Następuje ścisła współpraca dyrektorki z bojówkami byłej. Pani dyrektor chcąc mieć mimo wszystko czyste ręce ustala, że należy wybrać samorząd mieszkańców który będzie o wszystkim decydował a pani kier. socjalna i siostra przełożona mają zadbać o to żeby był odpowiedni skład tego samorządu. Jak dowiedziałam się o wyborach do samorządu musiałam zrobić na ten temat audycję radiową. Oczywiście to miała być audycja zachęcająca do przyjścia na wybory. Pani dyrektor dostała instrukcję żeby mi zamknąć usta. Zagrała ostro i bez skrupułów – wzięła mnie w dwa ognie razem z panią psycholog. Wyobrażacie sobie – stara kobieta sterowana na siłę przez socjologa i psychologa. Dorwały mnie na korytarzu, posadziły między siebie i wzięły w obroty, bez żadnego wstydu. Pomyślałam sobie – widać, że są nowe tu w naszym domu, nie wiedzą kogo próbują ustawiać. W każdym razie od tej chwili panią dyrektor wszyscy widzą zawsze w towarzystwie bojówek, a jak ktokolwiek widzi mnie na korytarzu to ze strachu wchodzi do pierwszego lepszego pokoju żeby broń Boże nie musieć zamienić ze mną chociaż słowo bo mogą zobaczyć inni. Widziałam to na każdym kroku.
23 lutego – sobota, wracam po programie radiowym do pokoju i widzę aż pod progiem łazienki jakąś kartkę. (Wszystkie nasze drzwi wejściowe prawie wiszą w powietrzu, chyba specjalnie są tak zrobione żeby można było wrzucić co się da jak do śmietnika). Podniosłam myśląc, że to wyrzucony przeze mnie jakiś papier a to był anonim z wyciętych liter z gazet o treści ” zaprzestań dręczyć mieszkańców bo będziesz ogolona” w podpisie dresiarz. Oczywiście to dręczenie dotyczy moich audycji radiowych. A więc moi wrogowie boją się moich audycji. Cieszy mnie to bardzo. Przez trzy lata niszczą radio a ono ciągle nadaje. Ale wiedzą też, że radio zjednuje mi ludzi i jest moją tarczą przed złem, chociaż wiele osób nie wie nawet kto prowadzi to radio. Zaczęłam chodzić do kościoła a po rekolekcjach przystąpiłam nawet do komunii św. I właśnie to zbulwersowało moich wrogów – komunia i kościół. Wciągnęły w swoje rozgrywki księdza. Ksiądz, przecież mądry człowiek, powinien znać się na ludziach a dał plamę. Bardziej od ludzi interesuje go mamona. Umie liczyć. Przecież to moi wrogowie zbierają mu tacę. Podczas niedzielnej mszy 7 kwietnia w ogłoszeniach parafialnych zaczął się skarżyć przed swoimi owieczkami, że jest ktoś kto twierdzi, że w naszym kościele nie powinno się zbierać na tacę. A przecież od czasu istnienia kościoła zawsze tak było. Na tacę dostaję grosze – skarży się księżulo – 80 do 100zł. Zaraz po mszy pędzę na stację benzynową po paliwo, i to w strachu żeby starczyło, żebym nie wydał na nic po drodze. Jak ta pani ma mało pieniędzy to jak będzie umierała z głodu to jej dam. Aż, ty dopiero jak będę umierała z głodu, czyli wie dobrze, że nigdy. Łatwo mu było mówić stojąc przy ołtarzu, w blasku kapłaństwa. Ja nie miałam przecież prawa głosu, byłam przyparta do muru. Żeby nie to to powiedziałabym, że ty kochany pędzisz na tę stację benzynową nowiutkim, kupionym w salonie samochodem. Jak jesteś taki biedny to za co wyjeżdżasz co roku na pielgrzymki do Ziemi św. Owszem od kiedy istnieje kościół to jest zbierana taca ale z przeznaczeniem na remonty, ogrzewanie, środki czystości czy wyżywienie kleru. Tutaj u nas masz to wszystko w pakiecie. I masz jeszcze bardzo wysoką pensję. Nigdy księża nie mieli pensji. Prawie każda msza u nas jest w czyjejś intencji a intencja to minimum 50 zł. Jak Jagienka dała 30 zł. to ksiądz zapomniał o jej intencji. O tym, że ksiądz u nas nie powinien zbierać tacy, że wystarczyłaby skarbonka przy drzwiach, to ja mówiłam trzy lata temu. Dwie kościelne czyli Janka i Brońka musiały to poruszyć teraz bo nie miały z czym przyczepić się do mnie.
[whohit]Część II, rozdział 9[/whohit]
