Rozpisałam się tak o Olkienikach ponieważ chciałam sama przed sobą wytłumaczyć się. Całe życie myślałam, że Olkieniki to wieś, że moja mama pochodzi ze wsi. Nawet teraz pisząc, że w czasie zaborów inne warunki życia były w mieście napisałam i na wsi myśląc o Olkienikach. Dopiero po namyśle sprostowałam, że w mniejszym mieście od Wilna. No bo jak można mieszkając w mieście mieć hektary i mówić takim śpiewnym językiem jak mówiła mama i babcia. Nie pasowało mi to wszystko co słyszałam o domu rodzinnym mamy. Dzisiaj wiem, że wówczas wystarczyło mieszkać na przedmieściach żeby można było być miastowym z hektarami; a zniewalany naród, rusyfikowany przez ponad 100 lat miał prawo mieć naleciałości językowe. Wracamy jednak do babci Jadwigi.
Babcia Jadwiga wybierając się do Olkienik miała dobre rozeznanie i gotowy plan na życie. Nie jechała w ciemno. Otóż wiedziała, że w szpitalu olkienickim zorganizowano kursy higieny osobistej i czystości w domu. Po skończonych kursach można było zdobyć zawód higienistki i pracę w szkole, w przychodniach lekarskich czy w szpitalu. Podczas kursu dziewczęta miały wikt i opierunek. Tak więc początek był dobry a co będzie później to czas pokarze. Okazało się, że w ten sposób zdobyła ukochany przez siebie zawód w którym pracowała przez całe życie. Babcia Jadwiga, nazywana wówczas sierotką Jadwinią ukończyła kursy z wyróżnieniem. W szpitalu zwrócono uwagę, że każda praca sprawia jej dużo satysfakcji. Zaoferowano więc jej pracę w szpitalu na oddziale położniczym i tak zdobyła zawód akuszerki i przepracowała w tym zawodzie ponad 40 lat. Większość dzieci w Olkienikach przyszła na świat dzięki zdolnościom babci Jadwigi. Była chrzestną matką dziesiątków tych dzieci. Chrzciła każde pierwsze dziecko które odebrała w danej rodzinie. Porody odbywały się w domach, do szpitala zawożono tylko w szczególnych przypadkach; takich w Olkienikach nie było, Jadwinia radziła sobie ze wszystkimi przypadkami. Wszyscy ją znają i pamiętają mimo upływu wielu, wielu lat. Miałam tego dowód jak pojechałam do Olkienik. poznałam tam jednego z jej chrzestnych synów – profesora Uniwersytetu Wileńskiego – Pranasa Buckusa. To on opowiedział mi o zwyczajach panujących w Olkienikach za czasów mojej babci. Babcia była piękną zdrową i pracowitą dziewczyną. Od adoratorów nie mogła się opędzić, pomimo, że poza urodą nie miała nic. Mieszkała kątem u obcych ludzi. Nie miała też czasu na adoratorów ponieważ poza odbieraniem porodów zajmowała się opieką nad noworodkami do trzeciego miesiąca życia. Pewnie czekała na swojego królewicza z bajki ; a on już był tyle że tysiące mil od niej i oboje nic o sobie nie wiedzieli.
