym obdarowywali nas ciasteczkami zakupionymi dzięki zbiórce pieniędzy w swojej szkole i wśród rodziców. Wstyd mi się zrobiło, że coś takiego miało miejsce. Te ciastka powinny być podarowane dzieciom a nie nam. To my powinniśmy pojechać do tych dzieci ze słodyczami. Każdy z nas mieszkających w DPSie ma jakąś emeryturę czy rentę. Ja np. mam małą emeryturę a z tego co mi zostaje po wszystkich potrąceniach stać mnie na zaspakajanie zachcianek. Na utrzymanie nas w Domach Pomocy wpływają ogromne pieniądze, to ponad pięć i pół tysiąca miesięcznie na każdego z nas; dlaczego w jednym Domu stać na zbytki a w drugim nie ? Wiadomo zarządzanie. Często porównuję Dom Opieki Lauretius z nami i słyszę – przecież Laurentius jest domem prywatnym. Odpowiadam – opłaty są takie same a osoba prywatna która założyła taki dom, to zrobiła to żeby zarobić a nie żeby dokładać. Jak nasza poprzednia dyrektorka, po stracie żyły złota jakim był dla niej nasz Dom, zatrudniła się na stanowisku dyrektora w prywatnym Domu Opieki to właściciel tego Domu po zorientowaniu się jak zarządza finansami szybko jej się pozbył. Bo to on miał mieć zyski nie ona. Zarządzaniem takimi Domami powinni zajmować się fachowcy, nie ludzie z przypadku czy z układu. U nas wszystko jest stare i rozsypujące się. Windy psują się nagminnie, więc jakby tak w tym programie telewizyjnym nasze panie poprosiły o części zamienne do wind i ewentualnie fundusze na nie, to byłoby sensowne. To byłaby prośba o pomoc ludziom odciętym od reszty Domu przez zepsutą windę i pomoc personelowi, który musi roznosić posiłki biegając po schodach. Ale prośba o ciasteczka i przyjmowanie tych ciasteczek to trochę nie bardzo.
U nas dużo jest trochę nie bardzo np. nie mamy świetlicy, ludzie na pogaduchy spotykają się na korytarzach, najchętniej przed stołówką; a panie terapeutki zajęciowe korzystają z 8 pomieszczeń. Kiedyś wystarczyło pomieszczenie biblioteczne i sala gdzie klejono i lepiono. Przecież klejono przed południem, a lepiono po południu. Na każde z tych zajęć przychodzą 4 osoby. Kasia prowadziła swoje zajęcia w sali widowiskowej, a teraz mogłaby prowadzić i w sali widowiskowej i w bibliotece. Biblioteka jest wykorzystywana raz w tygodniu przez dwie godziny, w pozostałe dni jest pusta i zamknięta na cztery spusty. Pokój w którym kleją i malują jest zajęty przez podopiecznych przez jedną godzinę dziennie – od 9 do 10′ resztę dnia jest zamknięty. Salka w której lepią w glinie jest zajęta przez mieszkańców po południu przez półtorej godziny, resztę dnia jest zamknięta. A ŚWIETLICY NIE MA. Jak chcemy się spotkać to musimy chodzić, prosić, pytać czy można, załatwiać za każdym razem klucz i później za wszystko odpowiadać. W dni wolne od pracy wszystko jest zamykane na klucz. Zostaje 148 osób bez możliwości spotkania się towarzysko. Od wielu ludzi słyszałam, że ” Leśna Chata ” ( która służy trzem pracownicom do zamykania się przed nami ) to idealne miejsce na ogólnodostępną świetlicę, jest do niej wygodne dojście z obu części naszego ogromnego budynku. Brak świetlicy to dowód na to, że nikt się nami nie opiekuje tylko nas nadzorują. Mam na myśli naszych nadzorców nie opiekunów z zawodu, którzy dwoją się i troją żebyśmy byli zadowolenie.
Inne trochę nie bardzo, to brak dostępu do leków w potrzebach nagłych i niespodziewanych. Ten temat poruszałam na zebraniu, w odpowiedzi usłyszałam od siostry przełożonej, że apteka do nagłej pomocy jest, tylko zapomniała dodać, że jest tylko wówczas jak ona jest w pracy, czyli od poniedziałku do piątku w godzinach od 7 do 15. A propos leków – to dzisiaj ( 10. 12. 2023rr ) miałam niezbity dowód, że naszym pielęgniarkom nie można powierzyć swojego zdrowia. Nie jednokrotnie miałam incydenty z lekarstwami chociaż sama je kupuję, rozdzielam i przyjmuję, z moimi lekami pielęgniarki nie mają nic wspólnego, a jednak… Dzisiaj wyszłam z pokoju o godz. 6, 50 , zamknęłam drzwi na klucz a za wizytówkę, jak zwykle włożyłam kartkę – jestem na spacerniaku. Wróciłam po 45 minutach, wchodzę do pokoju i widzę na komodzie coś nie mojego. – pojemnik z lekami, taki jak mój tylko że biały nie czerwony. Przeraziłam się, że coś się dzieje z moimi oczami. Wzięłam pojemnik podeszłam do okna żeby go obejrzeć dokładnie – czy na prawdę jest biały nie czerwony. Zaglądam do środka – pojemnik pełen leków, a ja swoją porcję leków przyjęłam już o godzinie 6 rano. Szukam swoich leków i pojemniczka, nie ma nigdzie. Wówczas pomyślałam o pielęgniarkach i rzeczywiście to one – obraz i podobieństwo swojej przełożonej nie myślącej w ogóle o zdrowiu podopiecznych, lekceważących swoją pracę. Opiekunka wzięła ten pojemnik z lekami i poszła do dyżurki pielęgniarek, przyniosła mi mój czerwony pojemniczek, który został mi zabrany bezprawnie. Na wszelki wypadek leki które zostały w moim pojemniczku wyrzuciłam – brak zaufania do pielęgniarek.
Następne trochę nie bardzo -wczoraj usłyszałam, już od czwartej osoby, że przez to proszenie o wszystko czują się potwornie źle, to bardzo zaniża poczucie wartości każdego z nas, psuje do cna atmosferę, która i tak jest beznadziejna. To mówią osoby które uważane są za delikatne, kulturalne, ugodowe i biorące udział w życiu Domu. Szefostwo myśli, że te panie są usatysfakcjonowane przebywaniem pod ich nadzorem, niestety tak nie jest i to właśnie dlatego, że jesteśmy pod nadzorem nie pod opieką. Te panie bardzo się dziwią, że ja nie popieram ich złego samopoczucia. Miałam złe samopoczucie i chodziłam ze spuszczoną głową przez 12 lat, chyba wystarczy. Z całego mojego pamiętnika wynika fakt, że nasi nadzorcy nie wywiązują się ze swoich obowiązków należycie. Lekceważą fakt, że panie od wszelkich zajęć zamykają się na klucz przed nami, że terapeutki odpowiedzialne za naszą sprawność fizyczną lekceważą gimnastykę. W naszym Domu wszystko spada na opiekunów i pokojowe, i ewentualnie na pomoc sąsiedzką. Pani dyrektor spotyka się tylko z tymi osobami które ją chwalą, nie słucha cennych uwag, nie zależy jej na dobrym samopoczuciu jej podopiecznych, przecież i tak nic złego nie powiedzą bo nie chcą sprawiać przykrości.
Zrobiło się dużo za dużo tego nie bardzo. Nic to – NARA.
