Koniec moich wojaży.

Zakończyłam podróże na rehabilitację do szpitala. Miałam już szczerze dosyć codziennych wyjazdów i głupio mi było, że dokładam pracy kierowcy. Jeśli chodzi o naszych kierowców – woził mnie Pawełek i Krzysiu – to spisali się na najwyższą ocenę. W ostatnim dniu rehabilitacji szpitalnej musiałam jeszcze po południu jechać na prześwietlenie kolana. Głupia sprawa, czas wizyty to godzina 15. Nasz kierowca pracuje do godziny 15.30. Zwróciłam się z prośbą do osoby planującej wyjazdy, żeby załatwiła mi samochód tylko na 5 minut – żeby o godzinie 14. 30 zwiózł mnie z nieszczęsnej, ruchliwej o tej porze ulicy koło naszego DPSu z ominięciem dziurawych chodników na ulicy Oficerskiej, a dalej pójdę i wrócę sama. ( Jeszcze nie tak dawno wychodziłam dolnym wyjściem i pięknym chodniczkiem dochodziłam na przystanek autobusowy, oszczędzając pracę kierowcy. Teraz nie ma ani drzwi otwartych dla nas ani autobusu ). Usłyszałam od pani dyrektor, że Krzysiu mnie zawiezie na miejsce, poczeka na mnie i przywiezie, ale o to muszę prosić go sama – on pani nie odmówi. A zatem szanowna pani dyrektor wie, że byłoby to już po godzinach pracy dlatego o to prosić muszę sama. Nie miałam śmiałości o to prosić. Nawet nie przyszło mi to do głowy. Zajęłam Krzysiowi tylko 10 minut – 5 min. w jedną i 5 min. w drugą stronę.

,Po tych męczących codziennych wyjazdach do szpitala, z przykrością stwierdziłam, że były one nie konieczna. Wszystkie ćwiczenia jakie wykonywałam w szpitalu mogłabym wykonywać u nas na sali gimnastycznej. Niestety od naszych rehabilitantów usłyszałam (3 lata temu), że nie wiedzą jakie to mają być ćwiczenia. Tak więc teraz już będą wiedzieli i od września, co miesiąc, przez 10 dni w miesiącu, będę te ćwiczenia powtarzała. No, może nie wszystkie, bo nie ma u nas jedynie specjalnego fotela do ćwiczeń karku i rąk, ale wszystko inne jest. Problem będzie tylko w tym, że co 10 minut, trzeba będzie mnie odpinać i przypinać do podwieszek, a tego sama nie zrobię.

A u nas na miejscu, dowiedziałam się, że ktoś obłamuje piękne kwiaty rosnące na grządce Małgosi. Ktoś inny wyrzuca jedzenie z balkonu, zanieczyszczając podwórze pod oknami swoich sąsiadów. Usłyszałam bunt przeciwko osobom nie zaszczepionym na COVID – dlaczego ci ludzie poruszają się swobodnie w okół nas a my o nich nic nie wiemy, gdzie jest osoba odpowiedzialna za nasze zdrowie? Ot, taki dzień jak co dzień, zwykły dzień jak co dzień, drzwi skrzypnęły, zaśpiewał ptak w ogrodzie … płyną chmury, myśl za myślą goni, jakże wolno płynie dla nas czas, a tęsknota dzielnie trzyma straż… – Tak mniej więcej, śpiewał Zbigniew Kurtycz przed laty.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *