Spotkanie znajomej – nieznajomej

To spotkanie wywołało we mnie dużo wspomnień ale ściśle związanych z moim psem – Niuniusiem – tak został nazwany przez mieszkańców naszego Domu i tak już zostało. Ten mój Niuniuś to był hrabia – dżentelmen. Mimo, że był kundlem, prezentował się po wielkopańsku. Był bardzo dziwnie umaszczony – jak stał na łapkach ze spuszczonym ogonem to był czarny i miał lekko podpalane boczki. Jak leżał na plecach był bielutki jak mleko. Zwykle biegnąc kładł na grzbiecie swój piękny puszysty ogon, który odwrócony był biały. Ów Niuniuś, nauczył mnie, że nie muszę go szukać jak on się gdzieś oddali, bo zawsze w to miejsce wróci. Poznawał mnie ze swoimi znajomymi i z gatunku – człowiek i z gatunku pies. Z ludźmi poznawał bezustannie biegając od danej osoby do mnie, aż ze zdziwieniem zbliżyliśmy się i poznali. Bardzo się wówczas cieszył jak bliskie mu osoby poznawały się. Pieski, z którymi mnie poznawał, to zwykle były suczki, z tak zwanych dobrych domów, bo mieszkające w domkach jednorodzinnych, Niuniuś wbiegał na ich posesję swoim tajnym wejściem, polizał po pyszczku pannę a ona w zamian zapraszała go do swojej miski. Wybiegając od panny, zamaszyście oblizywał się żebym wiedziała, że pies jest najedzony. Odwracał się do swojej niuni coś tam zaszczekał i cały szczęśliwy szedł ze mną dalej. Niuniuś bardzo lubił dawać mi prezenty. Z każdego dłuższego spaceru wracałam z prezentem. Zawsze coś znalazł : apaszkę, torebkę, portmonetkę, rękawiczkę czy np. buta. Wprawdzie jednego ale jednak. I właśnie przez takiego buta poznałam ową znajomą nieznajomą. Na końcu ul. Fałata, pod lasem, oczywiście w domku jednorodzinnym, mieszkała piękna suczka w której sympatyzował Niuniuś i to z wzajemnością. Jak przechodziliśmy koło jej posesji to wołała go z daleka. Niuniuś wpadał do niej i pieszczotom nie było końca. Niestety, Niuniuś nie był mile widziany przez właścicieli owej panny, toż to mezalians – kundel i piękna Collie. Chociaż kundel był równie piękny, ale niestety kundel. Kiedyś, jak para baraszkowała sobie w kąciku za domem, pani domu wróciła właśnie z zakupów. Długo chwaliła się mężowi co kupiła, aż wreszcie zobaczyła parę psich kochanków, ze złością zaczęła przeganiać absztyfikanta. Niuniuś uciekając podbiegł do wyłożonych na podmurówce zakupów i zabrał jej coś co uważał za najwłaściwszy prezent dla mnie – otóż, wprawdzie jednego ale pięknego nowego buta. Podejrzewam, że było to na złość owej pani – ty mi możesz to ja tobie też. Ja tego zajścia nie widziałam. Nie wiedziałam skąd mój pies wytrzasnął dla mnie taki prezent. Niuniuś bardzo się cieszył, że mógł mi go dać. Widziałam z daleka jak trudno mu było trzymać w pysku buta i śmiać się od ucha do ucha. ( Niuniuś był zawsze uśmiechnięty, na to zwracali uwagę wszyscy którzy go poznawali). Wygłaskałam swojego darczyńcę i położyłam tego buta pod krzaczkiem na skraju lasu. Za kilka dni, ( byłam w mieście ze swoim Niuniusiem ), podeszła do mnie nieznajoma pani pytając – czy przypadkiem mój pies nie przyniósł mi buta, a jeśli tak to gdzie on może być. Owa pani opowiedziała mi historię z butem. But został znaleziony i od tej chwili owa nieznajoma stała się taką trochę znajomą na dystans. Kiedyś, idąc z Niuńkiem ulicą Oficerską ( oczywiście Niuniuś biegał samopas ) zobaczyłam wystraszoną panią, która z krzykiem zwróciła się do mnie żebym wzięła swojego psa na smycz. Dlaczego? spytałam, mój pies jest dżentelmenem i nikomu krzywdy nie zrobi. Pani, wystraszona zaczęła pokazywać, że tam chodzi jej pies a on jest bardzo chory, boję się, że może dojść do nieszczęścia. Uspokoiłam panią i poprosiłam żeby ze spokojem czekała aż pieski się do siebie zbliżą. Dodałam jeszcze, że pieski się znają i szanują. Owa pani ( mama jednego z naszych sławnych artystów rockowych ) czekała na moment spotkania psów, w napięciu. Jak to zobaczyła to oniemiała – pieski zbliżyły się do siebie, polizały po mordkach, przytuliły na chwilę boczkami i się rozeszły. Innym razem, wchodząc do apteki, Niuniusia przywiązałam na smyczy. Wracam, a mój pies bardzo nerwowo daje mi znać, że muszę go odpiąć i coś zobaczyć, kogoś poznać. Odpięłam go więc i obserwuję – co to takiego ważnego ma mi do pokazania mój pies. A on zaczął wprost tańczyć w okół jednego z zaparkowanych tam samochodów. Zrozumiałam, że jest to samochód kogoś bardzo ważnego dla mojego psa. A zatem poczekamy i zobaczymy. Czekaliśmy z 15 minut, aż wreszcie do samochodu podszedł ksiądz z naszego DPSu. I ksiądz i pies bardzo się ucieszyli na swój widok. Ksiądz, z poważną miną podszedł do mnie i przedstawił Niuńka jako swojego ministranta. Pisałam już, że Niuniusia wzięłam do siebie z naszego DPSu. Zanim Niuniuś trafił do DPSu to uciekł od swojego oprawcy, który przez pierwsze 4 lata życia psa znęcał się nad nim. Opowiadali mi o tym sąsiedzi tego nastoletniego bandziora. Nie będę o tym pisała bo skóra cierpnie na samą myśl. Pies bardzo się bał owego pana. Kiedyś spacerując z psem, patrzę a mój Niuniuś położył się na ziemi, zaczął skowyczeć i posiusiał się leżąc. Nie wiedziałam co to może być, aż zobaczyłam jego byłego pana – bandytę. Pies się tak wystraszył, ponieważ sądził, że ten pan może i mnie zrobić krzywdę i ze strachu stał się bezwolny. Ponieważ znałam życiorys i Niuńka i jego byłego pana, nie czekając na nic chwyciłam leżącą opodal wielką gałąź i zaczęłam okładać tego bandziora wykrzykując za co to wszystko. Chłopak zwiewał co sił w nogach, a mój Niuniuś oczom nie wierzył, że ma taką panią która poradziła sobie z bandziorem którego wszyscy się bali. Podszedł do mnie, patrząc z zachwytem i podziwem zaczął lizać mi ręce. Zrozumiał, że razem to my zdobędziemy świat i nic i nikt nie stanie nam na przeszkodzie. Minęło kilka lat, szłam jak zwykle ulicą Fałata wracając ze spaceru ze swoim Niuniusiem ( idąc ulicą Fałata kończyłam spacer, a idąc ulicą Oficerską zaczynałam), aż tu nagle wybiega z domu były oprawca mojego psa. Podbiega do mnie, obejmuje i całuje w policzki. To już nie chłopiec tylko mężczyzna. Pytam go – chłopie nie pomyliłeś mnie z kimś? Nie boisz się, że ci sprawię łomot? Nie, nie pomyliłem i bardzo przepraszam, ale jak zobaczyłem panią to tak się ucieszyłem, że musiałem panią wyściskać. Jest pani pierwszą znajomą mi osobą którą spotkałem po wyjściu z więzienia. Trzy lata za kratkami to nie żarty. Od tej pory spotykaliśmy się w zgodzie. A jak zobaczył, że zaprzyjaźniona z nim menażeria jest w stosunku do mnie bardzo grzeczna to był dumny, że mnie zna i był równie bardzo grzeczny. A ta menażeria to dzieciaki z ulicy Radiowej – dziś już tatusiowie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *