Cz. IV str. 15

6 lipca był wyjazd do  sąsiadującego z nami  prywatnego DPS. Ponieważ byłam u nich w ubiegłym roku i było nadzwyczaj elegancko i bogato to chciałam to przeżyć jeszcze raz. Niestety zawiodłam się, nie było nic tak jak w roku ubiegłym. Organizacja padła. Impreza była na wolnym powietrzu a mikrofony wysiadły  i nie miał kto naprawić. Na stołach bieda. Najlepszym owocem był arbuz. Obiad przywieziono z baru w pojemnikach. Nie wiem co jest ze mną ale ja się brzydzę cateringu.  Ilekroć  pojadę do jakiegoś domu opieki to coraz wyżej oceniam naszą kuchnię. Zawsze jest bardzo smacznie i czyściutko. Naszą kuchnię oceniłabym najwyżej w naszym domu. Ludzie kapryszą, wymyślają co by zjedli a kuchnia dwoi się i troi żeby dogodzić każdemu. To jest bardzo ciężka praca i nie zawsze doceniana. Wiem co mówię, jestem w końcu technologiem żywienia.

12 lipca odbyło się spotkanie pani dyrektor z mieszkańcami. Spotkanie było króciutkie i chyba zwołane po to żeby odfajkować, że było.  Ale dla mnie było ono ważne.  Po raz pierwszy z ust pani dyrektor usłyszałam  potwierdzenie na jeden z moich zarzutów.  Nie było to potwierdzenie wprost, ale jednak. Zawsze słyszałam tylko słowa – zarzutów nie stwierdzono, a tu coś nowego. Pani dyrektor poruszyła temat zamiany pokoi twierdząc, że jeśli ktoś chce zmienić pokój to musi to zgłosić a dyrekcja będzie sukcesywnie, w miarę możliwości pokoje zamieniała. Pokoje zamieniamy zawsze na wyraźną prośbę mieszkańca. Dumna, że to powiedziała spostrzegła moją minę i zorientowała się, że ja mogę to stwierdzenie podważyć. A głos mam dobitny, dykcję wyjątkową a i posłuch wśród mieszkańców coraz większy; zrobiła więc wstawkę do swojej wypowiedzi i dodała – no niestety są trzy wyjątki. Dobre i to. Ludzie nie wiedzieli o co chodzi ja natomiast wiedziałam bardzo dobrze. Znaczyło to bowiem, że pani dyrektor czyta mój pamiętnik, bo właśnie w nim pisałam o trzech paniach – Tamarze, Józi i Krysi , które zostały wyrzucone ze swoich pokoi. Bo nie można powiedzieć, że te panie zamieniły pokoje. Te panie po przeprowadzce w brew ich woli zamianę tę odchorowały. Poczuły się upodlone, ubezwłasnowolnione. Jak by tak spytać dzisiaj panią dyrektor po co to było, to pewnie nie umiałaby odpowiedzieć.  Jedna z tych pań już nie żyje ale pozostałe dwie pamiętają to poniżenie i przez to nie szanują dyrekcji. Nie powiedzą o nich ani jednego dobrego słowa. A więc – po co to było?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *