Jak zachorowałam

Bardzo jestem wdzięczna za pamięć o mnie i życzenia powrotu do zdrowia. Były serdeczne a więc się spełniły. Gorzej z poradami jak należy się zachowywać podczas choroby. Kochani, ani jeden krok ani gest nie zależy od ciebie tylko od tego jak przechodzisz chorobę. Ja na dwa tygodnie padłam. Radzicie mi dużo spacerów. Od marca ubiegłego roku byłam na spacerze 5 razy po godzince i to pod nadzorem. W Domu Opieki nie żyjesz jak chcesz tylko pod dyktando nie zawsze mądrych ludzi. Od kilku miesięcy nie wychodziłam nawet z pokoju, twierdzono, że uchroni to mnie przed zakażeniem, tak więc nie wychodziłam i właśnie przez to zachorowałam. Otóż, nasze najmądrzejsze kierownictwo pozwoliło sobie na wykorzystanie pokoju po zmarłym mieszkańcu ( pokój równo na przeciwko mojego ) i zrobienie z tego pokoju magazynu wirusów, bo jak inaczej nazwać pomieszczenie w którym zrzuca się używaną przez cały dzień odzież ochronną i to taką którą się zakłada idąc do najcięższych przypadków, czyli kombinezony z kapturami. Póki leżałam prawie nie przytomna to nic na ten temat nie wiedziałam ale jak zaczęłam myśleć, zwróciłam uwagę, że co wieczór mój cieplutki dotąd pokoik, zamienia się w zamrażarkę. Narzucałam na siebie co się da – kołdrę i trzy koce na raz, aż wreszcie postanowiłam iść na zwiady. Założyłam palto i ciepłe buty – po to żeby wyjść na korytarz, było takie przenikliwe zimno. Daleko nie musiałam iść. W pokoju na przeciwko było szeroko otwarte okno i drzwi na korytarz. Weszłam żeby to pozamykać i zobaczyłam składowisko ochronnej odzieży używanej zrzuconej w łazience, a wietrzenie służyło wywianiu wirusów. Wyobraźcie sobie – korytarz szerokości dwóch kroków, po obu stronach korytarza pokoje w których drzwi wiszą w powietrzu, w szparach pod drzwiami można przekazywać przesyłki, a tu wietrzenie. Pierwszy podmuch zawsze był skierowany na mój i sąsiada pokój, tak więc zachorowaliśmy jednocześnie. Sąsiad, który nigdy nawet nie wstał z łóżka. I tak jak w grudniu na naszym korytarzu byli wszyscy zdrowi to już w styczniu posypało się. Najpierw zachorowała pani Julia, która niczego nie świadoma wychodziła co noc na spacer po korytarzu. Po niej zachorowała pani Helenka, która miała zwyczaj oglądać świat przez otwarte drzwi na korytarz, nie chodziła nigdzie. Jeszcze w Wigilię śpiewała z nami kolędy a za tydzień już nie żyła. Dyrekcja wysłała wywiad do SANEPIDU w mojej sprawie, że zachorowałam bo kolędowałam, to zabrzmiało tak jakbym chodziła od pokoju do pokoju. Tak więc musiałam całą sprawę opisać i to sprostowanie na piśmie wysłać do SANEPIDU. Nie wiem czy ktoś za to odpowie ale jak narobiłam szumu to chociaż magazynu wirusów nie wietrzą. Mam wrażenie, że przełożona, czyli moja psychofanka, wiedziała co robi i miała okazję pozbyć się mnie przy okazji pandemii. Jak natlenienie mojego organizmu spadło poniżej 80% przysłała do mnie pielęgniarkę, swojego ostatniego oddanego żołnierza żeby mi podłączyć tlen. Wyobraźcie sobie pielęgniarka z 40 letnim stażem pracy nie umiała tego zrobić. Leżałam dwie godziny pod atrapą – bidulka nie zauważyła, że kabelki były odłączone. Ja się dopiero zaczęłam dusić. Na szczęście weszła do mnie opiekunka. Zawołała ową pielęgniarkę, jak powiedziałam jej, że cokolwiek robiąc należy robić to starannie, to zaczęła wykrzykiwać, że taką pacjentkę jak ja to najlepiej odesłać do szpitala. Proszę mnie nie straszyć szpitalem, bo to tylko byłby wstyd dla naszego DPSu, że nie umiecie dotlenić pacjenta. Proszę obejrzeć aparaturę czy wszystko jest w porządku, zmierzyć mi saturację i przyjść za godzinę sprawdzić jak się sprawy mają. Zrobiła tak. Za godzinę natlenienie wzrosło o 10 % ale wychodząc odłączyła kabel i znów leżałam pod atrapą. Powiadomiłam o tym Dyrektorkę, ale rozmowa z nią to jak rzucanie grochem o ścianę. _ Jak myślicie, mam prawo podejrzewać o działanie z premedytacją? Ta pielęgniarka to jedna z trzech takich gestapowców – dwie już odeszły, została tylko ona – Te trzy panie brały zawsze nocne dyżury po których zawsze komuś coś się stało. To one miały dyżur jak Gienia w jedną noc straciła mowę i złote pierścionki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *