Część II, rozdział 14

Ta bezradność p. dyrektor bardzo mnie irytuje. Wiem, że nie może nic zrobić mieszkankom, ale ostrzej wziąć się za pracowników to już byłby jej obowiązek. Zgłaszałam zachowanie się Kuby – kierowcy, syna poprzedniczki – rzucanie we mnie petardą, wysyłanie ofert drogą elektroniczną do banków o pożyczkę dla mnie, odmowa zawiezienia Władzi do lekarza dlatego, że rozmawia ze mną. Trochę się tego nazbierało a on nie dostał nawet upomnienia. Sam dumny i blady odszedł od nas z pracy. Jak sekretarka umówiła mnie na rozmowę za tydzień, mimo, że nikogo nie było na rozmowy tego dnia, to pani dyrektor powinna z nią porozmawiać przy mnie z prośbą o wyjaśnienie. Zrozumiałabym nawet jakbym usłyszała, że chciałam dać odpocząć pani dyrektor. Widziałabym jednak chęć załatwienia sprawy. Za awanturę w studio radiowym pielęgniarki na pewno dostały pochwałę. Pani dyrektor wiedziała też o księdzu który podczas mszy wyszydzał podopieczną, przecież to pracownik etatowy naszego domu i znów nic. Nic ponieważ to wszystko dotyczy mojej osoby a ja mam być zniszczona psychicznie za naruszenie struktur mafii. Pani dyrektor chodzi z minką niewinnego dziecka i przecież nic mi złego nie robi, jest do mnie nawet miła, ale jest nijaka i wszyscy już to widzą i lekceważą ją. Drugą taką nadzwyczaj miłą do mnie osobą jest siostra przełożona, to pierwszy przedstawiciel poprzednich rządów. To prawie rodzina poprzedniczki – ich mężowie wspólnie prowadzą klinikę dla zwierząt. Dookoła słyszałam o niej bardzo brzydką opinię i przez wszystkie lata nie zgadzałam się z tą opinią. Byłam nią zachwycona. O cokolwiek poprosiłam to szybciej i lepiej nie załatwiłby nikt. Tylko zajrzałam do jej pokoju to stawałam się najważniejszą osobą z najważniejszą sprawą. Nieraz aż było mi głupio przed innymi; no ale żeby pielęgniarki nie dostały od niej polecenia albo przynajmniej zgody na zrobienie mi awantury to nie ośmieliły by się na taki eksces w pracy w stosunku do osoby którą mają się opiekować. Jak straciłam mowę poszłam przecież do niej a ona nie zdecydowała zawieźć mnie na SOR, to też o czymś świadczy, w zasadzie nie o czymś tylko o tym, że współdziałała w unieszkodliwieniu mnie. Kiedyś byłam świadkiem bardzo brzydkiego wydarzenia, moja ukochana pani Tamara, kiedyś śpiewaczka operowa, po długim pobycie w szpitalu wraca do naszego domu i co ją spotyka na wstępie – zmiana pokoju bez jej zgody. Tego nie było tutaj nigdy. Jeśli mieszkaniec chciał zamienić pokój to tak było ale żeby bez jego zgody to nigdy. Na płaczącą prośbę żeby ją zostawić tu gdzie jest, pan Kaziu odpowiedział, że to decyzja siostry przełożonej z którą się nie dyskutuje. Za jakiś czas spotykam panią Tamarę i pytam jak się mieszka w nowym pokoju a ona na to – miała być lepsza opieka bo bliżej do wszystkich gabinetów a tym czasem pielęgniarki widzę raz na dobę i na dodatek jak wchodzą to nawet dzień dobry nie mówią. Takie zachowanie świadczy o bezwzględności charakteru siostry przełożonej. To samo zrobiono pani Józi a nawet gorzej bo przeniesiono ją do pokoju dwuosobowego też w ramach lepszej opieki. Mówię do Józi idź do pani dyrektor i wyraź swój sprzeciw, a ona mi na to – ty nic nie wskórałaś a mnie ma się udać. To są moje dwie ukochane istoty, zawsze mi życzliwe, pomocne ile mogą być pomocne bardzo chore osoby, i bardzo skrzywdzone przez tutejszy reżim.

[whohit]Część II, rozdział 14[/whohit]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *