Miało być cudnie

i było cudnie ale tylko w niedzielę. Pogoda – cud, miód i orzeszki, tak więc raniutko do atrium żeby się rozruszać, ( chociaż moje wyjścia na rozruszanie się nie mają nic wspólnego z pogodą, ale było cudnie). Po śniadanku pół godzinki na słoneczku. Te pół godzinki trochę mi humor popsuło a to dzięki sąsiadom którzy wyrzucają chleb przez okno. Kiedyś jak tylko zobaczyłam jakiś chleb natychmiast wychodziłam żeby go pozbierać, przecież po chleb przychodzą dziki i ryją wszystkie ogródki, a teraz każde wyjście do ogródka to uniżone prośby przed panią kier. socjalną, a ona chociaż trochę ale musi mnie przeczołgać. Byłam tylko dwa razy w ogródku korzystając z pośrednictwa działu socjalnego: za pierwszym razem to w ogóle zapomniały żeby mnie wypuścić z ogródka – wołałam, stukałam, dzwoniłam dwukrotnie aż musiałam poradzić sobie sama i to wtedy kiedy byłam poturbowana upadkiem. Półtorej godziny po moim telefonie do nich oddzwoniły z zapytaniem – czy coś pani od nas chciała? Nie daj Boże coś od was chcieć. Za drugim razem zmądrzałam i do ogródka wybrałam się z chodzikiem a z nim to bez łaski mogę obejść cały budynek. Ale i wówczas musiałam odczekać bo szanowne zapomniały, że miały mnie wpuścić. Znalazłam wyjście na przypomnienie – wrzasnęłam pod ich oknem i od razu przypomniały sobie o mnie; jednak jeszcze musiałam poczekać ponieważ pani kierownik wzięła nie te klucze, także sobie pobiegała. Widząc mój chodzik już wiedziała, że nie będę czekała na ich łaskawe wypuszczenie mnie z ogródka. Piszę o dziale socjalnym w liczbie mnogiej ponieważ wszystkie jego pracownice muszą zachowywać się tak samo jak ich szefowa. Jeśli w czymkolwiek mają swoje zdanie to długo w DPSie nie popracują. Bardzo zmieniły się panie z działu socjalnego. Ale i tak jest cudnie, ponieważ utrudniających mi życie jest garsteczka w porównaniu z tymi którzy mi pomagają na każdym kroku. Miłych, życzliwych i uczynnych pracowników jest wielokrotnie więcej. Aż trudno uwierzyć ale nawet muzykę potrzebną mi na już, mam natychmiast wgraną. Nie musiałam zabierać ze sobą do atrium internetu, wszystko co chciałam mam na pulpicie. Teraz mam inny problem, jak prowadzę majową w atrium, muszę robić namiot nad komputerem, żeby zasłonić go od słońca, ponieważ nie widzę kursora. Ale jest dobrze. Siedzę pod namiotem jak pod wielką maseczką. W sobotę i w niedzielę Majowe przeciągnęły się o godzinę dłużej, panie były zachwycone i pieśniami i ich wykonaniem; a już w poniedziałek majowej nie było ze względu na pogodę. Zimno i deszcz, także przerywamy nasze śpiewy do lepszej pogody. I w ten, że poniedziałek znów natknęłam się na panią kier. socjalną z maseczką zawieszoną na jednym uchu. Myślała, że jak mnie zobaczy to zdąży ją prawidłowo założyć – nie zdążyła. Nie wytrzymałam i podniesionym głosem powiedziałam co o tym myślę, a we wtorek napisałam w tej sprawie pismo do pani dyrektor. Tak nie może być, żeby jedna osoba usilnie starała się zniweczyć trudy dwumiesięcznej kwarantanny dwustu osób i nikt z tym nic nie mógł zrobić. Przecież ta kobieta z pracy i do pracy jeździ kilkoma autobusami, robi zakupy w różnych sklepach; ona nie powinna mieć z nami kontaktu w ogóle, a ona chodzi po całym DPSie i narzuca nam swoją wolę w sposób nie uzasadniony. To ona od nas powinna uczyć się zachowań nie my od niej. Jej zachowania są nie właściwe a przecież jest kierownikiem działu socjalno – rehabilitacyjnego. W odpowiedzi na moje pismo pani kierownik socjalna pokazała demonstracyjnie, że ma wszystkich w du…żym poważaniu. W środę wszystkie trzy panie pracujące w dziale socjalnym przyjmowały interesantów bez maseczek – w maleńkim pokoiku, zastawionym szafami i biurkami panie przyjęły pana Ryszarda i mnie na pewno i wszystkich innych. W całej Polsce ludzie dbają o zasady zachowań podczas pandemii tylko nie my. Według naszej p. kierownik tam gdzie jest ona pandemia natychmiast wygasa. Jednej z naszych podopiecznych pozwoliła nawet, po zabiegu dokonanym w Poliklinice, wrócić do DPSu samodzielnie i pieszo.

W nocy z poniedziałku na wtorek spadł śnieg, no i narobił spustoszeń. Przecież to już 12 maja. W moim ogródku zniszczył mi liliowce, które pięknie wyrosły i już pięły się ku górze swoimi pączkami. Za dwa tygodnie ozdobiłyby ogródek pięknymi, żółtymi kwiatami. Niestety na kępie 50 liliowców siadła wielka, ciężka czapa śniegu. W ciągu dnia śnieg wszędzie stopniał tylko nie na liliowcach, leżała ta poducha śniegu do wieczora a rano zobaczyłam połamane całkowicie moje ukochane kwiaty. Zerknęłam do moich rymowanek dotyczących pogody w latach poprzednich no i spuściłam nos na kwintę – w czerwcu 2006 r. pisałam tak: Co się dzieje z tym czerwcem, czemu ciągle płacze? Nie chce rozstać się z wiosną i z latem romans zacząć. Maj był zimny i dżdżysty kaprysił przez trzydzieści dni – a teraz ty? Z tego wynika, że przez dwa najpiękniejsze miesiące było zimno i dżdżysto, czyli, że nie możemy narzekać, przecież w tym roku są dni słoneczne, a że od czasu do czasu – trudno.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *