14 grudnia ta sama gazeta poinformowała nas, że ogłoszono konkurs na dyrektora naszego domu. Pozostało mi tylko czekać i modlić się, żeby nowy dyrektor był porządnym człowiekiem. Tak więc ruszyłam z posad bryłę świata. A przecież p. dyrektor była kimś nie do ruszenia, powtarzała to wszystkim. Marzyło jej się nazwać nasz dom swoim imieniem. Mieszkańcy naszego domu podzielili się na dwa obozy, to oczywiste, że byli i zwolennicy i przeciwnicy tego co się stało. Dziwne, że Janeczka, to ta którą okradli i tak wiele wycierpiała w tym domu, której Lekarz psychiatra koleżka p. dyrektor wypisał nawet bez jej zgody skierowanie do szpitala psychiatrycznego – była przerażona faktem odejścia p. dyrektor. Mówiła mi – czy musiało być aż tak ostro, czy nie wystarczyłoby jakieś upomnienie. A przecież p. dyrektor przeszła tylko na emeryturę. Jednak poza bojówkami to tylko cztery osoby nie mówią mi demonstracyjnie dzień dobry. Jedna z nich to moja wieloletnia koleżanka. Koleżanka ze sceny z lat młodości. Przychodziłam do jej pokoju codziennie na godzinkę, jak ona sama mówiła – na zmianę tematu. Marta ma bardzo ciężki SM, a jest mądrą i miłą osobą. Osobą bardzo wierzącą. Jej rozkład dnia to nieustanna modlitwa. I to ona podczas ostatniej Wigilii została pominięta przy dzieleniu się opłatkiem. Bolało ją to bardzo ponieważ ona jak mało kto tego potrzebowała. A ponieważ to mądra kobieta to od razu domyśliła się, że to przez przyjaźń ze mną. I ten fakt wspólnie przepracowałyśmy. Ona go przechorowała ale i przebaczyła, natomiast odejścia dyrektorki z pracy wybaczyć mi nie mogła. Okazało się, że to powiązania rodzinne z p. dyrektor. Siostrzeniec Marty jest jednocześnie bratankiem dyrektorki i po odejściu jej z DPS-u siostrzeniec traci stałe dochody remontowania wszystkiego w naszym i nie tylko w naszym domu. Skończyło się wygrywanie wszystkich przetargów i zakończenia prac bez protokołów odbioru. Skończą się lewe faktury i przypływ gotówki za nic. Ale byli też ludzie którzy gratulowali mi odwagi. Przecież w tym domu byli wszyscy zastraszeni. Mieszkańcy jak coś mówią to tylko szeptem, boją się wszystkich dookoła. Dopiero do mnie dotarło, że zanim przyszłam do tego domu byłam wolnym człowiekiem. Wszystko mówiłam głośno i wyraźnie, a przede wszystkim mówiłam to co myślę. Owszem dostawałam za to od życia po głowie ale nie aż tak. Do tej pory w ogóle nie wiedziałam co to jest nękanie.
Nie wiedziałam, że znałam główną księgową z DPS dla niewidomych. Znałam to może za dużo powiedziane bo to taka znajomość ze spacerów z psami. Spotkałyśmy się przypadkowo i od słowa do słowa dowiedziałam się, że zwolniła się z pracy ze strachu bo rozeszła się wieść, że ktoś wziął się za dyrektorki Domów Opieki . Bardzo dobrze one zmuszają do różnej lewizny a człowiek słucha bo musi pracować, tam każdy dzień pracy to strach. A one nie boją się niczego.
W moim kochanym radio, przez dwie ostatnie soboty adwentu, będę czciła pamięć Janusza Korczaka. Przecież to ROK KORCZAKOWSKI a ja nic do tej pory nie zrobiłam w związku z tym. Od jednej z pracownic dostałam płytę na której śpiewają dzieci z biskupem Mikołajem Długoszem. To wszystko w połączeniu tworzy nie zły program, i mówić jest o czym i śpiew dziecięcych głosików jest bardzo na miejscu.
Dzisiaj – 14 grudnia, dostałam dwa listy; jeden z Klasztoru Karmelitanek Bosych , Byłam bardzo zdziwiona. Co mają Karmelitanki do mnie. Na dodatek dziękują mi za datek na budowę drogi do ich Klasztoru i obiecują miesiąc modlitwy za mnie. Bardzo mi miło, ale z jakiej to okazji. Okazało się, że jedna z naszych mieszkanek jadąc do nich na wypoczynek dostała ode mnie cieplutki kożuszek, uważałam, że w klasztorach jest bardzo zimno. Chciała mi za niego zapłacić bo był nowiutki, nie noszony a dla mnie za mały. Ja pieniędzy nie wzięłam to Janeczka przekazała 50 zł. na budowę drogi z prośbą żeby się siostry za mnie modliły.
Drugi list to anonim z wyciętych z gazet liter. Ktoś się natrudził – powycinać i nakleić, trochę pracy było. Tekst w pierwszej chwili odebrałam jak wyznanie uczuć – ” Jestem przy tobie, pamiętam i dniem i nocą i rankiem i o zmierzchu.” Niby nic ale wystarczy do tego tekstu dodać słowo – uważaj – i tekst jest groźbą. Zwłaszcza, że od kilku nocy ktoś systematycznie wali pięścią w moje drzwi. Ten ktoś nie wie, że ja jak policyjna sabaka – nie boję się żadnych huków. Ta odporność na potężny nawet huk przydała mi się 19 grudnia o godz. 7. 25. Jak zwykle o tej porze wracałam z porannego spaceru i jak zwykle mijał mnie nasz służbowy samochód z Kubusiem jako kierowcą. Kubuś to synuś dyrektorki. Nagle za moimi plecami z potężnym hukiem wybuchła petarda. Dym sięgał korony drzew. Mnie to niestety w ogóle nie wzruszyło, obejrzałam się, wybrałam aparat zrobiłam kilka zdjęć z różnej odległości żeby zobrazować wielkość petardy. A więc zgodnie z anonimem ten ktoś jest ze mną nawet o świcie. Ten ktoś czycha na mój zawał serca, a tu nic. Z tym, że teraz już mam konkretną osobę do oskarżenia. Nie mogłam wskazać winnych za utratę mowy i pamięci, walenia nocnego do drzwi czy anonimu, natomiast wybuch petardy był spowodowany przez konkretną osobę. Postanowiłam zgłosić to na Policję. Wprawdzie po minie dzielnicowego było widać, że nic z tym nie zrobi ale fakt, że była u mnie Policja miał dla mnie znaczenie. To był dowód, że nie mam zamiaru się bać. Dzielnicowy obiecał, że zrobi z tej rozmowy notatkę a jak coś podobnego się powtórzy to sprawą zajmie się oficjalnie.
[whohit]Część II, rozdział 5[/whohit]
