… to wierzenia Amerykanów w przepowiednie. Mają takiego swojego wybranka, nie wiem jak długo wysługują się nim, nadali mu imię Phil, wyciągają biedaka z nory czy mu się to podoba czy nie i obserwują czy świstak zobaczy swój cień. Robią to od dwudziestu lat. Przepowiednia sprawdza się w 35% tylko, a mimo to wierzą w nią. W tym roku biedaka wyciągnęli z nory 2 lutego i komisyjnie stwierdzili, że według przepowiedni Phila zima będzie trwała jeszcze 6 tygodni. Pewnie ta przepowiednia sprawdzi się jak nasze prognozy pogody, zwłaszcza te długoterminowe. Ale to już nie dotyczy nas – inny kontynent. U nich w tym roku zima popisała się na całego a u nas jeszcze nie. Wprawdzie 4 stycznia spadł śnieg i kilka dni poleżał, ale kiedy to było. Dzisiaj wyglądam przez okno a tam tak pięknie słoneczko świeci i zachęca do wyjścia na ” wiosenny ” spacer. To słońce z za szyby wygląda jak majowe nie lutowe. Mam już 84 lata to trochę pamiętam jak powinien wyglądać styczeń i luty. W swoich wierszykach bardzo lubiłam opisywać pogodę, one nie miały tytułów tylko opatrzone były datami. A styczeń z 2006 r. Wyglądał tak:
Tęgim mrozem styczeń ścisnął, takim groźnym aż złowieszczym i nie tylko pod nogami ale wszystko wokół trzeszczy, i t d.
Ten siarczysty mróz miał się dobrze jeszcze i w lutym i marzec był jeszcze skuty lodem. Taka prawdziwa zima i śnieżna i mroźna była w 2022r. i w 2024. Choć nie uwieczniłam jej w wierszyku jednak upamiętniłam już na swoim blogu. Rok 2007 nie miał się czym chwalić w te zimowe miesiące. Styczeń był taki jak i w tym roku – ni to jesień ni to wiosna. W styczniu nawet kwiatki zakwitły a w lutym były tylko zimowe incydenty. Tak pisałam o lutym 2007 r. : Różnie w tym roku w lutym bywało, było szaro i biało, było słońce i deszcz. Wszystko było, co tylko chcesz. Zimowe incydenty nas tylko straszyły – raz były, raz nie były. Niestety z pięknego słońca nie korzystałam ani w styczniu ani w lutym tego roku, a to ze względu na to nieszczęsne kolano. Wprawdzie od tygodnia już mnie nie boli, ale to jest kolano, pochodzę trochę dłużej i znów zacznie boleć. Jak tylko przypomnę jak można być udręczonym przez ból to wolę nigdzie nie chodzić i nie cierpieć. Utrwalam w ten sposób mój stan bezbolesny.
A u nas : słyszę na korytarzu przeraźliwy krzyk kobiety wołającej o pomoc. To woła Zosia, moje sąsiadka. Kto by pomyślał, że ma taką siłę w głosie ? Na korytarzu robi się rwetes. Opiekunka przerażona biegnie do Zosi, a tam jakiś pan bije jakąś panią, w telewizji i Zosia woła o pomoc ale dla tej biednej pani z jakiegoś serialu.
Przed zajęciami z logopedii skarży się do nas Ela – Nikt mi nie wierzy a ja cierpię. Te wstrętne pielęgniarki znów dają mi po 10 tabletek na raz a ja wiem, że tak nie można. Dzisiaj przyszły w nocy. Danusia powiedz czy można podawać leki w nocy – pyta Ela. Nie wiem z jakiego powodu i jakie leki przyjmujesz, także co do nocy to się nie wypowiem, ale jeśli chodzi o ilość tabletek to wierzę ci, przeprowadziłam wywiad i kilka osób ma ten sam problem. Tylko, psia mać, nie ma z tym problemu nasza służba zdrowia. Tym razem jedna z terapeutek obiecała Eli, że w jej sprawie zwróci się do Rzecznika Praw Pacjenta.
W piątek byłam na kolejnym zastrzyku w oko i w tym miejscu chcę pochwalić podejście pani doktor do nas czekających na zastrzyk. Jak przyszła moja kolej na pierwsze badanie ( są trzy badania przed zastrzykiem ) spytałam czy mogę trochę ponarzekać na ostatni zastrzyk, w odpowiedzi usłyszałam – może pani. Więc mówię, że był wyjątkowo bolesny i każdy kto wychodził po zastrzyku uskarżał się na to. Musiałam zostać ukłuta nie w to miejsce gdzie trzeba bo widziałam jak chlusnęła krew w oku. Później ta krew się skrzepła i ten skrzep męczył mnie przez tydzień. Dobrze, odpowiada pani doktor, podamy pani podwójne znieczulenie. Broń Boże, wówczas będę bardzo cierpiała w domu, jak znieczulenie będzie odchodziło, miałam tak po pierwszym zastrzyku. Co pani proponuje – pyta pani doktor – Więc odpowiadam – parę minut przed zastrzykiem podać znieczulenie i poczekać aż zacznie działać. Moja młodziutka pani doktor nie powiedziała nic tylko zaczęła mnie badać. Siedzimy już wszyscy przed salą operacyjną czekając kiedy zaczną nas kłuć, raptem wychodzi moja pani doktor i wszystkim 20 stu osobom podaje znieczulenie, na korytarzu. To miał być mój już dziesiąty zastrzyk i nigdy w ten sposób nie podawano znieczulenia. Jedna z pacjentek mówi na głos – kiedyś przyjmował nas pan doktor to padał nam znieczulenie w ten sposób. No i proszę, naszej młodziutkiej pani doktor korona z głowy nie spadła po cierpliwym wysłuchaniu pacjentki i zmiany w podejściu do nas.
I to już wszystko – NARA !!
