Pani Emanuela,

była piękną kobietą do późnej starości. Poznałam ją jak już miała 60 lat, ja wówczas miałam lat 40. Rzucało się w oczy jej piękno i szlachetność; a jednak pozory mylą. Wykształcona, na stanowisku, mieszkająca w pięknym domu otoczona pięknymi antykami, na starość zaczęła czuć się jakby była skazą tego piękna. Po przejściu na emeryturę wydeptała stałą ścieżkę: dom – kościół. Kiedy bym jej nie spotkała to zawsze z różańcem w ręce. Nie chciała mówić o sobie, a im bardziej się wzbraniała opowieścią o sobie tym bardziej mnie to intrygowało. Zobaczyłam w jej domu zdjęcie w pięknej oprawie, równie jak ona pięknej kobiety, ale to zdjęcie wyglądało jak fotos filmowy. Jakby fragment sceny opery Karmen. Bo to jest fragment sceny z Karmen, a ta Karmen to moja teściowa, primadonna opery Lwowskiej – powiedziała. Skoro jest teściowa to znaczy, że miała pani męża. Odpowiedziała – miałam. I koniec opowieści. Pokaże mi pani zdjęcie męża. W tym domu mieszkałam całe życie z teściową, nikogo innego tu nie było to i zdjęć żadnych nie ma. Myślałam – dziwna to kobieta zaprasza mnie do siebie i tak to wygląda jakby chciała żebym się z nią tylko modliła. Siedzi zamyślona i zawsze z różańcem w ręce. Ilekroć mnie spotkała to niemalże na siłę ciągnęła do siebie do domu. Wyglądało to tak jakby bardzo chciała coś mi powiedzieć jednak coś ją wstrzymywało przed tymi wyznaniami. Już czułam się w jej domu jak u siebie, robiłam dla nas herbatkę, puszczałam muzykę ze starych płyt i siedziałyśmy w milczeniu. Pomyślałam, że może jak zacznę z nią modlić się to otworzy się i coś o sobie opowie. Miałam rację, ale wolałabym tego nie słyszeć. To wyglądało tak jakby wszystko zrzuciła z siebie a odpowiedzialność za jej ciężki grzech spadł na mnie. To było całonocne opowiadanie po którym więcej już do pani Emanueli nie przyszłam, zresztą po kilku dniach zmarła. Zaczęłam od pytania – kochała pani swojego męża? A ona prawie z krzykiem – coś się tak uparła z tym mężem, ja kochałam teściową i to z wzajemnością. Otóż, jak już pisałam, teściowa pani Emanueli była primadonną opery Lwowskiej, szybko rozeszła się wieść, że interesują ją kobiety nie mężczyźni. Została brutalnie zgwałcona i z tego gwałtu urodził się syn. Odwrócili się od niej wszyscy. Przestała też śpiewać. Mijały lata w samotności i w biedzie. Syna nie kochała. Techniczny pracownik teatru, który od lat ją kochał nieśmiało, namówił ją żeby została jego żoną i żeby już jako małżeństwo wyjechali ze Lwowa. Tak zrobili, uciekali z miasta już w warunkach wojennych. W Warszawie znalazła pracę w sierocińcu i właśnie tam spotkała piękną, piętnastoletnią Emanuelę. W głowie przyszłej teściowej zrodził się szatański plan. Jej syn miał już lat 18, a jakby tak Emanuela została jego żoną to mogłaby zamieszkać razem z nimi już na zawsze. Na zawsze razem. Jednak chociaż syn był do tego konceptu potrzebny to w życiu codziennym był przeszkodą, tak samo jak i mąż. W głowie teściowej rodzi się jeszcze straszniejsza myśl – pozbyć się obu. Widziała wzajemność uczuć ze strony Emanueli dlatego działała szybko i zdecydowanie. Syn ożenił się z Emanuelą jednak nie spędził z nią nawet nocy poślubnej; jednej nocy przyszła po syna Służba Bezpieczeństwa, drugiej nocy po męża. Kobiety bardzo szybko zmieniły miejsce pobytu z Warszawy na Olsztyn a o ich mężach słuch zaginął. Jeszcze 20 lat panie przeżyły razem; jak Emanuela została sama dopiero do niej dotarło w czym uczestniczyła w swoim życiu. Zaczęły się niekończące modlitwy o odpuszczenie grzechów. Czy pomogły ? Nie wiem. Każdego na starość dopada cierpienie za grzechy, i bardzo dobrze; lepiej takich grzechów nie mieć. Drobne grzeszki to są nawet i owszem ale ciężkie i poważne to nie daj Boże. Nie mam takich i chwała Bogu niestety są ludzie co je mają i muszą z tym żyć. Kończę to nie miłe wspomnienie o którym długo nie mogłam odważyć się pisać.

I to byłoby na tyle – NARA!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *