Przez wiele lat życie tej rodziny toczyło się spokojnym torem. Tragedie rozpoczęły się wraz z wybuchem II wojny światowej w 1939r. Oczywiście tragedie te dotyczyły prawie wszystkich Polaków. Litwini nie znosili pięknego życia Polaków w środku Litwy. Donosili, nie jednokrotnie fałszywie, tak do Rosjan jak i Niemców. Sprzymierzali się z każdym kto mógłby w jak najokrutniejszy sposób zniszczyć wszystko co polskie. Wreszcie dopięli swego. W maju 1942r. zdarzyła się wielka tragedia. To jest dzień do dziś nazywany Krwawymi Zielonymi Świątkami. Każda żyjąca w Olkienikach osoba zna dobrze ten termin, bez względu na to czy to dotyczyło danej rodziny, czy też nie. Na oczach matek i ojców rozstrzelano 21 młodych mężczyzn narodowości polskiej. Wśród nich byli dwaj bracia mamy – Stefan i Karol. Najstarszy z braci zdołał się ukryć, ale po latach dopadli go w inny sposób. Tego mordu dokonali Niemcy z Litwinami. Litwini z przyjemnością wywlekali całe rodziny z domów. Młodym chłopcom kazano kopać rowy i stanąć przy tych rowach i na oczach przerażonych rodziców rozstrzelano ich. Kwiat młodzieży olkienickiej wpadał martwy do rowów. Sparaliżowani bólem i strachem rodzice, otoczeni Litwinami z bronią, musieli zasypywać w tych dołach, swoje dzieci. Tak skończyło się spokojne i dostatnie życie tej rodziny. Dziadek po tych wydarzeniach podupadł na zdrowiu i z roku na rok było z nim coraz gorzej. Zmarł 8 marca 1953r. W domu zaczął gospodarzyć najstarszy z synów – Janek. Miał już swoją rodzinę żonę i dzieci. Niestety on miał być rozstrzelany w 1942r. a więc nie mógł żyć normalnie. W tych latach Litwini zbratali się z Rosjanami a Polak był ich wspólnym wrogiem. Zapełniali Syberię Polakami. Według Rosjan i Litwinów rodzina Kozłowskich była kułakami, czyli bogaczami ziemskimi, a takich trzeba zniszczyć; wujek Janek został zesłany na Syberię a majątek rodzinny został skonfiskowany. W domu została babcia z najmłodszym synem – Sylwestrem. Niestety nie było czym gospodarzyć. Po latach zdecydowali, że pojadą do Polski. Przyjechali do nas w 1958r. Przyjechała babcia Jadwiga, wujek Sylwek z żoną i dwiema córkami i z matką żony. Jak myśmy się pomieścili w naszych dwóch pokojach sam Pan Bóg wie. Po wielu latach do Olkienik wrócił z Syberii wujek Janek z rodziną. Zdrowie miał zniszczone doszczętnie. Po długiej chorobie zmarł. Dzieci wujka przeprowadziły się do Wilna i zabrały do siebie matkę. Dzisiaj dom stoi pusty, jak wiele domów w Olkienikach, ale dzieci wujka dbają o ten dom. Zjeżdżają się tam wszyscy w każdą sobotę po pracy. Przez jakiś czas mieszkała w tym domu córka wujka Janka – Basia. Poznałam ją jak przyjechała w odwiedziny do naszej wspólnej babci Jadwini. Po latach postanowiłam odwiedzić Basi.ę w Olkienikach. Zrobiłam to dopiero w 1994r.
