Kaszpirowscy niżsi rangą.

Jeszcze słów kilka o personelu który ma ze mną jakikolwiek kontakt i który mógł pomóc ” w stawianiu diagnozy”. Pierwsza i moim zdaniem najważniejsza w tej kwestii osoba to opiekunka. Z nią,  a w zasadzie z nimi, ponieważ zmieniają się czasem, widuję się w przelocie, na korytarzu z rzuconym pytaniem – wszystko dobrze, pani Danusiu ?  Dziękuję, dobrze – brzmi moja odpowiedź. Chyba, że źle się czuję to opiekunka powiadomi pielęgniarkę, czy lekarza no i załatwi przynoszenie posiłków do pokoju. Żadna z opiekunek nie ma czasu na jakiekolwiek rozmowy, są przecież ludzie potrzebujący pomocy bezustannie i dla nich czasu nie starcza. My przesyłamy sobie uśmiechy i to wszystko. Najwięcej rozmawiałam z dwiema paniami: pokojową i z terapeutką od zajęć komputerowych. Z pokojową rozmowa dotyczyła dokąd idę i kiedy wrócę a z terapeutką co zgrać na pendraifa albo z pandraifa na pulpit. Nie wiem czy którakolwiek z pań, w czasie tych króciutkich spotkań, byłaby w stanie zdiagnozować u mnie depresję. A jeśli podjęłaby się tego to przecież pan doktor mógłby śmiało powiedzieć która to z pań i co takiego niepokojącego u mnie zauważyła. To można by przegadać, czyż terapia psychiatryczna nie polega na rozmowach? Chyba u naszego doktora NIE. U naszego doktora oparta jest na plotkach, do których sam nie ma odwagi się przyznać.                                              Tak jak pięć lat temu izolacja od środowiska kierowanego przez panią dyrektor  pomogła mi się wykaraskać psychicznie na Oddziale Dziennym Szpitala Psychiatrycznego, tak teraz wystarczyło mi nie widzieć tych ludzi  przez okres trzech  tygodni. Nie mieć nic wspólnego z decydentkami naszego Domu ” Opieki ” . Chodzę codziennie na Majowe  do mojej byłej parafii, mam okazję pośpiewać przez pół godzinki.  Mam też ogródek w którym codziennie coś trzeba zrobić. Czasem pójdę na spacer z miłymi ludźmi, dwa razy w tygodniu mam gimnastykę grupową z super grupą, która dobrze się zna i lubi. To mi w zupełności wystarcza żeby utrzymać dobre samopoczucie. Nikt nie umawia się ze mną żeby później dać prztyczka w nos, ignorując wszelkie umowy.                                                                     A propos super grupy gimnastycznej; każda nowa osoba zawsze jest bardzo mile widziana, poza jednym panem, który podpadł na wstępie.  To pan NIKT.  Otóż, mamy zwyczaj ustawiania krzeseł i szykowania sprzętu, na kilka minut przed czasem. Każdy z nas wie gdzie kto siedzi i jakiego sprzętu potrzebuje. Zawsze też szykujemy jedno krzesło dodatkowe dla ewentualnie nowej osoby, którą witamy z autentycznym aplauzem. Ale też każda nowa osoba widząc ustawione krzesła, pyta gdzie może usiąść? Poza panem NIKT. Ten przyszedł nie mówiąc nawet dzień dobry, przeszedł przez całą salę, wziął moje krzesło ( ni w pięć ni w dziesięć ) i przeniósł  je na początek sali. Ja widząc to mówię: proszę pana to jest moje krzesło. A on na to – a co, podpisała je pani, bo nie widzę podpisu. Pan NIKT usiadł na moim krześle a ja wzięłam sobie to krzesło które było przygotowane dla nowo przybyłej osoby a stało obok pana NIKT. Od tej pory ów pan był przez wszystkich tak traktowany jak sobie na to zasłużył. Grupa zaczęła go uczyć dobrych manier.  Po kilku spotkaniach przestał przychodzić na gimnastykę.          Teraz doszły mnie słuchy, że pan NIKT będzie pisał artykuły kontrujące mój pamiętnik czyli chwalące życie w naszym Domu. Wszyscy wiedzą, że jemu i jego pannie NIKT jest bardzo dobrze, spełniane są każde kaprysy, tak jakby w tym Domu było tylko ich dwoje. On jest lizusem pierwszego kalibru już go nazywają – lizi d…. a ona coś trzyma w garści. W swoim pamiętniku nazywałam ją kobietą monstrum albo szefową hołoty. To ona przez mój pamiętnik doznała smutku, co mnie bardzo ucieszyło.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *