W poprzednim rozdziale mojego pamiętnika rozpisałam się o Ani a przecież nie tylko ona zasługuje na uznania jako pracownik Domu Opieki. O jeszcze pracujących pisać nie będę ponieważ każdy kogo pochwalę może mieć nieprzyjemności od dyrekcji Domu. Cały czas obowiązuje zasada – poskarżyć się nie ma komu a pochwalić strach, że zaszkodzisz. W ten sposób straciła pracę inna Ania. Tę zasadę powiedziała mi osoba która mieszkała w naszym Domu zaledwie kilka miesięcy i już się zorientowała w czym rzecz. Każdy kumaty wie, że tak właśnie jest. Jeśli któryś z pracowników robi coś nie tak to dyrekcja go ceni bo może go trzymać w garści. Taki podpadnięty pracownik potulnie zrobi wszystko żeby nie stracić pracy. Na samym początku swojego pamiętnika pisałam o Karolu dla którego brakowało mi słów uznania, którymi potrafiłabym opisać jego podejście do swoich podopiecznych. Modlę się za tego człowieka codziennie i chociaż to zupełnie nie realne w swoich modlitwach proszę żeby stał się cud i żeby Karol wrócił do nas do pracy z podniesionym czołem i na godne siebie stanowisko. A jakby tak do nas wróciła Ania i Karol to dopiero byłoby pięknie. Tylko byłby kłopot kto kim miałby być. Ale są to tak piękne osobowości, że zgodnie podzieliły się obowiązkami i zaszczytami. Wówczas nasz Dom Opieki byłby wzorcowym Domem pod każdym względem ze szczęśliwymi podopiecznymi. Pomarzyć dobra rzecz.
Któregoś dnia oglądałam teleturniej – Jaka to melodia, w którym uczestnikami byli redaktorzy muzyczni Radiowej Jedynki; byłam urzeczona wiadomościami tych ludzi na temat muzyki. Wiem, że to przecież ich chleb powszedni; ja również czasem strzelę prawidłowo po jednej nutce, ale żeby tak odpowiadać jak szef Jedynki – no ta bene zwycięzca programu, to coś nieprawdopodobnego. Rozmarzyłam się żeby być w otoczeniu ludzi będących z muzyką tak za pan brat jak owi redaktorzy. Z marzeniami oddaliłam się od rzeczywistości i wyobraziłam sobie, że pracuję w Radiu pod kierownictwem takich encyklopedii muzycznych. To jest dopiero szczęście. Kocham mądrych ludzi, całe życie tak miałam. Według mnie mądry człowiek może sobie pozwolić na słabostki i tak będę go cenić ponad wszystko. Wiem, że to moje ” cenienie ” nikomu do szczęścia nie jest potrzebne ale po prostu głośno myślę.
W komentarzach miałam pytanie o brydża, który miał mieć miejsce trzy tygodnie temu. Niestety nie zagraliśmy w normalnego brydżyka ponieważ pan NIKT stchórzył. Na dodatek zachował się brzydko. Dobrze wiedział, że to ja mam grać tak jak ja wiedziałam, że mamy grać z panem NIKT. Najpierw przez kierownictwo Dziennego Pobytu uprzedził, że się spóźni około 15 min. przyszedł po 20 minutach i w ostrym tonie oznajmił, że nie będzie grał. Nie było słowa przepraszam, że wprowadziłem w błąd, że czekaliście. Panowie poczuli się urażeni; ja nie ponieważ miałam cykora przed graniem. Pograliśmy więc nienormalnie to znaczy z dziadkiem. I właśnie grając z dziadkiem uświadomiłam sobie, że ja nie umiem się należycie skupić. Czyli, że nie umiem już grać. Zapominałam kto co licytował, kto z jakiej karty wychodził, a przecież to jest bardzo ważne. Ale zauważyłam też, że i moi brydżyści są gorsi niż byli. Poprosili mnie żebym dogadała się z Mańcią – moją koleżanką, żebyśmy znów jeździli do niej na brydżyka. Nie wiem co ona na to, w końcu i jej przybyło kilka latek. Wszyscy przeżyliśmy tąpnięcie z powodu SKSu, także pół żartem pół serio możemy uczyć się siebie przy brydżyku od początku mimo, że znamy się około 15 lat. Ten SKS bardzo niszczy ludzi. Likwiduje szare komórki jedną po drugiej i to w szaleńczym tempie. A żyć trzeba i coś z tym życiem robić.
