Cz. IV str. 22

Jak byłam ostatnio u ortopedy, lekarza zainteresowanego całokształtem swojego pacjenta, zwrócił on uwagę, że mimo upałów ja mam przepaskę na głowie. Spytał wprost – a ta chusteczka to … Tą chusteczką izoluję głowę od otoczenia bo od kilku dni mnie boli. Czuję wyraźnie, że coś zatrzymuje dopływ krwi do głowy.  Pan doktor natychmiast wypisał mi skierowanie na prześwietlenie kręgosłupa szyjnego. Wytłumaczył, że prześwietlenie zrobią mi od ręki, wynik będzie w poniedziałek i od razu z wynikiem  proszę przyjść do mnie.  Dał mi karteczkę podpisaną przez siebie żebym nie miała problemów z rejestracją. Tylko musi mieć pani nowe skierowanie bo to jest inna jednostka chorobowa.              Jest piątek, nasz lekarz przyjmuje tylko raz w tygodniu we wtorki, skąd wytrzasnę skierowanie. Po powrocie do domu od razu idę do pielęgniarek żeby pomogły mi coś  z tym fantem zrobić. W gabinecie jest siostra Tereska. Jak przedstawiłam sprawę, była mile zszokowana podejściem lekarza do mnie i powiedziała krótko – nie możemy być gorsi od tych najlepszych.  Jeszcze tego samego dnia załatwiła mi skierowanie. Wysłała kierowcę do przychodni w której aktualnie przyjmował nasz lekarz.  Kierowca przedstawił sprawę a lekarz nie miał wyjścia. W poniedziałek  ortopeda  omawia wyniki prześwietlenia i daje skierowanie do lekarza od terapii. Mówię mu, że mógłby sam wypisać mi zlecenie na zabiegi u nas w naszym domu jest wszystko.  Wasi terapeuci mają wykonywać zabiegi zlecone przez specjalistów nie przez kogo się da, odpowiedział doktor. ( Cha, cha, cha, powiedzcie to naszemu lekarzowi. U nas terapeuci mówią co lekarz ma przepisać).              A za trzy miesiące chcę widzieć panią u siebie. To po co to wszystko skoro kieruje mnie pan do kogo innego. Ale skierowanie jest do mnie i chcę to pilotować. Skierowanie jest ważne pół roku i przez te pół roku chcę wiedzieć co się z panią dzieje. Świat nie widział takiego lekarza.                                                  Po drugiej stronie korytarza, w przychodni, przyjmuje inny ortopeda. I tak jak u mojego są wieczne tłumy tak u tego nigdy nikogo.  Dwa lata temu byłam u tego drugiego ortopedy ze skierowaniem po wypadkowym. Ucieszyłam się, że nikogo pod drzwiami nie ma, wchodzę żeby spytać czy mnie przyjmie. Odpowiedź brzmiała krótko – NIE, mam już limit pacjentów. Ale pod drzwiami nikogo nie ma – mówię. A to już nie pani sprawa, odpowiedział doktor.

Wszędzie są ludzie i ludziska. Doktor nie równy doktorowi a i pielęgniarki nie równe jedna drugiej. A do lekarza terapeuty mam termin na 20 września.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *