2 czerwca – idę do ortopedy z tą swoją nogą. Wizyta zmartwiła mnie, okazało się bowiem, że nie leczona torbiel zamieniła się w guza a ortopeda musi poznać fakturę tego guza, tak więc robi dodatkowe badania, ale robi to błyskawicznie, od ręki, jak na SORze. Ortopeda, młodziutki pan doktor, podchodzi do mnie z przejęciem, przeprowadza wywiad i wypisuje receptę. Daje mi też kartkę od siebie żebym mogła w każdej chwili do niego przyjść jak już będę miała ten lek. I stał się cud. Jeden maleńki zastrzyk kupiony za 7 zł. natychmiast po wkłuciu spowodował, że noga przestała boleć a ja zaczęłam normalnie chodzić. Naszego lekarza nie stać było żeby chociaż tę nogę zdiagnozować. W końcu to przecież nie on cierpi, a tym staruchom ciągle coś boli. Ale żeby aż prze dwa lata opędzać się jak od muchy. Nasz doktor ma nas po dziurki w nosie i ani myśli zajmować się nami.
Po co w tym domu mówi się o opiece, kto tu i kim się opiekuje?
Kiedyś jadąc autobusem do miasta zaprzyjaźniłam się z całą bandą przedszkolaków. Obstąpiły mnie w tym autobusie ze wszystkich stron nalegając żebym przyjechała do nich do przedszkola; a ponieważ była z nimi sama pani dyrektor przedszkola to zaproszenie dzieciaków stało się zaproszeniem oficjalnym. Odpowiedziałam, że się zastanowię bo w ogóle to nie mam pojęcia co bym z wami miała robić. Być – odpowiedziały dzieci. A zatem mam zacząć chodzić do przedszkola? Taaaak……. Może to i dobry pomysł, przecież wiadomo, że na starość człowiek dziecinnieje. Pani dyrektor podała mi numer telefonu i adres placówki, ze słowami – no to czekamy. Zdarzenie to opowiedziałam komuś na korytarzu naszego domu. Na drugi dzień już pani dyrektor o tym wie i pyta mnie – pani Danusiu, to kiedy pani jedzie do Pszczółek ? Do jakich pszczółek – pytam. No do przedszkola. Ale to były Promyczki. Okazało się, że przedszkole nosi nazwę Promyczki a grupa która mnie zaprosiła to pszczółki. Pani dyrektor już o wszystkim wie i wie, że będę czytała dzieciom bajki. O, nie – bajki czyta się przed snem a ja jestem od zabawy nie od usypiania. Jeśli już to będziemy śpiewać i tańczyć. Widać było po minie pani dyrektor, że przeraziło ją to. To trzeba uzgodnić z dyrektor przedszkola – oznajmiła i odebrała mi chęci składania wizyty w przedszkolu. Ja wyobrażałam to spotkanie inaczej niż ona a może i inaczej niż druga pani dyrektor. Moim zdaniem to dzieciaki powinny na początek zabawiać mnie, jako gościa, opowiadając dlaczego nazywają się pszczółkami i co robią pszczółki. No i na pewno musiałyby zaśpiewać o pszczółce. Ewentualnie później ja pośpiewałabym piosenki jakie dzieci śpiewały w przedszkolach 70 lat temu-Stary niedźwiedź mocno śpi, Kółko graniaste, Mam chusteczkę haftowaną, – czyli coś przy czym można się bawić. Na następnym spotkaniu opowiedziałabym dzieciakom o swoim wojennym, rosyjsko – litewskim przedszkolu, w którym śpiewałam po rosyjsku i za to obrywałam od brata w domu, bo on mimo swoich 6 lat – był WIELKIM POLAKIEM. Niestety chęci do złożenia wizyty mi przeszły, nie lubię jak ktoś chce mnie ustawiać po swojemu. Nie lubię cenzury. Wytłumaczyłam się tym, że grupa która mnie zapraszała to po wakacjach już będzie w szkole nie w przedszkolu a przecież za dwa tygodnie już będą wakacje a zatem czuję się zwolniona z danej obietnicy.
No i już wszystko jasne, dlaczego nigdy nie byłam nawet na kierowniczym stanowisku, nie mówiąc o dyrektorskim stołku. Zdolna ale całkowicie nie przystosowana do jakiegokolwiek podporządkowywania się. Indywiduum chodzące tylko swoimi ścieżkami.
