Część II, rozdział 15

Fragment ” Traktatu Moralnego ” Czesława Miłosza zdeprawowanym dyrektorom dedykuję.

TY – który krzywdzisz człowieka prostego
Śmiechem nad krzywdę jego wybuchając
Gromadę błaznów koło siebie mając
Na pomieszanie dobrego i złego.
Choćby przed tobą wszyscy się kłaniali
Cnotę i mądrość tobie przypisując
Złote medale na twoją cześć kując,
Radzi, że jeszcze dzień jeden przeżyli
Nie bądź bezpieczny – poeta pamięta
Możesz go zabić – narodzi się nowy
Spisane będą czyny i rozmowy
Lepszy od ciebie byłby świt zimowy
I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta.

Jest mi bardzo ciężko, nie mogę powstrzymać łez. Taki wydawałoby się zupełny drobiazg a wyprowadził mnie z równowagi. Dyrekcja zakupiła kwiaty do zasadzenia w ogródkach mieszkańców i dostały je tylko osoby uprzywilejowane, na 14 ogródków, kwiaty trafiły tylko do pięciu. Przy tamtej dyrektorce można było mnie nawet okraść (mam na myśli przywieziony przeze mnie obornik, który sobie wzięły osoby którym wszystko wolno) Teraz panie które dostały kwiaty, ziemię i fachową obsługę mogą sobie chodzić i szydzić ze mnie. Taka Lucyna tylko dlatego, że naubliżała mi publicznie bez powodu, została przyjęta do elity z całym dobrodziejstwem bycia w niej. Ona chodzi podsłuchuje, zaczepia, ubliża i wie, że będzie za to pochwała. Wszyscy wiedzą, że mam ogródek dziesięciokrotnie większy od innych, do którego sama przywożę ziemię, która ustawicznie się zapada do śmietnika który jest pod nią. Nie dostałam do niego ani jednego kwiatka ani garści ziemi. Nawet nawóz przeze mnie przywieziony skradziono. Mnie można zrobić wszystko okraść, naubliżać, poniżyć , wytępić jak insekta; a pani dyrektor chodzi miło uśmiechając się , rżnie głupa – nie wiedziałam, że ma pani ogródek. Wiedziała pani – w marcu podziwiała pani moje krokusy. Ale jak na dyrektora ma pani idealnie krótką pamięć, bo już pani tego nie pamięta. Czasem mam wrażenie, że właśnie tego nauczyła się pani na studiach – słuchać a nie słyszeć, obiecywać i zapominać.

Jak wcześniej pisałam w naszym domu wszystkie drzwi wejściowe do budynku są pozamykane. Jedyne które są otwarte to są drzwi przy wejściu głównym ale żeby do nich dojść trzeba wspiąć się pod wysoką górę. My staruchy wspinamy się resztką sił. Obok mojego pokoju jest palarnia a z niej wyjście na zewnątrz budynku. Tak więc z porannego spaceru zaczęłam wracać przez te właśnie drzwi. Zauważyła to największa swołocz wśród mieszkańców, mój pierwszy wróg – Janina Markie… Przypilnowała mnie o świcie o godz. 6, 35 i od razu przy drzwiach zaczęła tonem nieznoszącym sprzeciwu – tymi drzwiami wchodzić nie można. Więc spokojnie odpowiedziałam – to stój i pilnuj żeby nikt nie wchodził. To dotyczy ciebie – wrzasnęła. A ja najciszej jak można – ale z ciebie swołocz. Idę do dyrektorki – wrzasnęła, wściekła, że się jej nie boję. Idź, idź, ale najpierw pocałuj mnie w dupę. Zaczęła wrzeszcząc szukać świadków na moje nietaktowne odzywki. A świadków nie było. Żeby trafiła się jakaś chórzystka to potwierdziłaby wszystko z wielką dokładką, ale ich brak. Tylko Alojzy był świadkiem zajścia od początku do końca. Ja go nie widziałam stałam do niego tyłem. Alojzy to osoba z Alzheimerem, mimo to szanowna pani wrzeszcząc zmusza go żeby poszedł z nią do dyrektorki i potwierdził wszystko co widział i słyszał. Alojzy przestraszył się jej krzyku a ja go objęłam i mówię – idź Aluś i potwierdź wszystko. Wszystko – spytał. Wszystko. Aluś nabrał pewności siebie i dumny powiedział – dobrze pójdę, ale najpierw musisz ją pocałować w dupę. Parsknęłam śmiechem bo w życiu nie spodziewałam się takiej adekwatnej odpowiedzi i nie wiem nawet kiedy znalazłam się w swoim pokoju. To zdarzenie miało miejsce w piątek a we wtorek pani dyrektor wzywa mnie na dywanik w tej sprawie. Do potwierdzenia przeprowadzonej ze mną rozmowy prosi kierownik socjalną, przecież musi wykonać polecenie Markie… Boże jedyny ja muszę się tłumaczyć jakimi drzwiami wchodzę do budynku.

Ja to swoje życie ciągnę za kark resztkami sił. Poprzednia dyrektorka podjudzała do konfliktów a ta swoją biernością zezwala na nie. Przez 72 lata umiałam cieszyć się życiem choć wcale ono mnie nie rozpieszczało . Teraz już nie daję rady. Zamykam się w pokoju i beczę. Na razie dbam tylko o to żeby nikt nie wiedział, że beczę. Jedynymi moimi przyjaciółmi są ludzie z Alzheimerem, bo tylko oni niczego się nie boją i nikt ich do niczego nie zmusi. To oni idą za mną na każde moje skinienie i cieszą się na mój widok. Bardzo lubię z nimi przebywać. To z nimi spotykam się na śpiewie trzy razy w miesiącu, ale miesiąc ma 30 dni.

[whohit]Część II, rozdział 15[/whohit]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *