Dzieciaki z ul. Radiowej

Tak się zamyśliłam nad przemijaniem, że nawet nie zauważyłam iż rozmyślałam o pięknych wydarzeniach. Już od lat nie myślałam o niczym pięknym. Zawsze myślałam, że to moje życie nie warte jest powtórki ani jednego dnia. Że nikt nie miał ze mnie żadnego pożytku,  aż tu kilka zdarzeń uświadomiło mi, że wcale tak źle  nie było. To dzieciaki z ul. Radiowej przypomniały mi o tym, że było też pięknie. Te dzieciaki mają dzisiaj po trzydzieści kilka lat i często ich nie poznaję a one są i pamiętają. Ostatnio w autobusie objął mnie potężny mężczyzna i cmoknął w oba policzki. Dopiero po krótkiej rozmowie skojarzyłam go ale jak miał na imię to nie pamiętałam. Za kilka dni spotkałam jego mamę i mówię jej o tym zdarzeniu bardzo zdziwiona, a ona na to – to pani nie wie, że dzieciaki z Radiowej uwielbiały panią. No tak zabierałam je  na różne wycieczki, sprzątałam z nimi ich  plac zabaw. Majstrowaliśmy z chłopcami oryginalne śmietniczki. Organizowałam w domu Andrzejki – czyli lanie wosku i wróżby.  O tym przypomniał mi Kamil. Kiedyś trafiłam na SOR, leżałam ledwie żywa ale zwróciłam uwagę, że ktoś poprawia poduszkę, głaszcze po ręce, podkręca kroplówkę – to Kamil najgrzeczniejszy chłopak z podwórka. Dziś ratownik medyczny. Tylko panią zobaczyłem  przypomniały mi się nasze zabawy, wspólne odrabianie lekcji, czytanie książek – mówi Kamil. No i pieczenie herbatników po które ustawiały się kolejki od czwartego piętra do parteru. Musieliśmy policzyć ile osób było żeby wiedzieć po ile herbatników możemy rozdawać, a dzieciaków ciągle  przybywało. Cioteczny brat Kamila – Krystian, to zupełne jego przeciwieństwo. Jego domeną było bicie się z chłopakami. Jak był mały to bił się ciągle z Krzyśkiem swoim rówieśnikiem. Jak dorósł to bił się z kim popadnie, a spotkanie z nim po kilkunastu  latach było tak samo czułe jak z Kamilem. Już mieszkałam w domu opieki i codziennie skoro świt wychodziłam z kijkami na spacer. Obchodziłam swoją ulicę Radiową, ćwiczyłam koło stawku pod lasem i wracałam.  Któregoś dnia podczas ćwiczeń widzę wychodzących z lasu potężnych mężczyzn – łyse głowy bez karków i złote łańcuchy na niby szyj. Zrobiło mi się nie swojo zwłaszcza, że te karki szły prosto na mnie. Jeden z nich podszedł wziął mnie pod ręce i podniósł do góry.  Postawił na ziemi zaczął całować po policzkach i szlochając żalił się, że tak dawno mnie nie widział. ( to oczywiście płakał alkohol ). Boże,  to ty  Krystian? spytałam ciągle przerażona. A on na to – to pani mnie dopiero poznała, ja panią poznałem z daleka. Usiedliśmy na murku i Krystian musiał mi powiedzieć co robił w lesie o tej porze. A to było spotkanie kumpli zdradzonych przez żony, które przeciągnęło się do rana. Jego dziadka spotykam  codziennie na spacerze z psem, babcię spotykam rzadko, a za kilka dni spotkałam jego mamę i opowiadam o spotkaniu a ona na to przecież my wszyscy panią ściskamy jak widzimy. Nam kojarzy się pani bardzo miło. Kiedyś, jak jeszcze mieszkałam  na Radiowej, zorganizowałam sprzątanie wokół naszej posesji. Zwołałam same dorosłe osoby, nagle nie wiadomo skąd znalazły się  dzieciaki, ale już nie te moje tylko dużo młodsze i twardo pomagają mi w  porządkach.  Pierwszy przybiegł wnuk naszej mieszkanki Jadzi Jelon…, byłyśmy sąsiadkami. Okazało się, że to młodsze rodzeństwo tych moich sprzed laty. Wytłumaczyli mi że ich bracia nie chcieli ich zabierać ze sobą jak tamci szli do mnie. To teraz oni już ich nie muszą słuchać. Poprzednia grupa dzieciaków to byli sami chłopcy, koledzy mojego wnuka  którzy biegali po podwórku z kluczami na szyi i ciągle głodni  a  ja już na emeryturze, byłam zawsze pod ręką.  Pamiętam kiedyś, mój wnuk już się ode mnie wyprowadził na drugi koniec miasta a Marcin – cwaniaczek był głodny. Wpadł na idealny pomysł żeby się najeść. Zadzwonił do mnie domofonem i pyta – a Wojtek to jest u pani? Nie, jest u siebie w domu. To ja jadę po niego.  Nie do niego tylko po niego. No to szybko wzięłam się za pichcenie.  Marcin znalazł nas zawsze i wszędzie. W soboty zabierałam Wojtka i jechaliśmy do Kortowa na działkę. Patrzymy a tu Marcin do nas idzie. Nigdy nie był na działce. Jak się tu znalazłeś?  A on na to, to proste, tu niedaleko mieszka pani mama- czyli prababcia Wojtka, jak zabierała nas pani nad jezioro to do prababci zachodziła pani po koce, to i ja poszedłem i ona mi wytłumaczyła gdzie jest działka. Dzisiaj ta pierwsza grupa moich dzieciaków ma ponad trzydzieści lat. Druga grupa, to już i chłopcy i dziewczynki mają po 20 lat.  Jak będąc tu w domu opieki roztyłam się, postanowiłam pójść do krawcowej poszerzyć swoją kreację. Wchodzę do zakładu krawieckiego przy ul. Jagiellońskiej a tam szefową jest Małgosia, mama Amelki. Oczywiście mowy nie ma żebym wzięła od pani jakiekolwiek  pieniądze. To ja jestem pani dłużniczką, nauczyła pani porządków moją córkę i zachęciła do gotowania.  Nawet nie przyszło mi do głowy że mogło tak być. Innym razem, już teraz nie dawno, już chodziłam z chodzikiem, słyszę, że ktoś mnie goni. To Tomek, syn Uli, notabene naszej pracownicy, musiał mi szybko powiedzieć że ma dziewczynę i w sobotę robi osiemnastkę, będzie dużo naszych wspólnych znajomych – mówi, musi pani wpaść.  Dziecko drogie jak wy się zaczynacie bawić to ja idę spać. Ale umówiliśmy się na drugi dzień w parku tam gdzie zawsze na mnie czekali przed laty,  jak o jesiennym  zmierzchu przeprowadzali mnie prze park do ulicy.  Wiedzieli że się boję trochę a ich była cała czereda  odważniaków.

Tych dzieciaków było tak dużo i cała masa sympatycznych wspomnień.  Aż lżej na sercu mi się zrobiło. Może całe życie zacznę wspominać z miłością?

[whohit]dzieciaki[/whohit]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *