Jednak chyba coś się zmieniło u szanownej pani dyrektor w kwestii słuchania nas.
Przez całe piątkowe popołudnie przesiedziała u mnie Wandzia Erl. Osoba ładnie po 90 -tce , niemal że nie widząca, źle słysząca za to ciągle mądra. To była nauczycielka historii w szkole średniej. Całe to popołudnie skarżyła się niestety na pielęgniarki, że zmieniają decyzje lekarzy specjalistów i podają leki jak chcą i kiedy chcą. Tłumaczę Wanduni, że z tym problemem to do siostry przełożonej albo do dyrektorki, nie do mnie. Ja jestem jak ogień, natychmiast zajmuję się sprawą a już naprawdę nie chcę się wciskać między drzwi. A Wanda na to – jak ty poruszysz temat to może coś z tego będzie bo one nikogo nie słuchają. Ja co najwyżej powiem pani dyrektor, że chcesz z nią rozmawiać nic więcej – odpowiedziałam. W konsekwencji temat przekazałam sekretarce nie dyrektorce. Szok, pani dyrektor już w poniedziałek przyszła do mnie żeby poinformować że rozmawiała z panią Wandą i streściła mi przebieg rozmowy. Okazało się, że Wanda poruszyła tylko jeden z tematów które relacjonowała u mnie. Tak więc opowiedziałam o wszystkich sprawach jakie poruszała Wanda. Pani dyrektor powiedziała, że wszystko sprawdzi w karcie pacjenta i zajmie się sprawą. Tego jeszcze nie było.
Chodząc do stołówki mijam za każdym razem dwie panie poruszające się na wózku. To takie papużki nierozłączki. Kiedyś słyszę zatrważającą rozmowę. Jedna z nich mówi, że nie chce już żyć i dzisiaj odbierze sobie życie. A druga zamiast ją od tego odwodzić radzi jej żeby to zrobiła po godz. 20 bo wtedy nikt się tu nie kręci. Przechodziła akurat koło nas jedna z opiekunek więc przekazałam jej to co słyszałam. Chyba to zbagatelizowała bo pani Marianna wieczorem zjechała wózkiem po schodach celowo. Myślała, że się zabije a ona tylko się pokaleczyła. Minęło kilka dni idę ich korytarzem i widzę, że Marianna siedzi samotnie, zaproponowałam więc, że zawiozę ją do pokoju jej koleżanki. Obie bardzo się ucieszyły. Powiedziałam, że za godzinę przyjdę i odwiozę Mariannę do swojego pokoju. Po godzinie przychodzę a pani Marianna płacze. Przestraszyłam się, że źle zrobiłam zostawiając ją u Ksawerci. Okazało się że to były łzy szczęścia. Pani Marianna od roku nie oglądała telewizji, zaczęła całować mnie po rękach i dziękować, że ją przywiozłam do koleżanki. Zajrzałam do jej pokoju a tam faktycznie ani radia, ani telewizora, ani nawet żadnej książki czy gazety, którą by ktoś dla niej czytał. Nie dziwę się że miała dość tej nicości. Jak powiedziałam o tym jej opiekunce to usłyszałam, że pani Marianna wszystko niszczy. Uwierzyłam, ale jak za tydzień zajrzałam do jej pokoju to już był telewizor i to cały a Marianna oglądała go z zainteresowaniem. Czy musiało dojść do tragedii żeby poprawić komfort życia choć o ciupinkę.
[whohit]Część III, strona 29[/whohit]
