Mijają dni, tygodnie

…mija rok. Prawdziwe życie mija nas o krok. I z tym nam dobrze jest i nie jest i niby nic nie dzieje się … Tak zaczynają się słowa piosenki, śpiewanej w ubiegłym wieku przez Andrzeja Dąbrowskiego , z tym, że dalej jest informacja, że do zakochania już tylko jeden krok, a mnie przyszło do głowy, iż mimo upływu czasu podczas którego ludzie dorośleją, mądrzeją, to niestety nie zmieniają swoich charakterów. Może tylko tyle, że stają się powściągliwi i udaje im się trzymać nerwy na wodzy, choć nie zawsze, ale sympatii czy antypatii do kogoś, na dłuższą metę trudno ukryć.

Nie pomyślałabym, że podanie posiłku ma taki duży wpływ na apetyt konsumenta. Nie chodzi mi o estetykę nakrycia, czy wygląd potrawy, chodzi o humorek podającego. W czwartek ( 7 IV ) podająca posiłki, w tym wypadku obiad, wiedziała dobrze, że nie znoszę rozmrażanych, gotowanych warzyw, jako dodatku do drugiego dania, te same warzywa w zupie są okey, a tu trzask na stół ląduje gotowana zieleń na talerzu. Mówię – pani Danusiu, pani wie, że tego nie lubię. Ostry ton podającej przywołał mnie do porządku – to zostawi pani. Zostawiłam wszystko nie tknięte, straciłam apetyt. Jednak nie ma tego złego… bo dla mnie, a w zasadzie dla moich kilogramów, to bardzo dobra metoda na odchudzanie, ale nie wiem czy ogólnie to dobre podejście do konsumenta – podopiecznego. Chyba byłam zbytnio rozpieszczana przez naszych pracowników kuchni – zawsze miałam jakieś specjalne życzenie, które było spełniane i dla tego to podejście czwartkowe tak mnie zraziło. Te moje specjalne życzenia mieściły się w granicach posiłków już przygotowanych, na ogół dotyczyły zamiany gotowanych warzyw na surówkę, albo pominięcia mięsa i podania ziemniaków z masełkiem i koperkiem, do czego miałam swój jogurt. Nic ponadto, ale zawsze podane z życzliwością a tu taki afront, czyżby dawna Danusia wróciła. Pamiętam dobrze i nigdy nie zapomnę jak trzymała z ” hołotą ” w sprawianiu przykrości innym, w tym wypadku i mnie. Takich rzeczy się nie zapomina. Ona widocznie też to nosi w sobie, nie zapomina.

W poniedziałek zadzwoniła do mnie pani ze Stowarzyszenia Dzieci Wojny z prośbą żebym opisała życie mojej rodziny podczas II Wojny Światowej.. Wykręcałam się, tłumacząc, że ja urodziłam się jak wojna trwała już od dwóch lat a nikt z rodziny nie brał w niej udziału. Rodzeństwo było za młode a tatuś najpierw się ukrywał żeby nie trafić do obozu śmierci, a od maja 1941r. przesiedział w więzieniu NKWD. – za dużo sowietów zabił podczas I Wojny Światowej. Jednak pani nie ustawała w prośbach – coś pani wie, coś pani słyszała, a nawet to ciągłe ukrywanie się z całą rodziną – nalegała owa pani. A jak się już zgodziłam to okazało się, że to na wczoraj. Dzisiaj jest poniedziałek a w środę musimy materiał wysłać do naszej jednostki nadrzędnej. Trudno – jak trza to trza. Do Stowarzyszenia Dzieci Wojny zapisałam się w 2019. Opłaciłam składkę za rok, później przyszedł COVID byliśmy zamknięci, nie miałam możliwości uiszczania opłat a jak zebrały się zaległości to tego było za wiele do uregulowania i zrezygnowałam z przynależności. Jednak jak już napisałam i zaniosłam tę swoją twórczość do Stowarzyszenia to usłyszałam, że moje zaległości składkowe zostały w tym momencie anulowane, żebym nie rezygnowała z bycia ich członkiem, inaczej nie mogliby wykorzystać tego co napisałam a to ma być rozdział do książki którą mają zamiar wydać. To co napisałam to może być maleńki rozdzialik, to zaledwie pięć stron, ale innych, nie z frontu tylko z ciągłego ukrywania się i spotykania na przemian ludzi złych i ludzi odważnych i serdecznych. Także to moje pisanie nie było za darmo, to taka całkiem, całkiem dniówka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *