Listopadowe święta zawsze nastrajają nostalgicznie. Mieszkam w DPS już 8 lat i w tym czasie całe mnóstwo ludzi odeszło w zaświaty. Nie robi to na mnie jakiegoś specjalnego wrażenia. Każdy kto przyszedł mieszkać do takiego domu to zrobił to żeby spokojnie umrzeć; nie w samotności i nie w strachu, że umrze a ludzie dowiedzą się o tym po kilku dniach. Ale są osoby których wspominając wzruszam się. Np. Tosia – mieszkała w tym domu parę ładnych lat a rocznice jej śmierci są w listopadzie. Za każdym razem jak o niej pomyślę przypomina mi się historia jej pięknej, wielkiej i jedynej miłości, którą mi opowiadała jak z pełnym podziwem przyglądałam się jej troskliwemu, czułemu podejściu do swojego męża. Jej mąż ostatnie dwa lata nie bardzo wiedział o co chodzi. Woziła go na wózku, głaskała, karmiła. Ponieważ miał zawsze otwarte szeroko usta to zrobiła mu zasłonkę na usta żeby nie wpadła mu do gardła jakaś mucha czy nie daj Boże pszczoła. A poznali się mając po 20 lat, w okresie międzywojennym, czyli sto lat temu. Oboje mieli dziadków w majątkach pod Lwowem. Mąż Tosi był studentem konserwatorium warszawskiego a na wakacje przyjechał właśnie do dziadków pod Lwów. Tosia, mieszkała z rodzicami we Lwowie i tam uczyła się w seminarium nauczycielskim i również przyjechała na wakacje do dziadków. Był upalny lipiec, Tosia pięknie wystrojona przeszła przez wieś; ponieważ nikogo nie spotkała, całkiem spokojnie zaszła nad brzeg jeziora, rozwiesiła swoją nowiutką, błękitną sukienkę na krzaczku a sama dała nurka do wody. Nie mając stroju kąpielowego weszła do wody nago. W tym czasie z pociągu wysiadł młody student po którego na dworzec wyjechał dziadek furmanką załadowaną sianem. Furmanka była pękata od siana. Chłopak siadł da koźle obok dziadka, trzymając na kolanach skrzypce, prowadził z dziadkiem bardzo ożywioną konwersację. Wjechali na podwórze i usłyszeli zdziwiony głos babci – a gdzież to wy panowie zdążyliście rozebrać dziewczynę i co wyście z nią zrobili? Zdziwieni, nie wiedząc o co chodzi, patrzą na babcię a babcia kieruje ich wzrok na furmankę, na której jest rozpostarta, błękitna suknia Tosi. Młodzieniec szybko spostrzegł, że suknia należy do filigranowej dziewczyny, postanowił wrócić śladami furmanki żeby znaleźć właścicielkę zguby. Szedł i wołał – hop, hop, mam piękną błękitną sukienkę co mam z nią zrobić. Wreszcie po wielu nawoływaniach usłyszał przerażony głos dziewczyny żeby zostawił ją tam skąd ją wziął. Tłumaczył się że nie wie gdzie to ma być, wreszcie zostawił na brzegu jeziora a sam schował się za krzaczkiem. Nimfa wyszła z wody, osuszyła się i ubrała. Kiedy oczarowała chłopaka to nie wiadomo, nie spytałam czy wychodząc z wody czy już ubrana rzuciła czar na młodziana. Żyli długo, bo ponad siedemdziesiąt lat razem i szczęśliwie. Teraz też są razem.
Zadeptujemy już Wasze ścieżki, Pozacierane już Wasze ślady, W Waszych pokojach ktoś inny mieszka Lecz w moim sercu zawsze zostaniesz – TOSIU
