W sobotę pisałam na blogu, że jestem spokojna i szczęśliwa a już w niedzielę porządnie się wystraszyłam. Moment nieuwagi i mogłabym dostać w głowę. Zaraz po śniadaniu, kiedy to na korytarzach nie uświadczysz ani jednej opiekunki, bo to pora karmienia i sprzątania po śniadaniu w pokojach osób leżących, na moim korytarzu pojawił się Leon. Mieszkam dwa piętra niżej od niego. Nikt nigdy nie widywał go na tym korytarzu, a tu patrzę jest. Wystraszyłam się nie na żarty. Właśnie podlewałam kwiaty na zewnętrznym parapecie okiennym tego korytarza, głowę miałam zasłoniętą firanką, jak usłyszałam pytanie – gdzie jest ta opiekunka, szpieg sowiecki? Nie wychodząc spod firanki wskazałam Leonowi drzwi do palarni. Jak on zaczął się do nich dobijać ja szybko wymknęłam się do swojego pokoju. Okazuje się, że teraz oskarża mnie o rzekome pogryzienie go przez psa, mojego psa, którego nie mam. Nic nie pomógł fakt unikania go przez dwa tygodnie. On przyjął za punkt honoru, żeby mnie zlikwidować i uparcie dąży do celu. Martwi mnie, że wiele osób interesuje sprawa Leona ale nikt nie umie poradzić co z tym fantem zrobić. Od każdego tylko słyszę – ty się boisz ? no nie wierzę. Trzepnij go porządnie i zakończ sprawę. Takie pouczenia słyszę od pracowników Domu Opieki. Wszyscy to lekceważą bo nie potrafią zająć się problemem. To jest problem. Pewnie dopiero jak coś się stanie to będzie larum. Nie potrafią zajmować się osobami chorymi psychicznie a przyjmują je pod opiekę, na zasadzie jakoś to będzie. Lekarza psychiatrę nie należy wykorzystywać do celów uciszania ludzi niewygodnych, za dużo wymagających ale wymagać od niego profesjonalizmu. Żeby dyrekcja była w porządku to za fakt tworzenia fikcyjnych diagnoz postawiłaby lekarza przed sądem a ona go do takich ekscesów namawia, tak więc są skutki, pan doktor oczekuje informacji od dyrekcji co ma z tym fantem zrobić. W sumie on nie wie czy ma wyciszyć Leona czy mnie. Kiedyś kazano mu uciszyć mnie, a teraz Leona. No i co ma robić biedny doktor? JAK NIE WIESZ JAK SIĘ ZACHOWAĆ, ZACHOWUJ SIĘ PORZĄDNIE. POD WARUNKIEM, ZE ZAWSZE.
Już myślałam, że wszystkie cechy przyzwoitości i empatii zanikły we mnie, na zasadzie weszłaś między wrony. A tu niespodzianka jestem jeszcze porządnym człowiekiem. Nie zdajecie sobie sprawy jak się cieszę z tego powodu, bo to znaczy, że w tym względzie nie ma na mnie mocnych. Otóż, jechałam wczoraj autobusem dość zatłoczonym. Siedziałam sobie wygodnie oparta o swój chodzik kiedy to na którymś przystanku wsiadła osoba o dwóch kulach. Ledwie się wtelepała do autobusu. Natychmiast odstąpiłam jej swoje miejsce. Ona widząc, że posługuję się chodzikiem, mitygowała się, ale ja nalegałam. Tylko ta osoba usiadła wygodnie, autobus nagle zahamował i ja poleciałam na łeb na szyję. Potłukłam się strasznie. Kasownik chyba wszedł mi w żebra. Przez parę godzin miałam problem z oddychaniem, ale pierwsza myśl jaka w czasie upadania przyszła mi do głowy świadczy o moim człowieczeństwie – Boże, jak dobrze, że ta pani z kulami już usiadła, przecież gdyby ona była na moim miejscu to nie byłoby co zbierać. Musiałam się tym pochwalić, bo chociaż boli jak diabli to duma mnie rozpiera przez tę moją pierwszą myśl – pomyślałam o obcym człowieku nie o sobie.
