Część III, strona 14

31 stycznia 2014 r.  przyjechała do naszego domu telewizja. Pani redaktor zechciała porozmawiać na temat życia tutaj u nas. Nie chciałam się wypowiadać ponieważ za dużo we mnie jest żalu; a wypadałoby powiedzieć coś miłego, niestety byłoby to ze szkodą dla mojej psychiki. I kiedy pani redaktor zebrała już grupkę osób które by ewentualnie coś powiedziały raptem znalazła się przy nas kierownik socjalna. Grupka natychmiast się rozeszła.  Pani Magda zaczęła ubolewać, że osoby które chętnie by coś powiedziały to akurat szykują się do wyjazdu na spotkanie karnawałowe. Pani redaktor zaczepiła mnie jeszcze na korytarzu bo chciała usłyszeć coś o radiu ale jak dowiedziała się, że radio jest prowadzone przez pracownice, zakończyła temat.

Już luty a u mnie spokój. Zaczęłam wychodzić  z pokoju. Poszłam raz i drugi na piątkowe śpiewanie z grupą Kasi.  Przyszła też pani dyrektor – ojej jak pani pięknie śpiewa, może by jakiś recital pani przygotowała.  Udałam, że nie słyszę. Jak ja śpiewam to ona dobrze wie nie od dziś, czyli, że teraz będą do mnie umizgi. Już się zmęczyła kopaniem mnie. Nie ufam ludziom którzy najpierw pomagają opluć a potem głaszczą.                                                                                            Zaczęłam grać w brydża. Zamieszkał u nas pan który potrafi grać a więc natychmiast to wykorzystaliśmy. Bardzo ciężko prowadzi się z nim licytację bo źle słyszy. Jest też powolny jak żółw, ale rozgrywa dobrze. Tylko nie wiem czy długo wytrzymam w tym żółwim tempie. 9 lutego idąc na swój codzienny spacer o świcie tak niefortunnie przewróciłam się, że narobiłam sobie kłopotów do końca życia. Uszkodziłam sobie rękę która wcześniej była przegryziona.  Ręka przestała się ruszać, jak próbowałam to zrobić to dostałam jakiś dziwnych drgawek. Poszłam na SOR, bo to tylko po drugiej stronie ulicy. Sprawa się przeciągała do kilku godzin, zadzwoniłam więc do Jagienki żeby powiadomiła kuchnię, że nawet na obiad  mogę się spóźnić.  Jak wróciłam to oczom swoim nie wierzyłam jakie było zainteresowanie moją osobą.  To była niedziela, zwykle pielęgniarki niemalże nie uświadczysz, a tu do mnie przychodzi raz jedna raz druga z pytaniem czy w czymś pomóc. W poniedziałek od rana to samo i pielęgniarki i opiekunki i nawet sama pani dyrektor.  No nic tylko uwierzyć w to, że coś się zmieniło w stosunku do mnie.  Jutro będzie lekarz to zajmie się panią – mówi pani dyrektor. Jutro nie mogę iść do lekarza bo gramy w brydża. Trzy osoby cały tydzień czekają na ten dzień, nie mogę ich zawieść.   W tym też dniu 10 lutego miły odbyć się wybory uzupełniające  do Rady Mieszkańców. Pewnie dlatego tak się o mnie troszczono żeby wyciszyć mój temperament.  Ale wybory te zostały zbojkotowane przez mieszkańców. Nikt nie przyszedł poza hołotą. Ludzie poznali wartość wyborów i więcej głupków z siebie nie pozwolili zrobić. 11 lutego wtorek- dzisiaj brydżyk? pyta dyrektorka. Niestety nie, ja zrezygnowałam z lekarza a nasz nowy pan właśnie do niego poszedł. Ojej, mówi pani dyrektor, to ja pobiegnę i poproszę lekarza żeby go przyjął jako pierwszego. I pobiegła.  Brydżyk był a ja nie umiałam nawet podziękować bo dla mnie to było poniżające.

[whohit]Część III, strona 14[/whohit]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *