Rocznica Stanu Wojennego

Od kilku dni i w radiu i w telewizji mówi się o przeżyciach ludzi na wiadomość o ogłoszeniu Stanu Wojennego. Każdy z wypowiadających się opowiadał o swoim bohaterstwie czy strachu, które przeżył 40 lat temu. Prawie każdy poruszał temat braku teleranka w telewizji a zamiast niego obraz munduru generalskiego. A ja tę datę kojarzę jak coś co mnie wybawiło z opresji. 13 grudnia, to była niedziela, a 12 grudnia zadzwonił do mnie znajomy z prośbą czy nie zagrałabym z nimi w brydżyka, bo jak zwykle brakuje czwartego. Każdy brydżysta zna ten ból i każdy, jeśli może, ratuje sytuację. Tak więc umówiliśmy się, że około godziny 18 przyjadą po mnie a po graniu będę odwieziona do domu. Okazało się, że brydżyk ma być rozgrywany w domu kogoś kogo nazwałam swoim satelitą, to pan o którym pisałam w kilku wpisach – Danuśka, czyli skąd to naręcze kwiatów i Danuśka 1,2,3. Do głowy mi nie przyszło, że ów pan zaplanował zemstę na mnie za upokorzenia których ode mnie doznał. Brydżyk się skończył, nawet nie zauważyłam kiedy dwaj gracze wyszli. Zaczęłam się ubierać a Leszek objął mnie i wytłumaczył, że nie wyjdę od niego wcześniej niż rano i to wtedy kiedy on powie, że możemy już iść. Przestraszyłam się nie na żarty. Jeszcze nigdy niczego nie robiłam wbrew swojej woli. Nagle dzwonek do drzwi, kto tam? Milicja Obywatelska – weszli, pokazali jakąś kartkę i Leszek posłusznie, bez żadnego sprzeciwu, nawet bez jednego słowa, ubrał się i wyszedł. Wychodząc powiedział tylko – Danulka, klucze są w szufladzie. Nie wiedziałam co to było. Poczułam się wolna ale i ogłupiała. Musiałam odtajać i do domu wybrałam się dopiero o świcie. Szłam przez zaśnieżone miasto; śniegu było tak dużo, że nie było widać czy ktoś idzie po drugiej stronie ulicy, czy nie. Szłam rozmyślając co to było. Przez moment pomyślałam nawet, że to koledzy Leszka wywinęli mu takiego psikusa i poczułam do nich wdzięczność. Dopiero przed domem spotkana patrol MO która wyjaśniła mi co to za dzień. Nie bardzo rozumiałam co to znaczy ale cała szczęśliwa byłam w swoim domu; a z Leszkiem, to nawet w brydża przestałam grywać.

Poruszany przeze mnie, w poprzednim wpisie, temat naszych wind i śmieci nimi wywożonych, zainteresował moich czytelników. Kochani, ja pisałam, że jest to sprawa na kilka głów nie na jedną. Nie wiem jak często są wywożone śmieci – bo jeśli codziennie to przy zorganizowaniu drugiego punktu zbiórki śmieci, można by wywozić co drugi dzień. To znaczy jednego dnia z jednego punktu, drugiego dnia z drugiego i wyszłaby ta sama cena. Nie wiem ile kosztuje taka wywózka. Może bardziej opłacałoby się kupić taką małą ciężarówkę ze specjalną siatką osłaniającą platformę, czyli samochód do wywożenia śmieci. Wówczas nie potrzebne byłyby kontenery, bo worki ze śmieciami lądowałyby bezpośrednio na platformie, a po zapełnieniu jej byłyby wywożone przez naszego pracownika na wysypisko. To wszystko jest do przeanalizowania i oszacowania wszystkiego za i przeciw. Do tego jest właśnie potrzebny Samorząd Mieszkańców, który z dyrekcją Domu, jak z partnerem przegada każdy temat. Pracownik tego nie zrobi, bo nie ma odwagi dyskutować i zmusić Dyrekcję do myślenia, a podopieczny może to zrobić bo to on jest pracodawcą, czego nikt z Dyrekcji nie bierze pod uwagę.

Kochani moi, dużymi krokami idą święta – tak więc zdrowych i spokojnych świąt, życzy Wam prababcia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *