tak ma na imię moja sąsiadka i osoba, która uczestniczyła w czwartkowym śpiewaniu i śmiało wyraziła swoje zdanie na temat tego spotkania. Przyznacie, że piękne i bardzo rzadko spotykane imię. Nie podobała jej się muzyka, która zagłusza śpiewanie. Czyli, że puszczam muzykę za głośno – pytam. W ogóle ta muzyka jest nie potrzebna -odpowiedziała, Nie zgadzam się z tobą, piosenka bez muzyki rozsypałaby się, Ludzie mają różną wrażliwość muzyczną, w różnym stopniu utratę słuchu i często gubią rytm. Muzyka trzyma ich w karbach. Piosenkę którą śpiewaliśmy przez rok na cotygodniowych spotkaniach, to śpiewają ładnie i równo, ale w innych gubią się. To jest twoje zdanie – odpowiedziała. Chociaż jedna osoba powiedziała mi co myśli o moim wtrącaniu się w śpiewanie. Jak do tej pory były tylko ochy i achy i w ten sposób wypacza się spojrzenie na swoją pracę. Na następnym spotkaniu, spróbujemy śpiewać bez muzyki i zobaczymy jak to wyjdzie. Kto ma rację. To, że gram za głośno, to się zgadzam, ale że w ogóle bez muzyki ?
To byłoby tyle po spotkaniu z Domicellą a teraz słów kilka o spotkaniu z Felicją. Będą to przykre słowa na temat organizacji pracy naszej służby zdrowia pod kierownictwem naszej emerytki, która pracować nie lubi ale i nie chce dać nam spokoju swoim przeszkadzaniem w pracy. Jak zwykle co kilka tygodni przyjmuję zastrzyk w oko i w tym celu udaję się do szpitala. Sama sobie wybrałam ten a nie inny szpital ponieważ to kilka minut jazdy samochodem – bliziutko. Zanim wyjadę do szpitala to wszystko mam bardzo dokładnie poustalane: wyjazd, przyjazd, opieka. Jakież było moje zdziwienie jak czekając na drugie badanie ( jest ich cztery przed zastrzykiem ) zobaczyłam w poczekalni Felicję. Ona również zdziwiła się widząc mnie. Moje pierwsze pytanie to dlaczego nie przyjechałyśmy razem? No bo ja mam dopiero na godzinę 10. Przecież można było do szpitala zadzwonić i dopasować dla nas godziny. Oczywiście powinny były to zrobić nasze asystentki które urzędują przy lekarzu i ustalają dla nas wyjazdy. Każda z nas odpowiednio wcześnie ustalała czas wyjazdu a owe panie asystentki otwierając stronę w zeszycie z rozpiską wyjazdów na dzień 21 marca od razu powinny były zauważyć, że będą niepotrzebne dwa wyjazdy zamiast jednego. A jak masz ustalony powrót – pytam. Wrócę sama pieszo ponieważ samochód będzie mógł po mnie przyjechać dopiero około godz, 15. Niewyobrażalna wtopa pań asystentek. Nie martw się Fela, wszystko załatwię i razem wrócimy samochodem do Domu. Po prostu poprosiłam panią doktor żebyśmy mogły obie zostać zaszczepione w tym samym czasie. I od tej pory na każde badanie wchodziłyśmy jedna po drugiej. Czekamy już przed salą operacyjną a Fela pyta – to gdzie jest ta twoja opiekunka, dlaczego nie jest cały czas przy tobie ? Bo cały czas to ona nie jest potrzebna przecież to kilka godzin, ale zanim wejdziemy do przebieralni przed zastrzykiem to opiekunka będzie na pewno. Za chwilę odwracam się i widzę – jest opiekunka. Do przebieralni wezwano nas razem. Wróciłyśmy obie pod opieką i samochodem. Załatwiłam również, że następny zastrzyk będziemy miały obie w tym samym czasie, tak więc pojedziemy i wrócimy pod opieką i samochodem. Czy myślenie zostawiły panie asystentki staruszkom którymi muszą się opiekować, same już nie potrafią, czy mają zakaz w myśleniu logicznym. Myślenie logiczne to była moja życiowa domena jak też szerokie spojrzenie na całość spraw i to wykorzystywałam w każdej pracy. Niestety nie widzę tego już, wszędzie jest wąska specjalizacja. czyli praca z klapkami na oczach.
I to już wszystko – NARA !!
