Kiedyś, nieopacznie usiadłam na kanapie w korytarzu i natychmiast zrobiło się zbiegowisko ludzi rozżalonych. Dlatego właśnie napisałam nieopacznie, bo każdy ze skargą a ja chciałam chwilę relaksu wśród ludzi. Nie wiem dlaczego wylewają żale do mnie, sądzą, że pozałatwiam ich sprawy, czy jak. Branie na klatę cudzych problemów jak się dopiero wygrzebało z depresji, to niezbyt dobry pomysł. Ale przy okazji dowiedziałam się, że następna pensjonariuszka wbrew swojej woli musiała zmienić pokój. To Krysia która mieszkała na tak zwanym Medyku. Krysia kiedykolwiek mnie spotyka to zawsze zalewa się łzami i zawsze te łzy dotyczą jednego – „wyrzucili mnie z pokoju. Weszła do mojego pokoju Halinka, mieszkanka z problemami psychicznymi, pobiła mnie i dlatego, że poszłam z tym na skargę przenieśli mnie do innego pokoju, to niby miało być załatwienie sprawy „.
Cała aż kipię z emocji. Pani dyrektor poprosiła mnie żebym przygotowała spotkanie z przedstawicielami Stowarzyszenia Piłsudczyków. Ma to być spotkanie przy herbatce z częścią artystyczną. No i jestem załatwiona, w takich sytuacjach zapominam o Bożym świecie a w głowie natychmiast kłębi się scenariusz imprezy. Zaczęło się od Dnia Weterana i uroczystości z nim związanych które miały miejsce w naszej Filharmonii. Zaczepiłam tam pewnego pana z tego Stowarzyszenia żeby dowiedzieć się co nieco o ich działalności. Tę moją rozmowę widziała pani dyrektor i zaczęła wypytywać o czym rozmawialiśmy. Wytłumaczyłam więc, że serce ciągnie mnie do nich bo jestem córką Piłsudczyka, legionisty, ułana 14 Pułku III szwadronu Ułanów Jazłowieckich. Tak więc pani dyrektor postanowiła sprawić mi przyjemność zapraszając delegację Piłsudczyków do nas. Spotkanie ma się odbyć 23 października 2014 r. w naszej świetlicy. Mnie naprawdę nie trzeba dużo do szczęścia tylko dać mi możliwość organizowania imprez artystycznych. A to w moim wypadku wykorzystywane było w odwrotną stronę. O osiągnięciach Piłsudskiego na polach walki, o jego działalności konspiracyjnej czy działaniu jako Głowy Państwa nie zamierzałam mówić, chyba, że piosenką, słowa dotyczyły jego podbojów miłosnych. Impreza wypadła nadzwyczaj dobrze. Nawet fakt, że panowie spóźnili się dodał blasku imprezie. Odczekaliśmy 15 min. i ja zdecydowałam, że zaczynamy. I to był strzał w dziesiątkę. Pierwszym punktem programu była oczywiście pieśń legionistów . Cała sala śpiewała gromkim głosem bo przecież był super mocny podkład muzyczny w postaci chóru Wojska Polskiego. Ta pieśń była jak kierunkowskaz dla naszych spóźnionych gości. U nas jest labirynt korytarzy a pieśń ta prowadziła do celu. Weszli na salę w połowie pieśni. Od progu śpiewali ją razem z nami. Tylko skończyliśmy śpiewać jeden z gości – aktor – zaczął mówić poemat o Legionach, stojąc jeszcze w progu. Później pani dyrektor przedstawiła gości i zaprosiła ich do stołu zastawionego ciastkami i owocami. Impreza toczyła się na przemiennie, panowie mówili o walkach i polityce a ja o miłości i romansach Wodza. Na dużym ekranie królowały piękne panie. Na zakończenie, z ekranu sam Piłsudski będący na balu, wyciągnął do nas rękę z lampką szampana i wzniósł toast za miłość. Ja również przygotowałam lampki napełnione winem do wspólnego z nim toastu. To była moja inicjatywa i mój koszt, pani dyrektor jest przeciwna takim ” ekscesom” alkoholowym, ale ponieważ byłam gospodynią wieczoru to mogłam przyjmować gości po swojemu. Piłsudski wzniósł toast za miłość a do tego toastu dołączyła się Bogusia i dodała i za Ojczyznę. Wszyscy huknęli i za Ojczyznę. Bernard Ładysz zaśpiewał nam romans Wertyńskiego – Wypijmy za miłość. I w ten cudny sposób zakończyło się nasze spotkanie.
[whohit]Część III, strona 18[/whohit]
