„Jedna chwila szczęścia może być nagrodą za lata goryczy” – to sentencja wyjęta z kalendarza a jakże pasująca do życia, zwłaszcza do mojego życia. Przez wszystkie lata gorycz życia była rekompensowana chwilami szczęścia. Tych chwil szczęścia było bardzo dużo, ale w porównaniu z życiem to na prawdę tylko chwile, choć uzbierałoby się ich cały ogromny wór. Goryczy w życiu było i jest nieporównywalnie więcej ale zawsze przy mnie było to moje szczęście – mój charakter – szybko zapominam co złe a łapię chwile szczęścia i trzymam je jak najdłużej przy sobie. Choć nie zapominam nigdy o osobach które mi to zło wyrządziły.
Rozpisałam się filozoficznie a chodziło mi tylko o to, że po miesiącu nękania mnie, publicznego upokarzania przez pana Leona i nic nie robienia ze strony dyrekcji, spotkała mnie chwila szczęścia i natychmiast zapomniałam o tym co było. Otóż, spotkałam w autobusie byłą pracownicę naszego DPSu która obsypała mnie miłymi słowami. Miała tylko pretensje – dlaczego teraz tak rzadko piszę. I co, można po czymś takim zapomnieć o tym co złe? Można. A jeszcze jak dodam, że nie chodząc do stołówki prawie zapomniałam o wyrządzanych mi przykrościach, to wiadomo, że jest dobrze. Bardzo prymitywnie zareagowały dwie pracownice, na to moje nie pokazywanie się w stołówce. Na pytanie dlaczego nie przychodzę do stołówki odpowiedziałam, że nie lubię być opluwana; pracownica odebrała to dosłownie i poradziła mi napluć na pana Leona. Druga z pracownic poradziła mi żebym strzeliła mu w mordę, ona tak zrobiłaby na pewno. Jak dla mnie w obu wypadkach był to szokujący prymitywizm. Obie panie dobrze wiedzą o kim mowa, jednak żeby ich nie zawstydzać jeszcze bardziej nie podaję imion
Wrócę jeszcze do spraw wiary, czyli do naszej kaplicy i do mojej dawnej parafii. W minioną niedzielę posłuchałam przez chwilę kazania przez naszą radiolę i wysłuchałam w całości kazania w Kościele do którego wybrałam się na godzinę 12,30. W obu wypadkach była mowa o dobrach materialnych a jakże inaczej przedstawiona. Ksiądz z naszego DPS nawoływał do dobrowolnego wyrzeczenia się wszelkich dóbr materialnych ( w domyśle na jego rzecz ). Jakie my mamy dobra materialne, my mieszkańcy Domu Opieki, będący na państwowym garnuszku, co najwyżej parę groszy na czarną godzinę i to pod warunkiem, że zrezygnujemy z fryzjera czy pedikiuru. Ksiądz w kościele parafialnym natomiast, nawoływał żeby nie zabiegać o dobra materialne. Zwłaszcza młodzież zabiega o nie żeby nie być gorszym od kolegi. Pan Bóg jednakowo kocha i biednych i bogatych. Wystarczy być dobrym katolikiem. Dzisiaj rozmawiałam na ten temat z wnuczką, a naszej rozmowie przysłuchiwał się mój najmłodszy, dwu i pół letni prawnuczek, wtrącił się do rozmowy i poinformował mnie, że zawsze płaci za to, że wchodzi do kościoła a ksiądz mówi mu Bóg zapłać.
Wczoraj był u mnie nasz psycholog, pewnie na zwiady żeby wybadać co zamierzam z tym nie chodzeniem na stołówkę. Czy dyrekcja ma się mnie bać, czy może jednak nie. Czy to jest cisza przed burzą, czy po prostu cisza. Oczywiście niczego podobnego psycholog mi nie sugerował ale ja tak tę wizytę odebrałam. Powiedziałam mu, że to nie chodzenie na stołówkę bardzo mi odpowiada, czuję się wolna i jakby szczęśliwsza, a nawet lepiej i dłużej śpię, ( choć w moim wypadku dłużej to już prawie połowa doby ). Szczerze mówiąc, to chciałabym żeby ten stan pozostał, ale niestety będę musiała sprawdzić czy nasz pożal się Boże psychiatra potrafi zająć się chorym psychicznie człowiekiem. Czy umie leczyć, czy tylko chętnie z normalnych ludzi robić chorych psychicznie. W tym celu będę musiała pójść do stołówki żeby sprawdzić zachowanie się pana Leona. Myślę, że zrobię to dopiero we wrześniu. Przecież muszę dać czas medycynie.
